Stolat.pl
Życzenia
Wiersze znanych
Cytaty
Dodaj życzenia
Chrystus tak rela...
Osiemnaście mysz...
18 lat marzyłeś...
18 lat skończone...
18 spełnionych m...
18-sty wybił roc...
18-ście lat temu...
Bądź zawsze szc...
Coż by Ci życzy...
Dajmy dzisiaj ost...
Zakochani
Bądź zawsze szc...
Kołysanka dla Jo...
O moim tacie
Motyw biblijny
Niepowodzenie
O prawach dziecka
18 lat marzyłeś...
Chrystus tak rela...
18-sty wybił roc...
Wyślij tekst znajomemu
Wyślij do:
Treść wiadomości:
Na koniec ten starodawny świat ci sie przejada<br /><br />Pasterko wieżo Eiffla nad ranem mostów pobekują stada<br /><br />Grecka i rzymska antyczność twojego nie nasyci głodu<br /><br />Tutaj starzyzną trąci już nawet widok samochodu<br />Religia sie jedna została nowsza nad wszystko<br />Religia prosta pozostała jak hangar na lotnisku<br /><br />O chrześcijaństwo ty jedno w Europie zakwitasz świeżo<br />Najbardziej modernistycznym Europejczykiem jesteś ty Piusie X Papieżu<br />A ciebie którego dziś każde okno śledzi<br />Wstyd powstzrymuje od pójścia do kościoła i do spowiedzi<br />Czytasz prospekty katalogi afisze śpiewające głośniej niż kobiety<br />Oto poezja dzisiejszego poranku a dla prozy są liczne gazety<br />Książeczki po 25 centymów awanturniczych pełne figur<br />Portrety wielkich ludzi i tytułów wybór<br /><br />Widziałem dziś rano ładną ulicę nazwy jej nie pamietam<br />Trombitą słońca była nowiutka czysto uprzątnięta<br />Od poniedziałku rano do soboty wieczór cztery razy dziennie po tej ulicy<br />Chodzą dyrektorzy piekne stenotypistki i robotnicy<br />Z rana trzy razy syrena tam gra<br />W południe dzwon zawzięty kołata<br />Napisy murów i obwieszczeń<br />Szyldy plakaty jak papugi wrzeszcą<br />Urok tej przemysłowej ulicy lubię niezmiernie<br />Leży ona w Paryżu między Aumont-Thieville a l'avenue de Ternes<br /><br />Oto młoda ulica a ty jesteś jeszcze maleńkie dziecko<br />Matka ubiera cię na biało i niebiesko<br /><br />Jesteś bardzo pobożny ty i Rene Dalize wierni przyjaciele<br />Najbardziej przepadacie za przepychem w kościele<br />Dziewiąta gaz pobłękitniawszy opadł z sypialni bursy wymykacie sie skrycie<br />Klęknąwszy w kaplicy szkolnej przez całą noc się modlicie<br />Gdy tymczasem w głębokich wiecznych ametystach<br />Krąży niezmiennie Chrystusowa chwała płomienista<br />Jest ona piekną lilią wychowanicą naszą<br />Rudowłosą pochodnią której wiatry nie zgaszą<br />To blady i szkarłatny syn matki bolejącej<br />Drzewo zawsze listwione w pacierzy tysiące<br />Podwójna szubienica i czci wieczności<br />Gwiazda o szóstym podziele<br />Bóg co umiera w piątek a zmartwychwstaje w niedzielę<br />To Chrystus który lepiej od lotników lata<br />On najwyższym wzlotem bije rekord swiata<br /><br />Zrenica Chrystus oka<br />Dwudziesta zrenica wieków on to sfruwa z wysoka<br />I zmieniony w ptaka nasz wiek jak Jezus leci<br />Diabły w przepaściach podnoszą głowę by spojrzeć na ptaka stuleci<br />Mówią że naśladuje Szymona Czarownika<br />Krzyczą że to złodziej kiedy tak umyka<br />Anioły latają dokoła ślicznego lotnika<br />Enoch Ikar Eliasz Apoloniusz z Tiany<br />Szybują wokół pierwszego areoiplanu<br />Rozstępują się czasem aby przepuścić tych których Sakrament przemienia<br />Księży wstępujących wiecznie w czasie podniesienia<br />Samolot wreszcie przystaje choć skrzydeł nie składa<br />I niebo napełniają wnet jaskółcze stada<br />Ciągną w locie sokoły puchacze i kruki<br />Z Afryki przybywają ibisy flamingi marabuty<br />Ptak Roch którego poeci i bajarze wieszczą<br />Waży się w szponach ściskając Adama czaszkę najpierwszą<br /><br />Orzeł horyzont orze krzyk wydając wielki<br />I z Ameryki małe koliberki<br />Z Chin zbiegają się zwinnych długich pihi roje<br />Po jednym mają skrzydle i latają po dwoje<br />A oto gołębica duch niepokalany<br />Towarzyszą jej ptak lira i paw nakrapiany<br />Feniks ten stos który sam siebie rodzi<br />Na chwilę wszystko w żarkim popiele grzebie<br />Syreny płyną z niebezpiecznych ciśnień<br />Wszystkie trzy spewające najpiekniejsze pieśni<br />I orzeł feniks pihi ptaków z krańców świata<br />Wszystko z latającą maszyną się brata<br /><br />Teraz jesteś w Paryżu sam jeden idziesz w tłumie<br />Stado autobusów rycząc koło ciebie sunie<br />Niepokój milości chwyta cię za gardziel<br />Jakby miłośc na zawsze miała cię w pogardzie<br />Gdybyś żył w dawnych czasach zamknąłbyś się w klasztorze<br />Nikt spośród was odmówić bez wstydu modlitwy nie może<br />Kpisz ze siebie i jak ogień piekieł smiech twój się burzy<br />Skry twego śmiechu zdobią głąb życia płatkami róży<br />Jest to obraz w muzeum wisi okryty mrokiem<br />Zachodzisz tam czasami aby nań rzucić okiem<br /><br />Dziś chodzisz po Paryżu we krwi kobiety młode<br />To było chciałbym zapomnieć to było u schyłku urody<br /><br />W ognistych kłębach Najświętsza Panna spojrzała na mnie w Chartres<br />Krew twego Serca Świętego skropiła mnie na Montmartre<br />Choruję kiedy usłyszę błogosławieństwa słowo<br />Miłość na którą cierpię jest wstydliwą chorobą<br />A obraz co cię nawiedził odbiera ci sen i spokój<br />Ten obraz który przemija wciąż dotrzymuje ci kroku<br /><br />Teraz jesteś na brzegu Morza Śródziemnego<br />Pod cytrynami kwitnącymi od roku do roku<br />Na przejażdżki z przyjaciółmi wypływacie w łodzi<br />Jedne nicejczyk są dwaj turbianie jeden z Mentony pochodzi<br />Ze strachem patrzymy jak polip głębiny wybiela<br />A między algami nurkują ryby obrazy Zbawiciela<br /><br />Jesteś w okolicach Pragi w ogródku za gospodą<br />Czujesz się całkiem szczęśliwy na stole róża przed tobą<br />I patrzysz zamiast pisać opowieść swej podróży<br />Na chrząszcza uspionego w sercu młodej róży<br /><br />Przerażony oglądasz w agatach Świętego Wita swoje odbicie<br />Byłeś smutny w ten dzień jak gdyby miało cię opuścić życie<br />Jesteś podobny do Łazarza co od świata oszalał<br />W żydowskiej dzielnic w Pradze idą wstecz wskazówki zegara<br />I ty przez swoje życie powrotnym idziesz torem<br />Z wolna wstępując na Hradczyn albo w taqwernie wieczorem<br />Kiedy czeskich piosenek słuchasz skupiony<br /><br />Oto jesteś w Marsylii a dokoła kawony<br /><br />Oto jesteś w Koblencji w Gigantów hoteliku<br /><br />Oto w Rzymie usiadłeś u stóp japońskiego niespliku<br /><br />Oto jesteś w Amsterdamie z dziewczyną ktorą uważasz za piękną a która<br />, , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , jest szpetna<br /><br /><br />Niedługo ma wyjść za mąż w Leydzie za studenta<br />Najmują tam pokoje cubicula locanda zwane pamiętam<br />żem trzy dni z rzędu tam spedził tyle co w Guda mniej więcej<br /><br />Jesteś w Paryżu zeznajesz przed sędzią<br />Jak przestępcy w kajdany okuto ci ręce<br /><br />Odbywałeś podróże wesołe i bolesne<br />Zanim się ustrzegłeś przed kłamstwem i przed snem<br />Cierpiałeś zmiłości w roku dwudziestym i trzydziestym<br />Ja com czas swój roztrwonił jak szaleniec jestem<br />Nie śmiesz spojrzeć na swoje ręce a ja każdej chwili gardło pełne łez mam<br />Łez nad tobą nad tą którą kocham nad wszystkim co budzi twój przestrach<br /><br /><br />Patrzysz na biednych emigrantów i oczy we mgle ci toną<br />Modlą się wierzą w Boga żony ich karmią dzieci<br />Przed odjazdem dworzec Świętego Łazarza napełniają swoim odorem<br />Święcie wierzą w swą gwiazdę jak trzej królowie magowie<br />W Argentynie spodziewają się wydzwignąć z nędzy<br />I powrócić ale z wielkimi pieniędzmi<br />Ja wy niesiecie swe serce tak czerwoną pierzynkę niesie biedna rodzina<br />Jednako są nierealne i nasze sny i ta pierzyna<br />Niejeden z tych emigrantów zostaje tu i obiera<br />Siedzibę na rue des Rosiers lub rue des Ecouffes w ruderach<br />Widuje ich często wieczorem jak przechadzają sie po ulicy<br />Rzadziej zmieniają miejsca niż pionki na szachownicy<br />Zwłaszcza jest wielu żydów ich żony okryte peruką<br />Bezkrwiste w głębi kramów przesiadują długo<br /><br />Teraz stoisz przed ladą w niechlujnym barze<br />Za dwa sous pijesz kawę jak ci oto nędzarze<br /><br />Jesteś w wielkiej restauracji gdy zapadnie noc<br /><br />Tekobiety nie są złośliwe tylko że moc mają trosk<br />Wszystkie najbrzydsza nawet dręczyła swego amanta<br /><br />Jest to córka policjanta na wyspie Jersey<br /><br />Ręce jej których nie widziałem są twarde i chropowate<br /><br />Niezmierną litośc budzą we mnie szwy na jej brzuchu<br /><br />W okropnym śmiechu zniżam usta do biednej dziewczyny<br /><br />Jesteś sam już nadchodzi poranek<br />Ulice brzęczą od mleczarskich baniek<br /><br />Noc się oddala jak piękna Metywa<br />To Ferdina fałszywa albo Lea życzliwa<br />I pijesz ten alkohol palący jak życie<br />życie które pijesz jak wódkę obficie<br /><br />Idziesz w kierunku Auteil do domu wracasz pieszo<br />Spać między fetyszami Australii i Gwinei<br />To innych wiar Chrystusowie którzy inaczej się mierzą<br />Są to niżsi Chrystusowie niejasnej nadziei<br /><br />żegnaj żegnaj<br /><br /><br />Słońce szyjo ścięta<br />
Wykonanie:
SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z
regulaminem
, aby dowiedzieć się więcej.
Akceptuję