Stolat.pl

Borowski Tadeusz

Tadeusz
Borowski

1970-01-01 - 1970-01-01

Sortuj według:

Borowski Tadeusz

Kim jesteś? Ręki twojej gest
i uśmiech drżący w cieniu ócz
znam i nie mogę w sobie kształtu
odtworzyć, jakbym szedł ulicą
tak dobrze znaną, że mi patrzeć
na domy bliskie i otwarte
na oścież oczom -- nie potrzeba.
A później: skąd przyszedłem tu?
-- w zdumieniu pytać. Tak i ty
bliska mi jesteś i tak znana,
że słowem ciebie nie ogarnę
ani obrazem, tylko czuję
w sobie idący czar od ciebie,
niepokojącą ufność, dobroć
i może grozę piękna, jakbym
ujrzał anioła, który nagle
rozwijać jął do lotu skrzydła
i memu dziwił się lękowi...
więcej

Borowski Tadeusz * * * [Wciąż je...

Wciąż jesteś przy mnie. Wszelki dźwięk
i ruch tak zwykły, jak schylenie
czoła ku rękom, trzepot powiek
i cichy uśmiech zamyślenia -
to jesteś ty. Milczenie ust,
puls serca i pieszczota dłoni
nie chwycą ciebie, ani słowo,
które w przemożny rośnie rytm
i jakby falą i ciemnością
ogarnia mnie... Więc smutek, gorycz,
tęsknota - czyż naprawdę jestem
struną, na której ból mijania
w dźwięk się przewija? Tylko jedna
ty, kiedy schylasz się nade mną
uważnie patrząc w moje oczy,
uciszasz drżenie i mój ból,
i chociaż ciebie nie ogarnę
słowem i gestem, jest mi dobrze
i mówię ci po prostu: jesteś...
więcej

Borowski Tadeusz Epitalamium

Niech milczą inni. Płonie hymen,
ku toastowi kielich wznieśmy.
Niechaj się rym powiąże z rymem
w węzeł poezji.

Przełammy słowo i podzielmy,
zanim siądziemy, żeby zjeść.
Oto wam niosę hymn weselny -
tę pieśń.

*

Jest noc jak zasypany tunel
i w niej na dnie zgubiony człowiek.
Gdzież mądra dłoń, co pomóc umie,
i gdzież, by go wołało, słowo?

Jest tylko człowiek. Ślepa rzeka
wieczności płynie, wrogi prąd.
Oto wołamy o człowieka
jak o przyjazny, dobry ląd.

Bo ludzki los : iść w nurt. I w walce
mijać straconym pokoleniem.
I tylko to: człowieka znaleść,
który by ramię wsparł ramieniem.

I wtedy niech ten prąd jak w epos
wrasta ten, który woła, głos,
by znów ku nurtom, wrogim rzekom,
gdzieś nie odrzucił ślepy los.

Huczy nasz ląd od mórz do mórz
rozgwarem wieku niedorzecznym.
Cóż trwalsze jest niż człowiek? Cóż
bardziej niż miłość ludzka - wieczne?

Bo cóż jest człowiek? Równy gwiazdom.
Bo cóż jest miłość? Nieśmiertelna.
Dwoje się ludzi odnalazło.
I tu się kończy pieśń weselna.


*

Kiedyś na gody brylantowe,
zanim siądziecie, aby zjeść,
wyjmijcie z kufra kartki płowe,
tę oto pieśń.

I proszę, kiedy odczytacie
te słowa prosto i na głos,
pomyślcie sobie : "Był poeta,
którego gdzieś odrzucił los."
więcej

Borowski Tadeusz Obrazy snu

W przejrzystych oczach powietrza
stać trzeba i patrzeć w twarz
chmurom zwinietym z oddali i krajobrazom nieba
zmienionym jak migot fal, ujęty w kamienne brzegi.
Horyzont rzucony w krąg, brzeg nasycony sino,
rysuje koło ziemi, granicę ludzkim stopom
złudną, kłamiącą spojrzeniu,
bo skraj ostateczny nieba
tu oczom spływa na ziemię
jak wbity w skałę fundament,
tam innym oczom podnosi,
nad czołem wisi sklepieniem
i inny zakreśla krąg. Każdy nasz krok i ruch
łamie okręgi nieba, kolumny wsparte o ziemię,
i mąci bezkarnie oczy powietrza,
zmrużone badawczo.

A może to wszystko jest złudą,
snem jeszcze nie przebudzonym,
w którym dziwadła i kształty,
jak wiatrem na brzeg przygnane,
uchodzą w głąb oczu i straszą, a potem z falą snu
Spływają. Ujęci w brzegi ciała budzimy się nagle
i tylko noc, noc naokół. I wiatr okiennice rwie...

Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końca
i sen za życie wziąć, obrazem utkanym z mgły
wierzyć, jak gdyby były wykute z kamienia i brązu,
za rzeczywiste brać kształt i ułamek kształtu,
niedokończenie ruchu, czyjś współurwany głos,
wiszący w powietrzu krok, współprzechylenie piersi,
fragmenty imion i nazw, szczątki roztkanych form,
i trzeba po ścieżkach iść,
choćby powietrzem wiodły,
ufając obrazom kamieni, jakby naprawdę były
ciosanym z piaskowca brukiem,
wbitym w powierzchnię ulic.
Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końca
i śnionym powietrzem oddychać,
i miłość i śmierć znać ze snu,
i śnioną orać ziemię, budować nazwy na mgle,
domy, drapacze chmur, nie patrząc,
że lada podmuch
rozkłębi i rozrzuci obrazy nierzeczywiste.
Ostrożnie trzeba iść, by stopą nie zdeptać kształtu,
tręką nie przebić muru, ulic podmuchem nie skłębić
i napowietrznej budowli
nie zwalić silnym oddechem.

Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końca,
choć coraz cięższy sen, gdy formy nierealne
kłębi od spodu dmący wiatr i rozwiewa w chmury,
a śnione powietrze uchodzi i staje się coraz bledsze,
i barwy miękną, ciepleją, płowieją jak akwarele,
i coraz trudniej iść, i być aktorem snu.

A kiedy wyrwany jęk ust lub ręki ruch niecierpliwy
rozwieje w połowie sen i dekoracje zburzy -
więc to jest przebudzenie?
Oczom spojrzenia niezwykłym
ziemia porosła rośliną i wyłożona kamieniem
i szare domy czynszowe, jakby sklejone z tektury,
i księżyc wycięty z papieru
na sztucznym schyleniu nieba -
wszystko wyda się snem
lub z płutna zdjętym obrazem.
Ale już walki nie trzeba i bohaterstwa, i wiary
w ziemię, w powietrze i w kamień
i można oddychać szeroko.
Kłamane znów horyzonty,
ślad niewidzialny na ziemi
kreślą okręgi nieba i fundamenty z mgły
półkolem chwytają sklepienie,
które nie wisi nigdzie.
Bezkarnie stopa przekracza kręgi wyryte na ziemi,
przez pczy powietrza brnie, które nie patrzą nigdzie
i są tylko kurzem i pyłem
wplątanym w ostre szczeliny,
w których się łamie słońce i nie trzepocze źrenica...

Gdziekolwiek ziemia jest snem
nie przebudzonym jeszcze,
uwierzyć trzeba w kształt i kochać senny pozór,
na wietrze budować mgłę i wpół nie urwać snu.
Gdziekolwiek ziemia jest snem,
tam trzeba dośnić do końca.
więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję