Stolat.pl
Życzenia
Wiersze znanych
Cytaty
Dodaj życzenia
Chrystus tak rela...
Osiemnaście mysz...
18 lat marzyłeś...
18 lat skończone...
18 spełnionych m...
18-sty wybił roc...
18-ście lat temu...
Bądź zawsze szc...
Coż by Ci życzy...
Dajmy dzisiaj ost...
Zakochani
Bądź zawsze szc...
Kołysanka dla Jo...
O moim tacie
Motyw biblijny
Niepowodzenie
O prawach dziecka
18 lat marzyłeś...
Chrystus tak rela...
18-sty wybił roc...
Wyślij tekst znajomemu
Wyślij do:
Treść wiadomości:
Trąba dziwny dźwięk rozsieje,<br />ogień skrzepnie, blask ściemnieje,<br />w proch powrócą światów dzieje.<br /><br />Z drzew wieczności spadną liście<br />na Sędziego straszne przyjście,<br />by świadectwo dać Psalmiście...<br /><br />A ty, psalmisto Pański, nastrój harfę swoją<br />już na ostatni ton!<br /><br />Grzech krwią czarną duszę plami...<br />Bez obrońcy staniem sami -<br />któż zlituje się nad nami?<br /><br />Kyrie elejson!...<br />O Boże! Ty bądź naszą łaską i obroną!<br />Kyrie elejson!<br /><br />O Głowo, owinięta cierniową koroną,<br />gasnącym wieki wieków spojrzyj na nas okiem!<br />O spojrzyj na nas z tej głuszy,<br />która swym tchnieniem głębokiem<br />ogarnia światów bezmiary,<br />a którą Ty wypełniasz swych bolów ogromem,<br />o Głowo, owinięta cierniową koroną.<br />żałobna drogo nieochybnej kary,<br />broczącej we łzach i przy jęków wtórze<br />w ten pozbawiony końca<br />Pańskiego gniewu dzień,<br />w którym w pożarach spokojnego słońca<br />szatańskim chichotem płoną<br />świeże, niezwiędłe róże<br />grzechu i winy!<br /><br />Na ich purpurze<br />osiadł posępny i siny<br />tej Konieczności cień,<br />z której przepastnej głębiny,<br />z łona, pełnego niweczących tchnień,<br />nad Boskiej woli złomem<br />wyrosły zabójcze kwiaty<br />w Pańskiego gniewu nieskończony dzień...<br /><br />A Ewa jasnowłosa, matka gwiazd i ziemi,<br />upaja się ich wonią, schylona nad niemi.<br />Kyrie elejson!<br />Przez Ciebie w proch nicości wracają Twe światy,<br />o Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!<br /><br />Od Twego drzewa oderwany liść,<br />pędzi duch ludzi i naprzód, i wstecz,<br />niby garść kurzu porwana cyklonem:<br />przed nim i za nim płomienisty miecz<br />iskrzy się ostrzem czerwonem;<br />przed nim i za nim wstają z swych cmentarzy<br />upiory wieków, naznaczone sromem<br />winy i grzechu,<br />i klną, i bluźnią, i płaczą,<br />jęczą, i syczą, i dyszą<br />nieustającą rozpaczą,<br />od szaleńczego zamierają śmiechu<br />w ten Pańskich gniewów nieskończony dzień...<br /><br />O Głowo, owinięta cierniową koroną,<br />Ty, co rozpierasz swej męki ogromem<br />pierś Konieczności! O Głowo,<br />której źrenice, jako dwie pochodnie<br />dogasające, płoną<br />nad krętą, pustą, nieskończoną drogą<br />i gasną, gasną, a zgasnąć nie mogą,<br />zawrzyj swe oczy nad nami,<br />nie patrz na boleść i zbrodnię!...<br /><br />Jedno jest tylko w przestworzach widomem,<br />jedno w zachodniej płomienieje zorzy<br />nad płomiennymi falami<br />wiekuistego żywota<br />i nigdy w ciemnię grobu się nie złoży,<br />i nigdy ciężkich stóp swych nie poruszy,<br />by iść i iść, i iść<br />poza granice duszy -<br />jedno jest tylko Jednym,<br />grzmiącym miedzianą surmą archanioła<br />ponad pokoleń pokoleniem biednym<br />w Pańskiego gniewu nieskończony dzień:<br />wielki, wszechmocny Ból.<br /><br />O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!<br />Niech łaska Twoja winy nam odpuści...<br />A ty swe skronie tul<br />do zimnych opok, do strzaskanych grani,<br />sterczących smutnie nad gardłem czeluści,<br />i płacz...<br /><br />Surma jęczy, surma woła!<br />Giną w chmurach wirchów czoła;<br />wałem mżących mgieł dokoła<br />nieznany oddech miota,<br />jakieś potworne, dzikie kształty tworzy<br />i po dolinach rozpędza ich stada,<br />i znów je skupia w przepastnej otchłani,<br />i ku niebiosom wyrzuca ich kłąb,<br />i w jakieś czarne rozsnuwa całuny<br />ten niewidzialny, dreszcz budzący Tkacz,<br />i ciężką, mokrą tą przędzą pokrywa<br />, , , , , wszystko, co jest...<br />, , O biada!...<br /><br />Biada!... Pierś światów, przed chwilą tak żywa,<br />kona pod strasznym ciężarem...<br />Olbrzymy świerków podają strzaskane;<br />las się położył na skalisty zrąb;<br />węże kosówek, wyprężywszy ciała<br />w kurczach śmiertelnych, drętwieją bezwładne;<br />wrzos na granitów podścielisku szarem<br />spełznął na wieki;<br />kozice stromą oblepiły ścianę<br />i patrząc trwożnie w bezmierny, daleki,<br />w ten nieskończony chaos mgieł i cieni,<br />runęły w żlebny grób...<br />Rozkrzyżuj silne ramiona<br />i paznokciami wpij się w twardy głaz,<br />i odwróć oczy od onej przestrzeni,<br />w której rozsadza horyzontów krańce<br />ta Głowa w cierń uwieńczona!<br /><br />Nie patrz, gdzie siadła jasnowłosa Ewa<br />wygnana z raju na wieczysty czas,<br />mająca zbrodnię u swych białych stóp,<br />wieczyście żarta płomienistą żądzą<br />winy i grzechu...<br /><br />O duszo, pełna miłości,<br />a którą nieustanne szarpią niepokoje!<br />Pańskiego gniewu zwalił się już dzień!<br /><br />Trombita Sądu nad tobą rozbrzmiewa<br />piorunną mocą archanielskich tchnień<br />w Pańskiego gniewu nieskończony dzień...<br />Niechaj mnie sądzą,<br />niechaj mnie karzą -<br />tak, mnie Adama, com na barki swoje<br />zabrał z Ogrodu to nadludzkie brzemię<br />przygniatającej winy<br />i wieki wieków pnę się z tym ciężarem<br />ku wiekuistej wyży,<br />i zbladłą nie śmiem odwrócić się twarzą<br />tam, ku tym zmrokom, co zaległy ziemię,<br />tam, ku piekielnej przełęczy,<br />na której siadła jasnowłosa Ewa<br />z padalcem grzechu u swych białych stóp...<br /><br />Miliardy krzyży,<br />opromienione okręgami tęczy,<br />z padolnych Styksów powstają głębiny<br />w Pańskiego gniewu nieskończony dzień<br />i rosną, rosną w jakiś straszny las,<br />co wierzchołkami swych bolesnych drzew<br />przeszywa wszystkie mgły<br />i wszystkie blaski, które lśnią nad mgłami,<br />wypływające z Wszechmocy Istnienia.<br /><br />O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!<br />Twojego gniewu nadszedł wielki czas,<br />głos już zabrzmiał hiobowy,<br />niebios walą się posowy,<br />z owiniętej cierniem Głowy<br />rzeką i morzem płynie ciepła krew,<br />w rzekę i morze krwi jej ból się zmienia...<br /><br />W świątyni Bożej zamilkł święty śpiew,<br />już się zasłona rozdarła na dwoje,<br />mur się już wali i skała już pęka...<br />A krew w tych morzach, w tych czerwonych rzekach<br />ścięła się w ciemny lód...<br /><br />Kyrie elejson!<br /><br />Ogromna, niesłychana, wiekuista męka,<br />z nieprzygasłymi oczyma,<br />milcząca, cicha i jak zmierzch pobladła,<br />na tych wklęsłych skroniach siadła,<br />na wpółotwartych powiekach<br />i na wydętych piersiach tych olbrzymich ciał,<br />które do krzyży przybiła<br />nielitościwa Dłoń...<br />W kleszczach je swoich trzyma,<br />wpija się w kąty ust,<br />ramiona w kabłąk gnie<br />dręcząca wieki niezmożona siła<br />i jak śmiertelny szał,<br />zastygły, skamieniały w godzinie konania,<br />swoim ciężarem się wgniata<br />w zwiędłe, z przepasek odsłonięte brzuchy,<br />i biodra spłaszcza, kolana rozsuwa<br />i pokrzywione, czarne palce nóg<br />pokrytych siecią fioletowych żył<br />w zamarłych kurczach wydłuża...<br />O grozo świata!<br />O widma, płynące w dal! -<br />W ten przestwór ślepy i głuchy,<br />w wilgotny, mgławy pył,<br />w te ciemne wnętrza bezsłonecznych brył -<br />w potworne gmachy nadszczytowych chmur!<br /><br />Jeszcze nie zapiał kur,<br />a na piekielnej przełęczy,<br />nad dniem Styksowych otchłani<br />sidzi pod złomem niebotycznych grani<br />pramatka grzechu, jasnowłosa Ewa,<br />z gadziną zdrady u swych białych stóp.<br /><br />Kyrie elejson!<br />straszny przed nami otworzyłeś grób...<br /><br />I płyną, płyną te milczące krzyże<br />razem z ruchomym, wielkim trzęsawiskiem,<br />które swą rdzawą kałużą oblewa<br />męczeńskie drzewa.<br />Wszystko, co było dalekiem i bliskiem,<br />co opadało w niedojrzaną głąb<br />i w niedojrzane wznosiło się wyże,<br />teraz tym wielkim, grząskim bagnem płynie<br />w Pańskiego gniewu ostatniej godzinie...<br />Kyrie elejson!<br />Światy pochłania nieprzebyty muł,<br />światy od Bożych odepchnięte bram.<br /><br />A spod korzeni jadowitych ziół,<br />spod kęp sitowia i trzciny, i traw,<br />z rowów, przepadlisk, wądolców i jam,<br />pokrytych opalonym szkliwem zgniłych wód,<br />zaczyna wypełzywać żmij skłębionych płód:<br />czarne pijawki, zielone jaszczury<br />wiją się naprzód wpław<br />i oplatają kręgami śliskiemi<br />męczeńskich krzyży smutne miliardy,<br />z bagnistej wyrosłe ziemi,<br />zapadłe w bagnisty kał...<br />I oto głowy swoje, dziwne, ludzkie głowy,<br />świecące trupim tłuszczem zżółkłych, łysych czół,<br />o szczękach otulonych kłębem czarnych bród,<br />kładą na łonach tych pomarłych ciał...<br />I skośne, mętne oczy podnoszą do góry<br />ku ich schylonym skroniom...<br />I biodra opasawszy w lubieżnym uścisku,<br />zwilgotniałymi usty<br />szepczą im słowa rozpusty...<br /><br />O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!<br />W królestwie Śmierci staje nagi szał.<br />W niedoścignionym błysku<br />tchnienie żywota przenika<br />to, co od wieków zgasło...<br />W Pańskiego gniewu ostatniej godzinie<br />krew świeża płynie<br />z odrywających się od krzyży rąk,<br />z odrywających się od krzyży nóg...<br />I Głowa owinięta cierniową koroną,<br />ta Głowa, która przestwór wypełnia bezbrzeżny,<br />podnosi cieżkie powieki i patrzy...<br /><br />Jakaż to orgia dzika!<br />Jakiż to chaos mąk!<br />Kyrie elejson!<br />Idą na się zmartwychwstali,<br />ogniem wojny świat się pali,<br />tłumy z krwawej brodzą fali!<br />Adamie potępiony, zwróć się z strasznych dróg!<br />Zawiśnij na swym krzyżu sterczącym w niebiosa<br />i nie patrz, gdzie w spokoju Ewa jasnowłosa,<br />piekielny zająwszy próg<br />do rozpustnego przytula się gada!<br />, , , , , , , , O biada! -<br />Idą na się zmartwychwstali -<br />w oku mściwy skrzy się gniew,<br />rozpaczy kurcz wypręża rozchylone wargi,<br />kroplisty pot oblewa policzki zapadłe,<br />kudły włosów zlepia gęsta krew.<br /><br />Z wyciem hien, z rykiem lwów,<br />z psów szczekaniem, z rżeniem koni,<br />które cugli nie zaznały,<br />łkając, jęcząc, grożąc, klnąc,<br />poszarpane miecąc skargi<br />pędzi tuman ludzkich żądz.<br />Ten upada, ten się broni,<br />temu dłoń ścisnęła krtań,<br />ten się w swojego brata paznokciami wrył,<br />a tamten zęby szczerzy poszarpawszy ramię,<br />a ten olbrzyma ręką pochwycił dwie nogi<br />i rozdarł na dwie szczypy tułów Heraklowy,<br />i w ciemną rzucił bezdeń, w Sądu straszną noc...<br />A z parą szklanych martwych kul<br />rozsadzających oczodoły<br />biegnie bez końca, bez końca, bez końca,<br />gnając przed sobą bratobójczy huf,<br />niemy i głuchy Strach...<br /><br />Zakryj błędne źrenice, ścigany Adamie!<br />Nad tobą tam! u szczytu<br />złocistowłosa Ewa!<br />Jej grzechu cieżar zgniótł cię, stanąłeś w pół drogi!<br />Zakryj błędne źrenice i na wieki wieków<br />rzuć się w przepastny żleb!...<br /><br />Enoch i Eliasz z proroczymi księgi<br />przyszli obwieścić szalonemu światu<br />Pańskiego gniewu moc.<br />Lecz nim zdołali rozedrzeć swój płaszcz,<br />nim głos wytrysnął z przepełnionych łon,<br />padli w zamęcie spadających gwiazd,<br />zgaśli jak słońca,<br />na to wzniecone w przedpoczątkach bytu,<br />ażeby zgasły... Amen.<br /><br />Szum się wielki stał dokoła,<br />kiedy surma archanioła<br />na Ostatni Sąd zawoła.<br />Głos rozlega się ponury,<br />jak grzmot leci złotopióry,<br />z dolinami równa góry.<br />Drży strwożona światów dusza,<br />a on głębię mórz wysusza,<br />kości wieków w grobach rusza.<br />Gwiazdy z orbit wytrąciła<br />archanielskiej trąby siła,<br />już rozwarła się mogiła.<br />Idą na się zmartwychwstali,<br />ogniem buntu świat się pali,<br />tłumy w krwawej broczą fali.<br />Z wyciem hien, z rykiem lwów,<br />łkając, jęcząc, grożąc, klnąc<br />pędzi tuman ludzkich żądz...<br /><br />A On,<br />potężne Łono przepotężnych łon,<br />Jasność jasności,<br />Zmrok zmroków,<br />Łaska łask i gniewów Gniew,<br />stanął nad skonem żywota<br />i rękę położywszy na głowie Boleści,<br />na niezmierzonej, cierniem opasanej Głowie,<br />wypełniającej wszechświatów przestwory,<br />rozpoczął Sąd.<br />Biją pioruny,<br />a nad pioruny idzie Jego zew!<br />Ogrom bytu błyskawic wszystkich nie pomieści,<br />a Jego światłość złota<br />strzela nad pełnię, nad ogniste łuny<br />błyskawicowych potoków...<br /><br />Czym jestem wobec Ciebie, ja, com z rajskich włości<br />zabrał z sobą, wygnaniec, tę łamiącą winę<br />i teraz ginę,<br />od Wschodu do Zachodu tułacz nieszczęśliwy,<br />pod nieuchronnych wyroków<br />w początkach dnia i nocy wzniesionym obuchem?!<br />Stopę swoją złożyłeś na pokoleń grzbiecie<br />i sądzisz! Kyrie elejson!<br />Płaczów i jęków słuchasz nie słyszącym uchem<br />i sądzisz! Kyrie elejson!<br />Na mękę wieków patrzysz nie widzącym okiem<br />i sądzisz! Kyrie elejson!<br />Niewiasta z rozpaczliwym krzykiem rodzi dziecię,<br />Ty duszę jego grzechu oblewasz hyzopem<br />i sądzisz! Kyrie elejson!<br />Wichr idzie po rozdrożach westchnieniem głębokiem,<br />ku Twojej wyży<br />modlitwy niesie krwawe, przybite do krzyży,<br />Ty sądzisz! Kyrie elejson!<br />A kto mnie stworzył na to, ażebym w tej chwili,<br />odziany potępienia podartą żałobą,<br />kawałem kiru zdjętym z mar Twojego świata,<br />wił się i czołgał przed Tobą,<br />i martwym, osłupiałym z przerażenia okiem<br />strasznego Sądu wyławiał płomienne,<br />świat druzgocące rozkazy?<br />A kto mi kazał patrzeć na te czarne głazy<br />rozpadające się na gruz pod mocą<br />Twojego gniewu, przeraźliwy Boże -<br />na głazy te, gdzie straszny owoc Twego drzewa,<br />złocistowłosa Ewa,<br />do piersi pierś padalca tuli obnażoną?...<br /><br />O Głowo, przepasana cierniową koroną!...<br />Któż się nad dolą zlituje sierocą,<br />nad moją dolą,<br />której, Boże, Twe ręce z kajdan nie wyzwolą?<br />Kyrie elejson!<br />Patrzaj!... Kyrie elejson!<br />Ona swą białą dłoń<br />kładzie na jego skroń -<br />na trupią, zapadniętą, zżółkłą skroń zleniałą...<br />Kyrie elejson!<br />I podczas gdy swe Sądy sprawiasz Ty, o morze<br />niewyczerpanych gniewów,<br />ona swym okiem patrzy w jego oczy -<br />omdlewającym okiem!<br />Kyrie elejson!<br />Jej nagie uda drżą,<br />palcami rozczesuje złoto swych warkoczy<br />i falą złocistych włosów<br />osłania jego nagość i pieści, i pieści<br />ustami czerwonymi bladość jego ust.<br />Kyrie elejson!<br />Wężowe jego kręgi opasują biodra<br />rozlubieżnionej Boleści,<br />a ona wyprężywszy swe rozpustne ciało<br />nienasyconym oddycha pragnieniem.<br />Kyrie elejson!<br />Na łonie jej spoczęła czarna, lśniąca broda<br />rozpalonego Szatana,<br />co świat umierający okrył swoim cieniem,<br />a ona,<br />w zbrodniczych pieszczot rozdawaniu szczodra,<br />zamknęła w drżące go biodra,<br />w nabiegłe żądzą ramiona...<br />Kyrie elejson!<br />Mą duszę pali wieczna, nie zamknięta rana!<br />Któż mi lekarstwo poda?<br />Ojcze rozpusty! Kyrie elejson!<br />Nic, co się stało pod sklepem niebiosów,<br />bez Twej się woli nie stało!<br />Kyrie elejson!<br />O źródło zdrady! Kyrie elejson!<br />Przyczyno grzechu<br />i zemsty, i rozpaczy szaleńczego śmiechu!<br />Kyrie elejson!<br /><br />Sądź, Sprawiedliwy!<br />Krusz światów posady,<br />rozżegnij wielki pożar w tlejącej iskierce,<br />na popiół spal Adama oszukane serce<br />i płacz!<br />Z nim razem płacz, kamienny, lodowaty Boże!<br />Niech Twa surma przeraźliwa<br />echem płaczu się odzywa<br />nad pokosem Twego żniwa...<br /><br />Dwujęzycznego smoka,<br />Szatana o trzech grzbietach, zwalczył w wielkim boju<br />archanioł Pański, Michał, i zginął w otchłani. Amen.<br />I stał się koniec świata... O chwilo spokoju!<br />Zgasł płomienny głos proroka<br />i wieczności noc głęboka<br />nieprzejrzana jest dla oka.<br /><br />A ja, wygnaniec z Raju, tułacz nieszczęśliwy,<br />zesłany, aby konać, na te ziemskie niwy,<br />i patrzeć, jak pod złomem niebotycznej grani<br />usiadła matka Śmierci, Ewa jasnowłosa,<br />pieszcząca węża Grzechu, posyłam w niebiosa,<br />opadłe nad wieczności tajemniczym mrokiem,<br />to moje wiekuiste, nieprzebrzmiałe: Amen!<br />Amen!<br /><br />W umarłych bytów milczeniu głębokiem<br />słychać jedynie Amen, moje straszne Amen.<br /><br />O Boże miłosierny, zmiłuj się nad nami!<br />Kyrie elejson!<br />Przede mną przepaść zrodzona przez winę,<br />przez grzech Twój, Boże!... Ginę! ginę! ginę!<br />Amen.<br />A cóż powstanie ponad nicościami,<br />gdzie ongi były światy<br />i Ja, w chęć życia bogaty,<br />a dziś w umarłych postawiony rzędzie?<br /><br />Niech nic nie będzie!<br /><br />Amen!<br /><br />Bo cóż być może, jeślim ja zginął?...<br /><br />Na wszystko mrok nicości nieprzebyty spłynął -<br /><br />Amen.<br />
Wykonanie:
SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z
regulaminem
, aby dowiedzieć się więcej.
Akceptuję