Stolat.pl
Życzenia
Wiersze znanych
Cytaty
Dodaj życzenia
Chrystus tak rela...
Osiemnaście mysz...
18 lat marzyłeś...
18 lat skończone...
18 spełnionych m...
18-sty wybił roc...
18-ście lat temu...
Bądź zawsze szc...
Coż by Ci życzy...
Dajmy dzisiaj ost...
Zakochani
Bądź zawsze szc...
Kołysanka dla Jo...
O moim tacie
Motyw biblijny
Niepowodzenie
O prawach dziecka
18 lat marzyłeś...
Chrystus tak rela...
18-sty wybił roc...
Wyślij tekst znajomemu
Wyślij do:
Treść wiadomości:
Na ulicy Czterech Wiatrów<br />Niedaleko Bonifratrów<br />Do zachodnich ścian przytyka<br />Sklep Magika Mechanika.<br />Sklep ten zawsze jest zamknięty,<br />Lecz przez okno wystawowe<br />Widać różne dziwne sprzęty,<br />Różne częś""""""""""""""""""ci metalowe,<br />Tajemnicze instrumenty,<br />Automaty, lalki, skrzynki,<br />Nakręcane katarynki,<br />Śpiewające psy i świnki.<br /><br />Z głębi sklepu znad stolika<br />Patrzą oczy Mechanika.<br />Widać jego twarz niemłodą,<br />Okoloną rudą brodą,<br />Duże uszy, nos spiczasty<br />I krzaczaste brwi jak chwasty<br /><br />Całe noce Magik siedzi<br />Pośród zwojów drutu z miedzi,<br />Warzy zioła, praży kwasy<br />I uciera kuperwasy.<br />Kto zobaczy Mechanika,<br />Tego zaraz lęk przenika,<br />Ten ucieka od wystawy,<br />Choćby nawet był ciekawy.<br /><br />Dnia pewnego w październiku<br />Napłynęło chmur bez liku,<br />Runął wicher porywiście,<br />Poleciały żółte liście,<br />Zaciemniły się błękity,<br />Zgęstniał mrok niesamowity.<br />Snadź żałosny śpiew jesieni<br />Albo napływ nocnych cieni,<br />Albo gwiazd zupełny zanik<br />Sprawił właśnie, że Mechanik<br />Usnął nagle przy stoliku<br />Dnia pewnego, w październiku.<br /><br />Spał jak kamień. A tymczasem<br />Drzwi rozwarły się z hałasem<br />I ze sklepu na ulicę<br />W noc, w jesienną nawałnicę<br />Wybiegł z chrzęstem jeż stalowy<br />Miał przyłbicę zamiast głowy,<br />Od przyłbicy aż po pięty<br />W stal hartowną był zaklęty.<br />Miał też pancerz - z każdej strony<br />Mnóstwem igieł najeżony,<br />Nadto miecz ze stali twardej,<br />Tarczę tudzież halabardę.<br /><br />Jeż przez chwilę nasłuchiwał,<br />Coś wspominał, coś przeżywał.<br />Spojrzał w noc październikową<br />I zacisnął pięść stalową.<br />W krąg ulica była pusta.<br />Mrok narastał, wiatr nie ustał,<br />Deszcz jesienny w szyby chlustał.<br /><br />Co się stało, to się stało,<br />Widać tak się stać musiało,<br />Jeż więc naprzód ruszył śmiało,<br />Pędził w dal opustoszałą,<br />Pod murami się przemykał<br />I w zaułkach ciemnych znikał.<br />A gdy biła jedenasta,<br />Jeż opuścił mury miasta.<br /><br />Minął sady i ogrody,<br />Przebiegł szybko gaik młody,<br />Aż wydarłszy się zawiei<br />Jeż stalowy dopadł kniei.<br />Tu odetchnął. Leśne zmory<br />W dziuplach jadły muchomory,<br />W opuszczonym jarze strzygi<br />Odprawiały na wyścigi<br />Swoje pląsy i podrygi,<br />Wiedźmy spały w gniazdach wronich,<br />Sowy piały, a koło nich,<br />Wyskoczywszy na wierzchołek,<br />Na piszczałce grał Dusiołek.<br /><br />Jeż przez chwilę odpoczywał,<br />Coś wspominał, coś przeżywał,<br />Lecz niebawem ruszył dalej,<br />Budząc wiedźmy chrzęstem stali.<br /><br />Brzask od wschodu jaśniał złudnie,<br />A Jeż zdążał na południe,<br />Stanął właśnie na polanie,<br />Gdy znienacka, niespodzianie<br />Ujrzał tam, gdzie rzednie knieja,<br />Czarodzieja Babuleja.<br /><br />Miał Babulej łeb jak skała,<br />Z nozdrzy para mu buchała,<br />Wylatywał ogień z gęby,<br />Miał ramiona jak dwa dęby,<br />Każdą nogę miał jak wieża.<br />Gdy się ocknął, spostrzegł Jeża.<br /><br />Był Babulej tak potężny,<br />że Jeż mężny i orężny<br />Zbladł - o ile jeże bledną,<br />Ale to jest wszystko jedno.<br />Rzekł Babulej: "Hej, rycerzu,<br />Hej, stalowy dzielny Jeżu,<br />Jaka moc i jaka władza<br />Do tej kniei cię sprowadza?<br />Czy przybywasz do mnie w gości,<br />Czy chcesz zabrać moje włości,<br />Czy też cel masz niedościgły,<br />Aby we mnie wbić swe igły?"<br /><br />Jeż zawołał: "Dobrodzieju,<br />Czarodzieju Babuleju,<br />Od przyłbicy aż po pięty<br />Jam stalowy Jeż - zaklęty<br />Przez Magika Mechanika -<br />I wprost żałość mnie przenika,<br />Kiedy patrzę na mą zbroję,<br />Na stalowe igły moje.<br />Twoja mądrość jest bez miary,<br />Powiedz, jak mam zrzucić czary?<br />Dokąd iść mam? Wskaż mi drogę,<br />Bo tak dłużej żyć nie mogę."<br /><br />Zastanowił się Babulej<br />I do Jeża rzekł już czulej:<br />"Z tej krynicy wody ulej.<br />Kiedy nią przemyjesz oczy,<br />Wnet przed tobą się roztoczy<br />Gładka droga. Idź nią żwawo,<br />Byle w prawo, zawsze w prawo!<br />Gdy dotrzymasz tego święcie,<br />Spadnie z ciebie złe zaklęcie."<br />Jeż uściskał Babuleja.<br />"W tobie cała ma nadzieja"-<br />Rzekł z wdzięcznością. Bez przeszkody<br />Nalał w dłoń cudownej wody,<br />Wodą plusnął sobie w oczy,<br />Aż tu nagle się roztoczy<br />Droga gładka, lecz zawiła:<br />Cała we mgle się gubiła,<br />Porośnięta przy tym była<br />Migotliwą srebrną trawą.<br />Jeż tą drogą ruszył w prawo.<br /><br />Szedł bez przerwy aż do zmroku,<br />Nie zwalniając nawet kroku,<br />Ani nie jadł, ani nie pił,<br />Tylko chłodem się pokrzepił.<br />Dziwne dziwy widział z lewa:<br />Migdałowe kwitły drzewa,<br />Kolorowych słońc ulewa<br />Oblewała piękne place,<br />Na nich domy i pałace,<br />A w pałacach rajskie ptaki,<br />A w ogrodach złote maki,<br />A wokoło mleczne rzeki<br />Zdążające w świat daleki.<br /><br />Jeża złudy nie skusiły.<br />Wytężając wszystkie siły,<br />Ciągle w prawo szedł po drodze,<br />Pamiętając o przestrodze.<br />I po stronie właśnie prawej<br />Ujrzał Jeż rtęciowe stawy.<br />Falowała rtęć srebrzyście<br />I srebrzyła się faliście,<br />I jaśniała uroczyście,<br />Blask rzucając na wybrzeża,<br />Na dal mroczną i na Jeża.<br /><br />Jeż przed siebie śmiało dążył,<br />W żywym srebrze się pogrążył<br />I przez rtęci śliskie fale<br />Płynął silnie i wytrwale.<br />Stoczył przy tym bój zajadły,<br />Bowiem zewsząd go opadły<br />Wygłodniałe, złe trytony,<br />Ale on, niezwyciężony,<br />Mieczem rąbał i wywijał,<br />Aż je wszystkie pozabijał.<br />Gdy Jeż stawy wreszcie przebrnął,<br />Połyskiwał zbroją srebrną.<br /><br />Kroczył naprzód niestrudzony,<br />Rtęcią złudnie posrebrzony,<br />Miecz wyostrzył, jak należy,<br />A gdy mrok się rozlał szerzej,<br />Zszedł w Dolinę Nietoperzy.<br />Czuł, że bój nie będzie błahy:<br />Nietoperze z kutej blachy,<br />Z metalicznym skrzydeł chrzęstem,<br />Uderzyły rojem gęstym,<br />Ämy blaszane o północy<br />Przyleciały do pomocy,<br />A ze szczelin pełzły strachy,<br />Nocne strachy z kutej blachy.<br /><br />Jeż odważnie się najeżył,<br />Halabardą się zamierzył,<br />Wpadł w sam środek nietoperzy<br />I na oślep ciął z rozmachem<br />Napastliwą groźną blachę.<br />Ciem padały całe stosy,<br />A on wciąż zadawał ciosy,<br />Nietoperzy chmary tępił,<br />Tarczę pogiął, miecz przytępił,<br />Deptał blachę pokonaną,<br />A gdy bój się skończył rano,<br />Stwierdził Jeż swój tryumf świeży,<br />Więc z Doliny Nietoperzy,<br />W której posiał śmierć i trwogę,<br />Wyszedł znów na gładką drogę.<br /><br />Mgła, jak zwykle, drogi strzegła,<br />Droga prawą stroną biegła.<br />A gdy świt był niedaleko,<br />Stanął Jeż nad wielką rzeką.<br />Nurt burzliwy i spieniony<br />Tworzył wiry z prawej strony.<br />Jeż to zoczył, lecz nie zboczył,<br />Tylko w środek wirów skoczył.<br />Płynął śmiało jak na połów,<br />A gdy przemógł moc żywiołów,<br /><br />Ujrzał Wyspę Trzech Bawołów.<br />Był na wyspie las potężny,<br />Nie drewniany, lecz mosiężny,<br />Z lasu, sadząc przez wądoły,<br />Wyskoczyły trzy bawoły<br />I ruszyły wprost na Jeża,<br />Który dotknął już wybrzeża.<br />Ziemia drżała, tratowana<br />Przez bawoły. Gęsta piana<br />Wystąpiła im na pyski,<br />W ślepiach drgały krwawe błyski,<br />A kopyta ich potężne,<br />Nie zwyczajne, lecz mosiężne,<br />I mosiężne wielkie rogi<br />W sposób groźny i złowrogi<br />Skierowały się na Jeża:<br />Tylko bawół tak uderza.<br />Jeż, do walki już gotowy,<br />Wyjął z pochwy miecz stalowy,<br />W bok uskoczył i zawzięcie<br />Rąbnął mieczem. Straszne cięcie<br />Zmiotło sześć bawolich rogów,<br />Które spadły wśród rozłogów.<br />Ich mosiężny dźwięk rozbrzmiewał,<br />O mosiężne tłukł się drzewa<br />I przez echo powtórzony,<br />Brzmiał i grzmiał na wszystkie strony.<br /><br />A bawoły chyląc głowy<br />Legły rzędem. Jeż stalowy<br />Stał podparty halabardą<br />I przyglądał się z pogardą<br />Pokonanym swoim wrogom<br />I mosiężnym wielkim rogom,<br />Po czym w prawo ruszył drogą.<br /><br />Dziwne dziwy widział z lewa:<br />Z białych skał sfrunęła mewa<br />Trzepotliwa, śnieżnobiała,<br />W dziobie złoty klucz trzymała,<br />Kluczem skały otwierała,<br />Otwierała złote bramy,<br />Skarbce, zamki i sezamy.<br /><br />On szedł w prawo, ciągłe w prawo,<br />Gardził złotem, gardził strawą,<br />Szedł bez przerwy, aż do zmroku,<br />Nie zwalniając nawet kroku.<br />Ani nie jadł, ani nie pił,<br />Tylko chłodem się pokrzepił.<br /><br />Kiedy tak przez piachy kroczył,<br />Z pochwy naraz miecz wyskoczył<br />I pofrunął w dal z łoskotem,<br />Tarcza za nim w ślad, a potem<br />Halabarda, mknąc przed siebie,<br />Znikła szybko w nocnym niebie.<br /><br />Jeż oniemiał, Jeż się zdumiał,<br />Ale zanim coś zrozumiał,<br />Jakaś siła niebywała<br />Nagle z ziemi go porwała<br />I poniosła jak źdźbło słomy<br />W świat daleki, niewiadomy.<br /><br />Jeż w niezwykłym swoim locie<br />Widział gwiazd jarzących krocie,<br />A pod sobą czarną chmurę,<br />A przed sobą wielką górę<br />Niebotyczną i wyniosłą -<br />Do niej właśnie Jeża niosło.<br /><br />Jeż wytężył wyobraźnię,<br />Wzrok wytężył i wyraźnie<br />Widział teraz i miarkował,<br />że to Góra Magnesowa<br />Z dali ciemnej się wyłania,<br />że jej siła przyciągania,<br />Nieodparta i straszliwa,<br />Stal unosi i porywa.<br /><br />Leciał Jeż jak srebrna kula,<br />Brzęczał tak jak pszczoła z ula,<br />Góra przed nim w oczach rosła<br />Niebotyczna i wyniosła,<br />Wreszcie gniewny i ponury<br />Przylgnął Jeż do zbocza góry.<br /><br />Stał bezbronny, pełen trwogi,<br />Magnes więził jego nogi<br />I krępował wszystkie ruchy,<br />Tak jak muchę lep na muchy.<br /><br />Chcąc się wydrzeć z tej niewoli,<br />Jął poruszać się powoli,<br />Jął powoli piąć się w górę,<br />Nie zważając na wichurę.<br />Szedł pięć godzin, aż o świcie<br />Wreszcie znalazł się na szczycie.<br /><br />Był tam pałac z gwiazd wysnuty<br />I był człowiek w złocie kuty<br />I obuty w złote buty<br />.<br />A dokoła w barwnej śniedzi<br />Stali ludzie z brązu, miedzi<br />I z mosiądzu, i z ołowiu -<br />Stali wszyscy w pogotowiu.<br />Władca Góry Magnesowej<br /><br />Do zdobyczy swojej nowej<br />Krzyknął: "Jam jest w złocie kuty<br />I obuty w złote buty,<br />Bezprzykładna dzielność twoja<br />Ani pancerz, ani zbroja<br />Nie uchronią cię przede mną.<br />Ja mam taką moc tajemną,<br />że się tylko stalą żywię<br />I na górze tej szczęśliwie<br />Miedzią, brązem i mosiądzem<br />Jak posłusznym ludem rządzę.<br />Broń się, Jeżu! Mam ochotę<br />Stal twą przebić ostrzem złotym!"<br /><br />Jeż zawołał: "Niech się stanie!<br />Chodź, przyjmuję twe wyzwanie.<br />Nie mam miecza ani tarczy,<br />Ale igieł mi wystarczy!"<br />Po tych słowach pięść zacisnął,<br />Złoty rycerz tarczą błysnął,<br />Błysnął złotym swym pancerzem,<br />A gdy stanął tuż przed Jeżem,<br />Porwał szybko w dłoń waleczną<br />Złotą klingę obosieczną.<br /><br />Zawrzał bój. I brzęk metali,<br />Naprzód złota, potem stali,<br />Dookoła się rozlegał<br />I wraz z echem w dal wybiegał.<br />Nagle dopadł Jeż rycerza<br />I straszliwa igła Jeża<br />W pancerz wbiła się ze zgrzytem.<br />Rycerz zachwiał się, a przy tym<br />Krwi czerwonej kropla spadła,<br />Krew trysnęła na wiązadła,<br />Na napierśnik, na przyłbicę,<br />Na stalowe rękawice.<br /><br />Właśnie krwi tej kropla świeża<br />Złe zaklęcie zdjęła z Jeża.<br />Pękła stal, przyłbica spadła<br />I dziewczyny twarz pobladła<br />Wyłoniła się ze stali,<br />A tu stal pękała dalej,<br />Opadała jak łupina -<br />Wyszła z niej na świat dziewczyna<br />Jawiąc wdzięki swe dziewczęce<br />I dziewczęce białe ręce,<br />I kibici kształt powabny,<br />Obleczony w strój jedwabny.<br />Rycerz patrzał ze zdumieniem,<br />Podszedł, objął ją ramieniem<br />I na jego pierś złocistą<br />Łza jej spadła kroplą czystą.<br /><br />I - o Boże! - łza ta świeża<br />Zdjęła czary złe z rycerza,<br />Złoto spadło zeń. Okowy<br />Władcy Góry Magnesowej<br />Nie zdołały już się ostać<br />I młodzieńca piękna postać<br />Przed dziewczyną kornie stała,<br />A dziewczyna promieniała,<br />Biale ręce wyciągała.<br /><br />Świat spowiła mgła róźowa,<br />W mgle tej Góra Magnesowa<br />Rozpłynęła się, przepadła,<br />Tak jak nikną złe widziadła<br />I dokoła zaszła zmiana<br />Niewidziana, niespodziana:<br />Migdałowe kwitły drzewa,<br />Kolorowych słońc ulewa<br />Oblewała piękne place,<br />Na nich domy i pałace,<br />A w pałacach rajskie ptaki,<br />A w ogrodach złote maki,<br />A dokoła mleczne rzeki<br />Zdążające w świat daleki.<br /><br />Cały bezmiar grał i śpiewał.<br />Z białych skał sfrunęła mewa,<br />Trzepotliwa, śnieżnobiała,<br />W dziobie złoty klucz trzymała,<br />Kluczem skały otwierała,<br />Otwierała złote bramy,<br />Skarbce, zamki i sezamy.<br /><br />A młodzieniec rzekł najczulej:<br />"Zaczarował mnie Babulej,<br />Zakuł w złoto swym zaklęciem,<br />A ja jestem sławnym księciem,<br />Dzielnym księciem Złotowojem,<br />Właśnie jesteś w państwie moim."<br /><br />"A ja - rzekła mu dziewczyna -<br />Jestem panna Klementyna,<br />Pasierbica Mechanika -<br />Śledziennika i magika.<br />Ach, to złośnik jest nieczuły,<br />Jego słowa mnie zakuły<br />W stal okrutną, w postać Jeża,<br />Który nie wie, dokąd zmierza."<br />"Porzuć troskę nadaremną -<br />Rzekł Złotowój. - Zostań ze mną.<br />Mowie serca chciej uwierzyć,<br />Pragnę z tobą życie przeżyć,<br />Będziesz dobrą moją żoną,<br />Szanowaną i wielbioną,<br />Mieszkać będziesz w tych ogrodach,<br />Wchodzić będziesz po tych schodach,<br />Siedzieć będziesz na tym tronie,<br />Jak przystało mojej żonie!"<br /><br />Klementyna się zgodziła,<br />Była dobra, była miła,<br />Z mężem dużo lat przeżyła<br />W wielkim szczęściu i bez waśni -<br />I to właśnie koniec baśni.<br /><br />Na ulicy Czterech Wiatrów<br />Niedaleko Bonifratrów<br />Do zachodnich ścian przytyka<br />Sklep Magika Mechanika.<br />Sklep, zamknięty na trzy spusty,<br />Jest od dawien dawna pusty,<br />Lecz przez szybę wystawową,<br />Gdy do szyby przylgnąć głową,<br />Widać wielką pajęczynę.<br />Pająk wątłą swą tkaninę<br />Utkał z nudów i z nawyku<br />Dnia pewnego, w październiku.
Wykonanie:
SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z
regulaminem
, aby dowiedzieć się więcej.
Akceptuję