
Tadeusz
Różewicz
1970-01-01 -
Sortuj według:
Różewicz Tadeusz Ściana
Odwróciła twarz od ściany
przecież mnie kocha
dlaczego odwróciła się ode mnie
więc takim ruchem głowy
można odwrócić się od świata
na którym ćwierkają wróble
i młodzi ludzie chodzą
w krzyczących krawatach
Ona jest teraz sama
w obliczu martwej ściany
i tak już zostanie
zostanie pod ścianą
ogormniejącą
skręcona i mała
z zaciśniętą pięścią
a ja siedzę
z kamiennymi nogami
i nie porywam jej z tego miejsca
nie unoszę
lżejszej niż westchnienie.
przecież mnie kocha
dlaczego odwróciła się ode mnie
więc takim ruchem głowy
można odwrócić się od świata
na którym ćwierkają wróble
i młodzi ludzie chodzą
w krzyczących krawatach
Ona jest teraz sama
w obliczu martwej ściany
i tak już zostanie
zostanie pod ścianą
ogormniejącą
skręcona i mała
z zaciśniętą pięścią
a ja siedzę
z kamiennymi nogami
i nie porywam jej z tego miejsca
nie unoszę
lżejszej niż westchnienie.
Różewicz Tadeusz Powrót
Nagle otworzy się okno
i matka mnie zawoła
już czas wracać
rozstapi się ściana
wejdę do nieba w zabłoconych butach
usiądę przy stole i opryskliwie
będę odpowiadał na pytania
nic mi nie jest dajcie
mi spokój. Z głową w dłoniach
tak siedzę i siedzę. Jakże im
opowiem o tej długiej
i splątanej drodze.
Tu w niebie matki robią
zielone szaliki na drutach
brzędzą muchy
ojciec drzemie pod piecem
po sześciu dniach pracy.
Nie- przcież nie mogę im
powiedzieć że człowiek człowiekowi
skacze do gardła.
i matka mnie zawoła
już czas wracać
rozstapi się ściana
wejdę do nieba w zabłoconych butach
usiądę przy stole i opryskliwie
będę odpowiadał na pytania
nic mi nie jest dajcie
mi spokój. Z głową w dłoniach
tak siedzę i siedzę. Jakże im
opowiem o tej długiej
i splątanej drodze.
Tu w niebie matki robią
zielone szaliki na drutach
brzędzą muchy
ojciec drzemie pod piecem
po sześciu dniach pracy.
Nie- przcież nie mogę im
powiedzieć że człowiek człowiekowi
skacze do gardła.
Różewicz Tadeusz Kopiec
Usypali nad nimi kopiec
z przyjazdów i odjazdów
z czasu i przestrzeni
z ludzi rzeczy zdarzeń
masła kawy gazet
z zielonych pluszowych albumów
bromu kwiatów
i sztucznego śmiechu
Prawie wszyscy się zjechali
na stole liść miedziany leży
tu popiół sypią
Matka rozgrzebuje kopiec
i wydobywa młoda głowę
z jasnego promienia
z pachnącymi tytoniem
szerokimi ustami
to On
po którego nie wybiega się
przed dom
który nie zasnął w malinach
który nie przyjedzie jutro
Matka żywcem pogrzebana
w powietrzu przy stole
porusza niemrawo
palcami.
z przyjazdów i odjazdów
z czasu i przestrzeni
z ludzi rzeczy zdarzeń
masła kawy gazet
z zielonych pluszowych albumów
bromu kwiatów
i sztucznego śmiechu
Prawie wszyscy się zjechali
na stole liść miedziany leży
tu popiół sypią
Matka rozgrzebuje kopiec
i wydobywa młoda głowę
z jasnego promienia
z pachnącymi tytoniem
szerokimi ustami
to On
po którego nie wybiega się
przed dom
który nie zasnął w malinach
który nie przyjedzie jutro
Matka żywcem pogrzebana
w powietrzu przy stole
porusza niemrawo
palcami.
Różewicz Tadeusz Zabawa w konie
Kanrek żółty
jak cytryna
w drucianym koszyku
babcia w czepku
złowiona
w siatkę zmarszczek
ojciec z czołem ukrytym
w chmurze dymu
chłopcy rżą
rozpuszczają grzywy na wiatr
bija kopytem
w niecierpliwą ziemię
matka chwyciła
wspaniałego rumaka
w białych szelkach
i całuje kwaśną mordkę
pełną szczawiu
jak cytryna
w drucianym koszyku
babcia w czepku
złowiona
w siatkę zmarszczek
ojciec z czołem ukrytym
w chmurze dymu
chłopcy rżą
rozpuszczają grzywy na wiatr
bija kopytem
w niecierpliwą ziemię
matka chwyciła
wspaniałego rumaka
w białych szelkach
i całuje kwaśną mordkę
pełną szczawiu