Stolat.pl
Życzenia
Wiersze znanych
Cytaty
Dodaj życzenia
Chrystus tak rela...
Osiemnaście mysz...
18 lat marzyłeś...
18 lat skończone...
18 spełnionych m...
18-sty wybił roc...
18-ście lat temu...
Bądź zawsze szc...
Coż by Ci życzy...
Dajmy dzisiaj ost...
Zakochani
Bądź zawsze szc...
Kołysanka dla Jo...
O moim tacie
Motyw biblijny
Niepowodzenie
O prawach dziecka
18 lat marzyłeś...
Chrystus tak rela...
18-sty wybił roc...
Wyślij tekst znajomemu
Wyślij do:
Treść wiadomości:
W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem<br />Zapodziani po głowy, przez długie godziny<br />Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.<br />Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.<br /> <br />Bąk złośliwie huczał basem, jakby straszył kwiaty,<br />Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,<br />Złachmianionych pajęczyn skrzyły się wisiory,<br />I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.<br /> <br />Duszno było od malin, któreś, szepcząc rwała,<br />A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,<br />Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni<br />Owoce, przepojone wonią twego ciała.<br /> <br />I stały się maliny narzędziem pieszczoty,<br />Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie<br />Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,<br />I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.<br /> <br />I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu,<br />żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,<br />Porwałem twoje dłonie - oddałaś w skupieniu,<br />A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła.<br /> <br />* * *<br /> <br />Śledzą nas... Okradają z ścieżek i ustroni<br />Z trudem przez nas wykrytych. Gniew nasz w słońcu pała<br />Śpieszno nam do łez szczęścia, to tchów naszej woni,<br />Chcemy pieszczot próbować, poznawać swe ciała.<br /> <br />Więc na przekór przeszkodom źrenicą bezradną<br />Chłoniemy się nawzajem, niby dwa bezdroża,<br />A gdy powiek znużonych kotary opadną,<br />Czujemy, żeśmy wyszli z uścisków z łoża.<br /> <br />Nikt tak nigdy nie patrzał, nie bywał tak blady,<br />I nikt do dna rozkoszy ciałem tak nie dotarł,<br />I nie nurzał swych pieszczot bezdomnej gromady<br />W takim łożu, pod strażą takich czujnych kotar!<br /> <br />* * *<br /> <br />Taka cisza w ogrodzie, że się jej nie oprze<br />żaden szelest, co chętnie taje w niej i ginie.<br />Czerwieniata wiewiórka skacze po sośninie,<br />żółty motyl się chwieje na złotawym koprze.<br /> <br />Z własnej woli, że śpiewnym u celu łoskotem<br />Z jabłoni na murawę spada jabłko białe,<br />Łamiąc w drodze kolejno gałęzie spróchniałe,<br />Co w ślad za nim spóźnione opadają potem.<br /> <br />Chwytasz owoc, zanurzasz w nim zęby na zwiady<br />I podajesz mym ustom z miłosnym pośpiechem,<br />A ja gryzę i chłonę twoich zębów ślady,<br />Zębów, które niezwłocznie odsłaniasz ze śmiechem.<br /> <br />* * *<br /> <br />Hasło nasze ma dla nas swe dzieje tajemne:<br />Lampa, gdy noc już zdąży świat mrokiem owionąć,<br />Winna zgasnąć w tej szybie, a w tamtej zapłonąć.<br />Na znak ten oddech tracę. Już schody są ciemne.<br /> <br />Czekasz z dłonią na klamce i gdy drzwi otwiera,<br />Tulę tę dłoń, co jeszcze ma chłód klamki w sobie,<br />A ty w zamian przyciskasz moje ręce obie<br />Do serca, które zawsze u drzwi obumiera.<br /> <br />Wchodzę ciszkiem, jak gdyby krok każdy knuł zbrodnię,<br />Między sprzęty, co dla mnie są sprzętami czarów.<br />Sama ścielesz swe łóżko według swych zamiarów,<br />By szczęściu i pieszczotom było w nim wygodnie.<br /> <br />I zazwyczaj dopóty milczymy oboje,<br />Dopóki nie dopełnisz podjętego trudu.<br />Ileż w dłoniach twych pieczy, miłości i cudu!<br />Kocham je, kocham za to, że piękne, że twoje.<br /> <br />* * *<br /> <br />Zazdrość moja bezsilnie po łożu się miota:<br />Kto całował twe piersi, jak ja, po kryjomu?<br />Czy jest wśród Twoich pieszczot choć jedna pieszczota,<br />Której, prócz mnie, nie dałaś nigdy i nikomu?<br /> <br />Gniewu mego łza twoja wówczas nie ostudzi!<br />Poniżam dumę ciała i i uczuć przepychy,<br />A ty mi odpowiadasz, żem marny i lichy,<br />Podobny do tysiąca obrzydłych ci ludzi.<br /> <br />I wymykasz się naga. W przyległym pokoju<br />We własnym się po chwili zaprzepaszczasz łkaniu,<br />I wiem, że na skleconym bezładnie posłaniu<br />Leżysz, jak topielica na twardym dnie zdroju.<br /> <br />Biegnę tam. Łkania milkną. Cisza niby w grobie.<br />Zwinięta, na kształt węża, z bólu i rozpaczy<br />Nie dajesz znaku życia jeno konasz raczej,<br />Aż znienacka za dłoń mię pociągasz ku sobie.<br /> <br />Jakże łzami przemokną, znużoną po walce<br />Dźwigam z nurtów pościeli w ramiona obłędne!<br />A nóg twoich rozemknięte pieszczotami palce<br />Jakże drogie mym ustom i jakże niezbędne!<br /> <br />* * *<br /> <br />Z dłońmi tak splecionymi, jakbyś klęcząc, spała,<br />W niedostępne mym oczom wpatrzona widzenie,<br />Płaczesz przez sen i wstrząsem wylękłego ciała<br />Błagasz o nagłą pomoc, o rychłe zbawienie.<br /> <br />Jeszcze płaczu niesytą do piersi Cię tulę,<br />A ty goisz się we mnie, niby lgnąca rana,<br />A ja płacz twój całuję, biodra i kolana<br />I ramię i zsuniętą z ramienia koszulę.<br /> <br />Lecz karmiony ust Twoich spłakanym oddechem,<br />Nie pytam o treść widzeń. Dopiero z porania<br />Zadaję ciemną nocą tłumione pytania.<br />Odpowiesz bezładnie ja słucham z uśmiechem.<br /> <br />* * *<br /> <br />Wyszło z boru ślepawe, zjesieniałe zmrocze,<br />Spłodzone sam przez się w sennej bezzadumie.<br />Nieoswojone z niebem patrzy w podobłocze<br />I węszy świat, którego nie zna, nie rozumie.<br /> <br />Swym cielskiem kostropatym kąpie się w kałuży,<br />Co nęci, jak ożywczych jadów pełna misa,<br />Czołgliwymi mackami krew z kwiatów wysysa<br />I ciekliną swych mętów po ziemi się smuży.<br /> <br />Zwierzę, co trwać nie zdoła zbyt długo na świecie,<br />Bo wszystko wokół zatruwa i gasi,<br />Lecz gdy ty białą dłonią głaszczesz je po grzbiecie,<br />Ono, mrucząc, do stóp twych korzy się i łasi.<br /> <br />* * *<br /> <br />Czasami mojej ślepej posłuszny ochocie<br />Pragnę w tobie mieć czujną na byle skinienie<br />Sługę, co pieszczotami gasi me pragnienie,<br />A ty jesteś tak zmyślna i zwinna w pieszczocie.<br /> <br />Gdy twój warkocz, jak w słońcu wybujałe ziele,<br />Tchem rozwartych ogrodów mą duszę owionie,<br />Głowę twą, niby puchar, ujmuję w swe dłonie<br />I wargami w ślad dreszczu prowadzę po ciele.<br /> <br />I raduję się, śledząc tę wargę, jak zmierza<br />Do mej piersi kosmatej, widnej w niedomroczu,<br />W której marzę pierś w lesie ryczącego zwierza<br />I staram się, gdy pieścisz, nie tracić go z oczu.<br /> <br />`* * *<br /> <br />Ty pierwej mgły dosięgasz, ja za tobą w ślady<br />Zdążam, by się w tym samym zaprzepaścić lesie,<br />I tropiąc twoją bladość, sam się staję blady,<br />I zdybawszy twój bezkres, sam ginę w bezkresie.<br /> <br />A potem wzieram w oczy, by zgadnąć, czy dość ci<br />Omdlenia, co się nogom udziela, jak szczęście,<br />I twe dłonie, jak pąki, mnę w zdrobniałe pięście,<br />By się w nich docałować twych chrząstek i kości.<br /> <br />A one wypukleją na dłoni przegibie,<br />Niby pestki owoców, zróżowionych znojem,<br />I nieśmiałym do ust mych garną się wyrojem,<br />Zatajone w swej ciepłej od pieszczot siedzibie.<br /> <br />Ich dotyk budzi wzruszeń zaniedbanych krocie,<br />A ty, tuląc je w warg mych rozrzewnioną ciszę,<br />Dziecinniejesz w uścisku, malejesz w pieszczocie,<br />Chwila a już cię do snu z lat dawnych kołyszę.<br /> <br />* * *<br /> <br />Zazdrośnicy daremnie chcą pochlebić pierwsi<br />Czarom, skrytym w twym ciele z moją o nich wiedzą!<br />Oczy, co się rzęsami nie tknęły twych piersi,<br />Czyliż pustym domysłem te czary wyśledzą?<br /> <br />Kto w chwili pocałunków nie zagrzał swej dłoni<br />Na twych bioder nawrzałej żądzą przegięcinie,<br />Nie potrafi określić upojeń tej woni,<br />Co z ciebie, jako z róży, snem potartej, płynie.<br /> <br />Kto ustami w nóg twoich nie wdumał się dreszcze,<br />Nigdy dość nie wysłowi twych oczu omdlenia,<br />A choćby je dzień cały badał bez wytchnienia,<br />Nie wypatrzy z nich tego, co ja z nich wypieszczę!<br /> <br />* * *<br /> <br />Zmienionaż po rozłące? O, nie, niezmieniona!<br />Lecz jakiś kwiat z twych włosów zbiegł do stóp ołtarzy,<br />A choć brak tego zbiega nie skalał twej twarzy,<br />Serce me w tajemnicy przed twym sercem kona ...<br /> <br />Dusza twoja śmie marzyć, że w gwiezdne zamiecie<br />Wdumana, będzie trwała raz jeszcze i jeszcze <br />Lecz ciało? Któż pomyśli o nim we wszechświecie,<br />Prócz mnie, co tak w nie wierzę i kocham i pieszczę?<br /> <br />I gdy ty, szepcząc słowa w ust zrodzone znoju,<br />Dajesz pieszczotom ujście w tym szepcie, co pała,<br />Ja, zamilkły wargami u piersi twych zdroju,<br />Modlę się o twojego nieśmiertelność ciała.<br />
Wykonanie:
SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z
regulaminem
, aby dowiedzieć się więcej.
Akceptuję