Hillar Małgorzata
1970-01-01 -
Sortuj według:
Hillar Małgorzata Matka
Odwraca na patelni
płaską flądrę
żółtym brzuchem do góry
Pokrywki garnków
są srebrne
jak kilka nitek w jej włosach
Wysoko na półkach
ustawia malinowe konfitury
Wieczorem
kładzie po obu stronach książki
zmęczone ręce
lecz zaraz wstaje
przynosi podartą powłokę
Nachyla nad nią oczy
zielone jak liście truskawek
i czoło z trzema zmarszczkami
Nie rozprostuję tych zmarszczek
palcami
płaską flądrę
żółtym brzuchem do góry
Pokrywki garnków
są srebrne
jak kilka nitek w jej włosach
Wysoko na półkach
ustawia malinowe konfitury
Wieczorem
kładzie po obu stronach książki
zmęczone ręce
lecz zaraz wstaje
przynosi podartą powłokę
Nachyla nad nią oczy
zielone jak liście truskawek
i czoło z trzema zmarszczkami
Nie rozprostuję tych zmarszczek
palcami
Hillar Małgorzata Blaszane litery
W dalekim mieście
dziewczęta kołyszą spódnicami
całują się z chłopcami
w bramach
W dalekim mieście
na dachu domu
przed którym mnie całowałeś
rośnie żółty rozchodnik
W dalekim mieście
na cmentarzu
blaszane litery
dzwonią
twoje imię
dziewczęta kołyszą spódnicami
całują się z chłopcami
w bramach
W dalekim mieście
na dachu domu
przed którym mnie całowałeś
rośnie żółty rozchodnik
W dalekim mieście
na cmentarzu
blaszane litery
dzwonią
twoje imię
Hillar Małgorzata
Przeobrażała się
w wieżę cierpliwości
w jej cieniu
odpoczywał
w bramę mądrości
przez nią wchodził
do ogrodu światła
Zamieniała się
w miękką owcę
dla jego rąk
w świerszcza
grającego na rzęsach
w jabłko
dla jego warg
Była
upalnym wiatrem
rozdmuchującym płomień
gorącą trawą
w której się zanurzał
gwałtowną rzeką
porywającą niebo i ziemię
Przekształcała się
w drzewo ciszy
rodzące sen
w georginię
rozjaśniającą ciemności
w ptaka
przynoszącego dzień
Stawała się
lustrem
by mógł oglądać
swoją doskonałość
koszykiem
w nim chował
samotność
ziemią
po której szedł
na księżyc
Gdy odchodził
zamieniała się
w siebie
okrytą szczelnie
jego ciężkim
cieniem
w wieżę cierpliwości
w jej cieniu
odpoczywał
w bramę mądrości
przez nią wchodził
do ogrodu światła
Zamieniała się
w miękką owcę
dla jego rąk
w świerszcza
grającego na rzęsach
w jabłko
dla jego warg
Była
upalnym wiatrem
rozdmuchującym płomień
gorącą trawą
w której się zanurzał
gwałtowną rzeką
porywającą niebo i ziemię
Przekształcała się
w drzewo ciszy
rodzące sen
w georginię
rozjaśniającą ciemności
w ptaka
przynoszącego dzień
Stawała się
lustrem
by mógł oglądać
swoją doskonałość
koszykiem
w nim chował
samotność
ziemią
po której szedł
na księżyc
Gdy odchodził
zamieniała się
w siebie
okrytą szczelnie
jego ciężkim
cieniem
Hillar Małgorzata Rzeczy małe
Twarz jego jest bohaterska
kiedy mówi
ja buduję socjalizm
I lekceważąco wzrusza ramionami
patrząc na nowy obrazek
zawieszony na ścianie
kochającymi rękami
To nieważne
mówi
Dla niego nieważny jest
kolorowy talerz z jabłkami
szalik w niebieskie gwiazdki
czerwone buciki dla dziecka
On unosi się ponad tym
lekko
jak piórko indycze
kiedy mówi
ja buduję socjalizm
I lekceważąco wzrusza ramionami
patrząc na nowy obrazek
zawieszony na ścianie
kochającymi rękami
To nieważne
mówi
Dla niego nieważny jest
kolorowy talerz z jabłkami
szalik w niebieskie gwiazdki
czerwone buciki dla dziecka
On unosi się ponad tym
lekko
jak piórko indycze