Stolat.pl
Życzenia
Wiersze znanych
Cytaty
Dodaj życzenia
Chrystus tak rela...
Osiemnaście mysz...
18 lat marzyłeś...
18 lat skończone...
18 spełnionych m...
18-sty wybił roc...
18-ście lat temu...
Bądź zawsze szc...
Coż by Ci życzy...
Dajmy dzisiaj ost...
Zakochani
Bądź zawsze szc...
Kołysanka dla Jo...
O moim tacie
Motyw biblijny
Niepowodzenie
O prawach dziecka
18 lat marzyłeś...
Chrystus tak rela...
18-sty wybił roc...
Wyślij tekst znajomemu
Wyślij do:
Treść wiadomości:
I<br />Rozechwiały się szumne gałęzi wahadła<br />Snem trącone! Wybiła Zielona Godzina!<br />Wynijdź, lesie, z swej głębi, ty nasz i nie nasz!<br /><br />Czyjaż dusza w twe gąszcze znowu się zapadła?<br />Czyjaż twarz się strumieniom twoim przypomina ?<br />Jeszcze moja przed chwilą już niczyja twarz...<br /><br />Dziwno mi, że ją widzą wód prądy i drzewa,<br />Tę samą a już inną, i szepczą: To ona!<br />Zbłąkaną poza nami Bóg przywrócił nam!..."<br /><br />to Mamże dziś po jej rysach poznać las, co śpiewa ?<br />Wszak mówiłem: gdy przyjdzie Godzina Zielona<br />Oddam lasom co leśne, choćbym zginął sam!...<br /><br />II<br />I przyszła!... Czują mrowisk ruchliwe pagóry,<br />że to ja po nich stąpam, rwąc pajęczyn gazę,<br />Skrzącą się, jak sam poblask znikąd i bez tła...<br /><br />Cisza, dławiąc się w kwiatach, brzmi echem w lazury,<br />Jakby właśnie, do kwiatów mająca urazę,<br />Niewidzialna dziewczyna, głośno płacząc, szła!<br /><br />Duchu mój, wrażę ciebie, niby dziób bociani,<br />W mokradła, żab oddechem nabrzmiałe i wzdęte,<br />Byś poznał woń pod ziemią zaczajonych wód!<br /><br />W tobie znojny szmer wężów, śmierć zdybanej łani,<br />Nagła czerwień wiewiórek i zbóż złoto<br />święte,<br />I skwary macierzanek i paproci chłód.<br /><br />Jakże las, wespół z tobą zieleniąc się, dyszy!<br />Wzdłuż polany przed chwilą wędrowny cień kruka<br />Przemknął, ledwo ukosem tykając mych brwi.<br /><br />Zdaje mi się, że teraz w tym znoju, w tej ciszy,<br />Kiedy dzięcioł do dębu pierwszego zapuka<br />Czyjejś chaty dalekiej rozewrą się drzwi!...<br /><br />III<br />Kochajcie mnie, kochajcie, wy gęstwy zieleni,<br />Wypełzło z nor podziemnych na jasność przestworu,<br />Zrodzonego w tym samym, co me serce, dniu!<br /><br />I wy, senne gromady powikłanych cieni,<br />Z głębi słońca na zawsze wygnane w zmierzch boru,<br />I ty stary, uparty, niewzruszony pniu!<br /><br />I ty, skrętna jemioło, coś zwykła na dębie,<br />Wieszać gniazda czepliwe dla ciszy, nim jeszcze<br />Snem się złotym opierzy, by ulecieć w świat!<br /><br />I ty wąski strumieniu, co w srebrnym obrębie<br />Taisz niebo dla szczura wodnego, gdy w dreszcze<br />Fal twych wpada, nadbrzeżny potrącając kwiat!<br /><br />Kochajcie mnie, kochajcie! Bo mnie wicher mroźny<br />Gnał ku wam z gwiazd bezleśnych aż na tamtą stronę<br />życia, gdzie w zieloności wypoczywa skroń!<br /><br />Kochajcie mnie, kochajcie, bom miłością groźny!<br />Nie znam granic ni kresów! Pożądam i płonę!<br />Płonący wołam światu: Razem ze mną płoń!<br /><br />IV<br />Dziewczyno, nim się w mojej odbijesz źrenicy,<br />Musisz przebrnąć splątane zieloności zwoje,<br />Co od dawna mych oczu zaprószyły głąb.<br /><br />Leśno tam i cieniście, jak w owej krynicy,<br />Gdzie drzew wierzchy tkwią na dnie. Nie patrz w oczy moje,<br />Bo twą postać przesłoni pierwszy z brzegu dąb!...<br /><br />Długo one te oczy zbłąkane wśród jarów<br />Zbierały kwiaty żywe i śmiertelne zioła,<br />Zważając na motyli dookolny tan.<br /><br />Dzisiaj głąb ich to leśny a widzący parów...<br />I nie wiem, czy śmierć kiedyś udźwignąć podoła<br />Ducha jagód purpurą przeciążony dzban!<br /><br />Nieraz one te oczy wpatrzone gwiaździście<br />W słońce, światłem rozprysłe po dębowych sękach,<br />Czuły, jak w nich dojrzewa i paproć i wrzos...<br /><br />Więc im dano na miłość poglądać przez liście,<br />Nikłym cieniem na moich pełgające rękach,<br />Co za chwilę, dziewczyno, rozplotą twój włos.<br /><br />że też tymi oczyma, gdzie las ma schronisko,<br />Zdołałem postrżec ciebie w twej chacie za rzeką,<br />Gdy się wokół i dalej rozpłomienił czas!<br /><br />Lecz choćbyś do mej piersi przywarła się blisko,<br />Zawsze będę cię widział cudownie daleką<br />Przez ukryty w mych oczach, nie znany ci las!<br /><br />V<br />Czylim światów tajemnych zjawionym przedmurzem,<br />Na które drzewa cień swój kładą nieprzytomnie?<br />Ciało moje na brzegu, reszta w mroku den.<br /><br />Jam jest miejsce spotkania łez ze złotym kurzem<br />Słońca, ptakom widnego!... Oto bór śni o mnie<br />Sen, liśćmi zaprószony, galęzisty sen!<br /><br />Śni, że idę, nie wiedząc ni dokąd, ni za czem<br />Ku bezcelom, zapadłym w nieprzebytą ciszę,<br />Gdzie wszystko jest bez nazwy, bez granic, bez tchu.<br /><br />Na rękach niosę strumień, potrząsany płaczem,<br />I uśmiechem go koję i do snu kołyszę,<br />By go złożyć pod skałą na trawie na mchu.<br /><br />Brzozy, nagle od ziemi oderwane łona,<br />Idą za mną, by drogę śpiewaniem mi skrócić<br />I marzeń dźwigaczowi leśnych przydać sił...<br /><br />Wiedzą, że blady strumień na ręku mym kona,<br />że go trzeba zdać kwiatom i ziemi przywrócić,<br />że go trzeba pogrzebać, by dzwonił i żył.<br /><br />I grzebiemy go wspólnie i żyje i dzwoni,<br />Za kres boru wybiega, w nieskończoność polną,<br />By się sycić odbiciem najzieleńszych niw.<br /><br />A brzozy z trwogą na mnie patrzą z swej ustroni,<br />Bo wiedzą, że mnie w ziemi pogrzebać nie wolno,<br />żem inny, niepodobny odmieniec i dziw!<br /><br />VI<br />W parowie, pod leszczyny rozchełstanym cieniem,<br />Spadły z nieba bezwolnie wraz z poranną rosą<br />Drzemie Bóg, w macierzankach poległy na wznak.<br /><br />Dno parowu rozkwita pod jego brzemieniem.<br />Biegnę tam, mokre trawy czesząc stopą bosą,<br />Schylam się nad drzemiącym i mówię doń tak:<br /><br />Zbudź się, ty ptaku senny! Ty ćmo wielkanocna,<br />Co zmartwychwstajesz pilnie, by lecieć w ślepotę<br />Świateł gwiezdnych, gdzie w mroku spala się twój czar!<br /><br />Zbudź się! Słońce już wstało! Niech twa dłoń wszechmocna<br />Zrywa kwiaty te same, com we włosy złote<br />Mej dziewczynie zaplatał, jak twój z nieba dar!<br /><br />Zbudź się! Pierwszego szczygła zapytaj o drogę<br />Do chaty, gdzie po nocach przez okienic szpary<br />Śmiech mój i me nadzieje patrzą w wonny świat!<br /><br />Pójdziem razem! Ramieniem własnym cię wspomogę!<br />Pokażę ci sny nasze i nasze moczary<br />I słońce w oczach ptaków, zapatrzonych w sad!..."<br /><br />Tak doń mówię i dłonią, wyciągniętą mężnie<br />Nad nim, jak nad zwaloną od uderzeń bramą,<br />Trafiam na jego ku mnie wyciągniętą dłoń!<br /><br />I zgaduję oczyma wodząc widnokrężnie<br />że on do mnie z parowu modlił się tak samo,<br />Jak i ja nad parowem modułem się doń!...<br /><br />VII<br />Dzwoń, Zielona Godzino! Płomień się goręcej,<br />Dniu, szelestem gałęzi zwabiony z mgieł dali!<br />Poznaj się, duszo moja, po zapachu traw!<br /><br />Tyś jest kwiatem i drzewem, mniej nieco a więcej...<br />Przez las biegnie sen wioseł o słońcu na fali<br />Teraz mi całą ziemię przebyć w bród i wpław!<br /><br />Skwar widmem złotych siekier uderzył w drzew tłumy!<br />Trzebaż im ponadawać raz jeszcze imiona,<br />By je poznać w zamęcie upalnego snu?<br /><br />Zamieniły się wzajem na cienie i szumy,<br />Wysnuwając wbrew sobie z rozkwitłego łona<br />Dziwy, wichrem wmawiane jeziornemu dnu!<br /><br />Paproć rzuca cień lilii, co w nikłym kielichu<br />Dźwiga wspomnienie łodzią rozszemranej wody<br />Wespół z cieniem motyla, co tę wodę pił.<br /><br />Wierzba ściele na trawie mgłom znany ze słychu<br />Cień dziewczyny, idącej kędyś przez ogrody,<br />Wyśpiewane z fujarki przez kogoś, co śnił.<br /><br />Wpobok dębu w ukośnym majaczy skróceniu<br />M Cień rozwartej na słońce, niewiadomej chaty,<br />Która kiedyś powstanie, burząc jego pień...<br /><br />A od mojej postaci, widnej mi w marzeniu,<br />Znienacka u stóp legły upada na kwiaty<br />Cień Boga ponadmierny, niespokojny cień!<br /><br />VIII<br />Wynijdź, lesie, z swej głębi! Wynijdź z legowiska<br />Zaczajonych rozkwitów, zieloną drzemotą<br />Wpartych w ziemię, po ciemku zapatrzoną w znój!<br /><br />Wynijdź nagle z nor wszystkich, z jarów bez nazwiska,<br />Z kniej zapadłych w moczary z trzcin wrosłych tęsknotą<br />W wód zwierciadła, by zdwoić sen nad wodą swój!<br /><br />Wynijdź z woniejącego na wiatr pogmatwania<br />Macierzanek z pokrzywą, zaszytą w cień rowu,<br />Gdzie pełno czarnoziemnych, zwilgotniałych cisz!<br /><br />I z gniazd ptasich, skąd radość słońcu się odsłania,<br />Beznamysłem świegotu, dająca moc słowu,<br />Zbiegłemu z ust niczyich w zmierzch zielonych nisz!<br /><br />Wynijdź! Wałem zieleni spadnij na mą duszę,<br />Przynagloną do śmierci spełnieniem zachwytu,<br />Wyszłego na spotkanie tobie w dal i w czas!<br /><br />Zjaw się szumny i wielki w słońca zawierusze,<br />Pełen jeszcze na oczach zgrozy i błękitu,<br />Z sercem, w piersi ciążącym, jak rozgrzany głaz!<br /><br />Uchyl nagle przede mną zielonej przyłbicy,<br />Ukaż twarzy nieznanej boskość i zaklętość,<br />Co wiecznie spoza krzewów niepokoją mnie!<br /><br />Niech odbiję się cały w twej sępiej źrenicy,<br />Niech zobaczę tych odbić czar i niepojętość,<br />Niech się dowiem, czym byłem dla ciebie w twym śnie?<br /><br />IX<br />Zdźwignął las ze swych parnych pod ziemią barłogów<br />Duszę, wbitą sękami w żywiczne zamęty<br />Snów o słońcu, wpatrzonym w szprychy smolnych kół...<br /><br />Szumiąc mrowiem wylęgłych z gniazd wiewiórczych bogów,<br />Szedł ku mnie zgrzany wiosną, wielki, uśmiechnięty,<br />Wzdychający nadmiarem swych jezior i pszczół.<br /><br />Po długim niewidzeniu nowych zgróz i mocy<br />Nabraliśmy, by zejść się w dzień zmowny i jasny,<br />Pełni zmężnień słonecznych i podziemnych zmian!<br /><br />Skroś tysiąc nieprzespanych w rozłące północy<br />Odbity w jego oku widzę kształt mój własny,<br />Zieleniący się ptakom, jak daleki łan.<br /><br />Wiedząc, że wonne burze na oślep się zemszczą<br />Za to nasze niebiosom widne z chmur spotkanie,<br />Trwaliśmy dwie tęsknoty, z nor wypełzłe dwóch!<br /><br />Jam czekał, aż się moje sny ku niemu zziemszczą,<br />Aby w cieniu paproci zrosić swe otchłanie,<br />A on czekał, aż w nim się rozlegnie mój duch!<br /><br />I długo my patrzyli w siebie niezwiedzeni,<br />Wonią głębin rozkwitłych pojąc się nawzajem,<br />Zieleniąc się na przemian tajnią swoich szat.<br /><br />Aż dojrzawszy z kolei gromadę swych cieni,<br />Gdy nas pierwszy lęk nagłym rozdzielił ruczajem,<br />Cofnęliśmy się każde w swą ciemność, w swój świat.<br /><br />X<br />Teraz ja wiem, że wokół poza mną i dalej<br />Tłumy spojrzeń miłosnych zza krzewów i kwiatów<br />Czyhają na zbliżenie mych piersi do zórz!<br /><br />Teraz ja wiem, co znaczy u wylotu alej<br />i Cień, upadły z przesianych przez liście zaświatów,<br />Słońcu na wspak, a ziemi i mym stopom wzdłuż!<br /><br />Wszystko widzi się! Wszystko pełni się po brzegi<br />Czarem odbić wzajemnych! Spojrzyj przez igliwie<br />W niebiosy, a w jezioro poprzez płotów chrust!...<br /><br />Bóg się zmieszał w mych oczach z brzaskiem słońc, na śniegi<br />Wbiegłych złotem iż szmerem jaszczurek w pokrzywie,<br />I z wonią bzu i z słodką krwią dziewczęcych ust!<br /><br />Dzwoń, Zielona Godzino! Miłością bezwstydny<br />Płomień się, wonny świecie, pozbyty żałoby<br />Po mnie, com długo krył się przed tobą w mój żali<br /><br />Idę oto na słońce, wiedząc, żem wskroś widny<br />Drzewom, w drodze spotkanym, i ptakom, co dzioby<br />Zanurzają w me usta, odbite wśród fal.<br /><br />żem się przyśnił i zwidział tym kwiatom i ziołom,<br />żem się pokładł na życiu, jak żuraw na łące<br />Ponad siebie rozkwitam, ponad siebie trwam!<br /><br />O, ruczaje, skąd niebo przygląda się siołom!<br />O, gąszcze dziwów leśnych! O, kwiaty, widzące<br />Mój na ziemi zjaw nagły sen i chwała wami
Wykonanie:
SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z
regulaminem
, aby dowiedzieć się więcej.
Akceptuję