Stolat.pl

Shakespeare William

William
Shakespeare

1970-01-01 - 1970-01-01

Sortuj według:

Shakespeare William 43

Gdy oczy zamknę, widzę ciebie wcześniej,
Bo w dzień na wszystko patrzę bez czułości;
Gdy śpię, me oczy widzą ciebie we śnie
I w ciemnym blasku są blaskiem ciemności.
Więc jakże cień twój, co rozjaśnia cienie,
Mógłby swym cieniem w dzień jasny i biały
Zajaśnieć jeszcze jaśniejszym promieniem,
Jeśli w snach oczom daje blask swój cały!
I jakże mówię wzrok mam zaspokoić
Widzeniem twojej postaci na jawie,
Jeśli w noc głucha twój cień we śnie stoi
Tak piękny oczom, że aż obcy prawie!
, Dzień, to noc ślepa, która cię zaćmiła,
, Noc to dzień jasny, gdy sen ciebie zsyła.
więcej

Shakespeare William XLIII

Chcąc widzieć, oczy zamykam boleśnie;
Za dnia tonęły w zwykłej przeciętności,
Lecz kiedy usnę, widzę ciebie we śnie,
Gdy mrocznym blaskiem jaśniejesz w ciemności.
Ach, skoro cienie cień rozjaśnia lśnieniem,
Jak jasnym w jasny dzień będzie widokiem
Twa piękna postać, której jesteś cieniem,
Tak jaśniejącym przed uśpionym okiem!
Ileż by szczęścia oczy me zaznały,
Widząc twą piękność podczas dnia żywego,
Gdy martwą nocą cień niedoskonały
Tkwi w ślepych oczach ciężkiego snu mego!
, Dzień będzie nocą, póki nie przybędziesz,
, Noc dniem, gdy we śnie znów ze mną zasiędziesz.
więcej

Shakespeare William 89

Gdy mnie porzucisz, choćby dla zabawy,
Będę się kajał i łzy będę ronił,
Mów, że kuleję stanę się kulawym,
Przed twoim ciosem nie będę się bronił.
Nie zdołasz nazwać win moich połowy,
By uzasadnić nagłą serca zmianę,
Jakie wytoczyć sam jestem gotowy,
Gdy taki rozkaz od ciebie dostanę.
Zdławię znajomość, ostudzę spojrzenie,
I wydrę imię, które język drażni,
Iżby nie nazwał cię przez roztargnienie
I naszej dawnej nie wydał przyjaźni.
, Dla ciebie walkę wydam przeciw sobie,
, Bo jakże kochać to, co obce tobie?
więcej

Shakespeare William Czy umrzeć mam?C...

, 1

Czy umrzeć mam? Czy uciec tam,
Gdzie nie nęci i nie smęci
, , miłowanie?
Czy się bronić? Czy pokłonić?
Czy bez żalu się odsłonić
, , tkliwej ranie?
Jej sługą na wieczność długą
Tak czy owak mnie uczyni jej uroda.
A gdy wzgardzi mną, tym bardziej
Na zawsze mi będzie szkoda.

, , , , , 2

Jednak muszę wylać duszę
I wysłowić tę katuszę,
, , co się we mnie dzieje.
Uśmiech jej udręce mej
Zmilknąć każe... A jak okaże
, , niechęć i zwiedzie mą nadzieję?
Precz, zwątpienie, podejrzenie,
Nie trzeba mi dręczyciela!
Zmykaj pędem, a ja będę
Kochał, gdyż nadzieja mnie ośmiela.

, , , , , 3

Gdybym winił, despekt bym czynił
Mej miłości, wzajemności
, , nim dowiodę.
Zrób więc próbę! Albo lube
Słowo rzeknie ci, albo na zgubę
, , i na szkodę.
To czy owo zniosę słowo
Od piękności jej, zniosę cierpliwie,
Snadź nie splami się krzywdami
Tego, kto hołd niesie jej w podziwie.

, , , , , 4

We śnie, zdało się, cieleśnie
(Choć biada mi, sen przepada
, , jak niknące
Cienie) że chodziła, że gwarzyła
Ze mną gołąbeczka miła
, , gdzieś po łące.
Szliśmy tak, weseli, aż spoczęli
I wargami do warg przywarli,
Ja i ona, spletli ramiona,
Serca mego skarb w uścisku zawarli.

, , , , , 5

Igrał polny wietrzyk swawolny
I co chwilę burzył mile
, , włos jej złoty,
Zmysły me zmacał, w obłęd wtrącał,
Gdym oglądał wzloty jej włosów
, , i trzepoty
Ja odurzony, zapatrzony
W jej więcej niż śmiertelne piękno.
Pokąd sięga urody potęga
Wiedzą ci, co przed nią uklękną.

, , , , , 6

Włosy dokoła, w nich gładkość czoła
Wysokiego jej, spod którego
, , brew się smuży
Marszczką nie tknięta; i oczęta
Pod nią gwiezdne, miłości przynęta,
, , gdy je mruży.
Kto spojrzy, na policzku jej dojrzy
Sztandar miłości rozwinięty.
Ach, spoglądam i już pożądam,
Już bym chciał posiąść jej ponęty.

, , , , , 7

Jej czerwone wargi zwężone,
Gdy mu się użyczą, wszelką słodyczą
, , kochanka swego
Karmią i poją, lubością swoją,
Spokojnie, błogo, żadną trwogą
, , nie naglonego.
Bródka jej budzi u wszystkich ludzi
Bez nijakiej osłonki
Zachwytu wyrazy, szyja bez skazy,
Podziwu godne są wszystkie jej członki.

, , , , , 8

Dzieli te miejsca najśliczniejsza
Nagość co człowieka urzeka
, , też i osobno.
Nie równa z niczym prócz słodyczy,
Aż dziw, żem spotkał, jakom żyw,
, , piękność podobną.
żadnej wady, żadnej zdrady
Wobec natury doskonałej wzoru,
żadnej skazy, żadnej zmazy,
Jest królową piękności z wyboru.

, , , , , 9

Gdy tak śniłem, bez trosk byłem
I zda się, że z nią dzieliłem
, , uciech mnóstwo;
Lecz na jawie żadnych prawie
Nie znajduję i bieduję
, , przez rozkoszy owych ubóstwo.
Będę zatem ścigał je,
Aż serce me swych pragnień dopnie.
Bo mówią, że odwlekać źle
I że później tego żal okropnie.
więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję