Stolat.pl

Leśmian Bolesław

Bolesław
Leśmian

1970-01-01 - 1970-01-01

Sortuj według:

Leśmian Bolesław Zapłoniona czere...

Zapłoniona czereśnia, przez wróble opita,
Skrzy bieliście ku słońcu odziobaną pestę.
Korę, sokiem nabrzmiałą, żuk drasnął i przez tę
Drobną skazę żywicy płowa kropla świta.

Jeszcze pod zlewą rosy obfitej niezwykle
Kwiat się wątły ugina i ziemi dosięga,
I młodych jeszcze mrówek cwałująca wstęga,
Zachowując kształt w biegu, różowieje nikle.

Jakaż radość bezbronna i z jakąż łez siłą
Wzbiera we mnie i serce obnaża na światy,
Gdy zaoczę tej nocy narodzone kwiaty
W miejscu, gdzie jeszcze wczoraj tych kwiatów nie było!
więcej

Leśmian Bolesław Z lat dziecięcyc...

Przypominam “ wszystkiego przypomnieć nie zdołam:
Trawa... Za trawą “ wszechświat... A ja “ kogoś wołam.
Podoba mi się własne w powietrzu wołanie “
I pachnie macierzanka “ i słońce śpi “ w sianie.

A jeszcze? Co mi jeszcze z lat dawnych się marzy?
Ogród, gdzie dużo liści znajomych i twarzy “
Same liście i twarze!... Liściasto i ludno!
Śmiech mój “ w końcu alei. Śmiech stłumić tak trudno!
Biegnę, głowę gmatwając w szumach, w podobłoczach!
Oddech nieba mam “ w piersi! “ Drzew wierzchołki “ w oczach!

Kroki moje już dudnią po grobli “ nad rzeką.
Słychać je tak daleko! Tak cudnie daleko!
A teraz “ bieg z powrotem do domu “ przez trawę “
I po schodach, co lubią biegnących stóp wrzawę...
I pokój, przepełniony wiosną i upałem,
I tym moim po kątach rozwłóczonym ciałem “
Dotyk szyby “ ustami... Podróż “ w nic, w oszklenie “
I to czujne, bezbrzeżne z całych sił “ istnienie!
więcej

Leśmian Bolesław Powieść o rozum...


I



Tak mówię do dziewczyny: Nie wwódź mnie w bór ciemny,
Nie wołaj po imieniu, nie patrz oko w oko -
Bo nigdy nie wiadomo, co za stwór tajemny
Z mroku na świat pod ludzką przychodzi powłoką.


A nuż jestem odmienny, niźli tobie chce się -
Niż ten, którego tulisz w niemej pieszczot skardze.
Poznasz mię nad jeziorem - i w polu i w lesie -
A nie poznasz na łożu, nie poznasz przy wardze.


O, nie pytaj mnie o nic! Nie widuj mnie we śnie!
Ufaj moim pieszczotom, wierzaj w me tumany.
W ramion twoich zaciszu pragnę tak bezkreśnie
Zasnąć choćby na chwilę - inny i nieznany.


Nuć mi do snu cokolwiek, byle oczy zwierać.
Niech twa pierś mię kołysze, jak chce i jak umie -
A. gdy przyjdzie godzina, nie wzbraniaj umierać!
Wszak rozumiesz? Nieprawdaż?
Dziewczyna rozumie.


II


I znów mówię: Gdy w nagłej stu zmierzchów żałobie
Czekałaś na me przyjście, nim się Bóg nadarzy -
Mnie tylko, mnie jednego nie było przy tobie!
Zapóżniłem się... Winna jakaś mgła bez twarzy...


Nieraz w obcych mi cieniów biegnę rozwiewiska
I zatracam ścieżynę do własnej rozpaczy.
Czemuż jestem daleki? A ty - czemu bliska?
I tak zawsze i zawsze i nigdy inaczej!


Czemu wczoraj tę brzozę wśród słońca błyskotów
Ozdobiłem, pląsając, w perły i korale?
Dziś dla ciebie mi zbrakło strwonionych klejnotów,
Puste są moje dłonie i czcze moje żale.


Czasem bywają takie na uboczu święta,
Dusza przez sen tak szumi, że w tym właśnie szumie
O tych, których się kocha, najmniej się pamięta...
Wszak rozumiesz? Nieprawdaż?
Dziewczyna rozumie.


III


I znów mówię: Nie było i nigdy nie będzie!
Stać się miało gdziekolwiek i już się nie stanie!
Chciałem chatę
snom ciosać i biec na spotkanie
I zamieszkać wraz z tobą w miłosnym obłędzie.


Czemuż dusza w mrok dąży? Czemu losem zwie go?
Nigdy razem! A wpobok czas pusty się wlecze.
Czy jest we mnie ktoś inny, oprócz mnie samego,
Co ulega tym smutkom, którym ja krwią przeczę?


O, spojrzyj, jak ja teraz bezwolnie się trudzę,
Szczęściu swemu dziwaczne gromadząc przeszkody!
Jak swe żale uśpione o północy budzę
I jak idąc ku tobie, omijam ogrody!


Mógłbym duszę po kwiatach dla ciebie roztrwonić,
Mógłbym śmiercią oślepły znaleźć cię w gwiazd tłumie,
Ale szczęścia własnego nie potrafię bronić!
Wszak rozumiesz? Nieprawdaż?
Dziewczyna rozumie.


IV


I znów mówię: Gdy zazdrość w pustce mię zaskoczy,
Śnię o innej... Nikt nie wie, czym jest jej pieszczota.
Ma wszystkich zmarłych dziewcząt niezbadane oczy,
Suknia jej - prosto z bajki - cała brzmi od złota
!


Jedziem w modrej karocy. Usta ku mnie chyli.
Tłum wyśnionych cudaków w zachwyceniu czeka
Na pierwszy pocałunek... Ona jeszcze zwleka,
A ja ciebie wśród tłumu postrzegam w tej chwili.


Stoisz - chora i w łachman odziana żebraczy.
Widzisz mnie. Ja umyślnie wzrok utkwiłem w niebie.
I starzejesz się z bólu, i brzydniesz z rozpaczy,
I nikt już, nikt nie zdoła dziś pokochać ciebie!


Więc biegnę z nagłym krzykiem, chwytam cię w ramiona
I płacz piersi schorzałej pieszczotami tłumię!
Umierasz, a ja szepcę: \"Wiedziałem, że skona!\" -
Wszak rozumiesz? Nieprawdaż?
Dziewczyna rozumie.


V


Rozumie i piersiami chce karmić noc ciemną,
A na byle skinienie swe czoło rozchmurza,
I wie, że o mnie trzeba rozmawiać
nie ze mną,
I dumając o wszystkim, dłoń w kwiatach zanurza.


Siedzi drogi dalekiej zbłąkaną krzywiznę,
Gdzie wzrok ginie, jak w nurtach ro\'zwiewnej mogiły,
I w zwierciadle przegląda swoje wargi żyzne,
Czy mnie bardziej, niż ona, ku sobie zwabiły?


I przesłania je dłonią i patrzy ciekawie,
Czym jest bez nich? Czy sobą? I nie wie, czy sobą?
Bo dla oczu, zwierciadła zbłyskanych żałobą,
Ubożeje ust brakiem, że nie ma jej prawie...


A gdy przyjdę - zwierciadło żegna znakiem krzyża
I wprzód wargi podaje w skupionej zadumie,
A potem - dośmielona - całą siebie zbliża
I całuje i płacze i wszystko rozumie!...
więcej

Leśmian Bolesław KSIĘżYCOWE UP...

A zaczęła się tak w przybliżeniu ta baśń,
owa powieść-opowieść daleka,Miły bogom jest człek, milszy jeszcze, gdy ma
w masce boga swe lico człowieka.
Ponad ziemią stał kwiat, płomień wiosny się chwiał
i drżał lazur upalnie-bezchmurny,Właśnie wtedy, jak mógł. Wielki Łuniusz do nóg
przywiązywał swe złote koturny.
Niecierpliwy, aż drżał i tryumfu już chciał,
epilogu przez sen spełnionego,W epilogu zaś tym miał pokazać wszem w krąg
lico boga nieziemsko pięknego.
I z hardości aż zbladł, gdy wystąpił przed tłum,
pan i władca ich oczu i słuchu,Było boskie, co rzekł, było boskie, co chciał,
i był boski w najmniejszym swym ruchu.
I zdawało się wszem, że mocniejszy niż Dzeus
i ze togę ma pełną piorunów,Bo twarz boga - jak cud! - po mistrzowsku im dał,
że aż zachwyt zaszumiał wśród tłumów.
Lecz skończyła się tak w przybliżeniu ta baśń,
owa powieść-opowieść daleka,Niepodobny jest los wiekuistych wciąż bóstw
padolnemu losowi człowieka.
Wielki Łuniusz już znikł, raz na zawsze już znikł
tam, gdzie mary, żałoba i cienie,Gromonośnych już słów nie pamięta dziś nikt,
jego płomień i geniusz - milczeniem.
Ludzie mówią, że zmarł od pożaru, gdy kładł
pod chram Dzeusa płonącą żywicę,Co innego zaś pieśń. że miesięczną czcił noc
i że padł porażony księżycem.
Wiosną zdarza się noc, noc tajemna, a w niej:
chwila chwil z księżycowych rubieży,Gdy dostępna jest moc, kiedy wszystko w tę noc
od marzenia i pragnień zależy.
W głębi nieb, w taką noc, tam gdzie mroczna jej dal,
tam gdzie chmury brną w chmury mitrężne,Tam pojawia się cień, mało widny drży cień.
widmo blade, lecz dziwnie potężne.
I wystarczy, by w mgłach krągły księżyc się skrył
choć na chwilę, milczący i chmurny,By zaczynał ów cień przywiązywać do nóg,
pośród mroku, swe złote koturny.
By już blady ów cień począł szeptem znów snuć
swój epilog, gdzie grom wiecznie młody,I wyjawia się zeń, hen w przestworzach, śród nieb,
lico boga przecudnej urody.
więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję