Stolat.pl

Gałczyński Konstanty Ildefons

Konstanty Ildefons
Gałczyński

1970-01-01 - 1970-01-01

Sortuj według:

Gałczyński Konstanty Ildefons Tragedia Profesjo...

Akt I

Debiut

Najprzód wierszyk napisałem,
potem wierszyk podpisałem
pseudonimem "Groźny Ali".

potem zrobiłem winietkę:
lirę, gwiazdkę, ptaszków setkę;
potem nie wydrukowali.



Akt II

Wiersze wybrane

To tak się łatwo mówi
w słonecznym gabinecie:
- My to już wam ułożymy,
wy tylko to wszystko zbierzecie.
- Umowa? - Na przyszły wtorek.
- Pieniądze? - Na przyszły piątek,
Słowem: rzeczowość, księgowość
i rytm, i cykl, i porządek.

Lecz nocą rytm jest inny,
inny jest pejzaż ze zmierzchem:
z maszynopisów zimnych
znowu parują wiersze;

Księżyc, jak przeczuwacie,
ciurkiem. Cisza w krąg.
I nagle: Skumbrie w tomacie,
skumbrie w tomacie,
pstrąg.

Ojej! A niech to wciórności,
cholera, mżawka i morka!
bo znów: Inge Bartsch, aktorka
zaginiona wśród tajemniczych okoliczności...

Zaginiona? I na tym koniec!
Rozumie się przez się samo.
Niestety: głos w telefonie:
- Ta Inge Bartsch... - O mamo!

Liryka, ta pańska dawna...
- Kto mówi? - To ma coś z fal;
liryka, liryka,
tkliwa dynamika,
angelologia
i dal.

Nie mogę! Na brodę Jacka
Pugeta! Ja się rozsypię!
Znów. Kraków, Wieża Mariacka,
znów gwiazdy jak tysiąc skrzypiec.

Nie mogę. O nocy gorzka! Rodacy,
dajcie mi dłoń!
Zaczarowany (ratunku!)
Zaczarowana (milicja!)
Zaczarowany
koń.



Akt III

Ostania metafora

Paganini zdanie drwiące
zanotował jadąc w łodzi:
że "sztuka jest jak słońce:
recenzentom nic nie szkodzi".
więcej

Gałczyński Konstanty Ildefons Kolczyki Izoldy

małe oratorium
Izoldzie Czarnej - wiecznie tej samej



HEROLDY


Szły heroldy widziane z prawa,
biało-czerwone heroldy;
i krzyczały heroldy: - Sława,
sława kolczykom Izoldy.

A pierwszy to był przebrany drukarz,
a ten, co gwizdnął do nas,
raz "sława"! krzyczał, raz w trąbkę dmuchał,
a włosy miał jak winogrona.

Kwiaty z okien leciały na was,
biało-czerwone heroldy.
I śpiewały heroldy. Sława...


DZIECI


Potem szły dzieci widziane z lewa,
jak kawiarenki w balecie,
ale się nagla zaczęła ulewa
i zapłakały dzieci.


żOŁNIERZE


Szli żołnierze zmoczeni do nitki,
żołnierze widziani z góry -

Śpiew żołnierzy

"A pod tą lipką. lipką zieloną
mówili sobie, że się ożenią,
ślubna kareta, ślubne koniki -
a ja ci potem kupię kolczyki".

Kolczykom sława, Izoldzie sława,
uszom ze śniadej skóry.
Dzieci z lewa, heroldy z prawa,
deszcz i żołnierze z góry.


NA RYNKU

MISTRZ CEREMONII


Proszę państwa, w sprawie tych kolczyków. Otóż, zaznaczam, że Izolda to
jest po prostu konspiracyjny pseudonim. Dziewczynę znaleziono tego
pamiętnego miesiąca na ulicy Wojciecha Górskiego. Kulturowo i
semantycznie. Ona była, jakby to powiedzieć, owinięta w państwową flagę.
Ale całe ciało był zmiażdżone. Zostały tylko uszy i kolczyki. Realizm,
pamowie, realizm. I właśnie w myśl powyższego pokażemy państwu

TANIEC NIEDĹšWIEDZI


Był pewien pan z Krakowa,
który niedźwiedzie hodował
i zawsze po obiedzie
tańczył z jednym niedźwiedziem,
a właściwie to była krowa,

a nad program nasz poeta ob. Roch Serafiński oddeklamuje
Swoją Balladę o dwóch siostrach".


BALLADA O DWÓCH SIOSTRACH


Były dwie siostry: Noc i Śmierć,
Śmierć większa, a Noc mniejsza,
Noc była piękna jak sen a Śmierć,
Śmierć była jeszcze piękniejsza -

Hej nonny no! haj nonny ho!
Śmierć była jeszcze piękniejsza.

Usługiwały te siostry dwie
w gospodzie koło rzeczki.
Przyszedł podróżny i woła: - Hej,
usłużcie mi, szynkareczki -

Hej nonny no! haj nonny ho!
usłużcie mi, szynkareczki -

Więc zaraz lekko podbiegła Noc,
ta mniejsza, wiecie, ta modra,
Nalała. Gość się popatrzył w szkło
- Zacny - powiada - kordiał

Hej nonny no! haj nonny ho!
- Zacny - powiada - kordiał.

Lecz zaraz potem podbiegła Śmierć
podbiegiem jeszcze lżejszym,
pod różny cmok! a kielich brzęk!
bo kordiał był zacniejszy.

Hej nonny no! haj nonny ho!
bo kordiał był zacniejszy.

Spełnił podróżny kielich do dna
i już nie mówił z nikim
widząc, że druga siostra ma
dużo piękniejsze kolczyki -

Hej nonny no! haj nonny ho!
dużo piękniejsze kolczyki.

Taką balladę w słotny czas
w oberży "Trzy Korony"
śpiewał mi haj! w Dublinie raz
John Burton, John nad Johny -

Hej nonny no! haj nonny ho!
John Burton, John nad Johny.

Dublin to z balladami kram,
niejedną tam się złowi.
Więc to, com ja usłyszał tam,
powtarzam Krakowowi -

Hej nonny no! haj nonny ho!
powtarzam Krakowowi.


MISTRZ CEREMONII:

Koniec "Ballady o dwóch siostrach"

POETA

(piszczy)

Nie!
Nad brzegiem Wisły, Wołgi czy Arna.
Czy tu, czy na obłoku,
Izoldo moja, Izoldo czarna,
tyś piąta pora roku skończyłem.


MISTRZ CEREMONII:

Kapitalny brak piątej klepki. Kochani radiosłuchacze, oczywiście, że jeżeli
teraz kto ma życzenie iść na nocną premierę "Kolczyków Izoldy", to,
oczywiście, naturalnie, nie możemy mieć nic przeciw temu. Hymn.
Dobranoc.


TEN SAM RYNEK WE MGLE


A pod tą lipką, lipką zamgloną
we mgle kareta, we mgle koniki.

A obiecałeś na ślub kolczyki.

Jakie kolczyki? Biało-czerwone.
Biało-czerwone? Tak. Jak Warszawa.
Dla mnie. Dla twej Izoldy.
Jaka Warszawa?
Warszawie sława!
Sława kolczykom Izoldy.


W OBERżY I Z OBERżY
"POD OGNIEM, WODĄ I MIEDZIANYMI TRĄBAMI"


Niesłychanie mi przyjemnie.
Trzetrzewiński. Krupczałowski.
Pan się chyba śmieje ze mnie.?
Ale skąd, na rany Boskie!

Pan słyszał o tych kolczykach?
Podobno to balet chiński.
Może by tak pod śledzika?
Krupczałowski. Trzetrzewiński.

Kto? Izolda? Pod Cecorą?
Demokracja. Kant dziadowski.
Nas z Krakowa nie nabiorą.
Trzetrzewiński. Krupczałowwski.

Jak pan mówisz, bom zapomniał?
Pod Cecorą? z tym Kilińskim?
Człowiek musi być przytomniak.
Krupczałowski. Trzetrzewiński.

Wie pan co, a mnie czasami
rosną, panie, rude włoski,
w ogóle taniec na wulkanie.
Trzetrzewiński, Krupczałowski.

Jedna sitwa. Jedna sztama
ten Balicki i Weryński.
Ma pan klucz? Zamknięta brama.
Krupczałowski. Trzetrzewiński.

Który klucz? O kluczu potem.
Nie zapłacił pan dorożki.
Ja? Znów strugasz pan idiotę.
Trzetrzewiński. Krupczałowski.

Mnie idiota? Od idioty?
Sam idiota. Idiociński.
Pełnia, panie. Stąd wymioty.
Krupczałowski. Trzetrzewiński.

Demokracja. Demokracja.
Jak pan mówi? Ryby z Rosji?
Za kolczyki? Święta racja.
Trzętrzewiński. Krupczałowski.

Ja tu z lewa, a ty z prawa,
będziem pili pod kanoldy.
. . . . . . . . . . . . . . .
I śpiewali żołnierze: Sława.
Sława kolczykom Izoldy.


POETA


Przepraszam, żę się przyłączę.
Poeta. Roch Serafiński.
Ośmiorga imion. Xiążę.
Krupczałowski. Trzetrzewiński.

Właściwie jestem bezdzietny.
Niestety noszę binokle.
Raz chciałem wskoczyć do Etny,
jak ten, jak Empedokles.
Dym był czerwono-biały.
Tylko sandały zostały.

Co proszę? Ee, nic właściwie,
to tylko taka bajka,
więc piszę i sam się dziwię,
a łzy takie wielkie jak jajka,

i z łez, no niby z tych jajek,
kiedy na ziemię upadnie,
wyfruwa kurczaczek-grajek
śpiewa - och, jak ładnie.

Stąd wiersze, obywatele.
Dobrze poczytać w niedzielę.

A z wierszy, znaczy się kawa,
zelówki, chleb, czysty raj
.
Sława, panowie, sława,
sława kolczykom.
Good bye.


Płacz po Izoldzie


Szkoda, że
stało się,
szkoda, że
nie ma, że...
eech, próżna mowa.
Norwid, ten
pisałby,
Tycjan i Rembrandt, i
Loon by malował.
Ręce jak
miękki sen,
oczy jak,
czy ja wiem,
wiadomo: oczy.
Anioł szedł,
szedł przez mgłę.
Mówię tak.
A on: nie.
I zauroczył.
No i łzy.
A, to ty?
Szkoda mi,
byłyby
i brzoskwinie...
biały ptak...
a tu tak:
czarny mak,
ciemny smak
jak po winie.
Teraz co?
Nonny ho!
Kruche szkło,
maski i instrumenty.
Na cóż mi kwiaty i
szmaragd, i
gitara i,
okręty?


DYREKTOR TEATRU:


Wchodzić, panowie, już się zaczyna,
stroje dowolne, byle nie nago,
proszę: :Na bruku leży dziewczyna
przykryta biało-czerwoną flagą".
A w niebie zaraz, automatycznie,
spójrzcie: tuż koło Baraniej Mordy
gwiazd osiemnaście lśni bardzo ślicznie,
gwiazdozbiór:
"Kolczyki Izoldy".
. . . . . . . . . . .
Kolczyki Izoldy?
więcej

Gałczyński Konstanty Ildefons

Mówią, że była panienka,
co miała na imię Ina.
Gdy chciała powiedzieć: "kocham",
mówiła: "kokaina".

Miała niebieską wstążkę
i niebieskiego kota.
Kot wąchał "kokainę",
a Ina wąchała ďż˝kota".

A był jeszcze jeden poeta,
co chodził na koturnach;
jak się urżnął, to zwykle mówił:
- Moja muza jest górna i chmurna.

Panienka ma oczy zielone,
jak najzieleńsza trawa.
Poeta cierpi na nerki
i nosi czarny krawat.

Kochał poeta panienkę,
panienkę imieniem Ina;
mówił: - Powiedz mi: "kocham",
a ona: - Kokaina.

Wieszcz mówił: - Jako łódź złota
,
ciągniona przez gołębie,
jesteś. A potem w nocy
długo trąbił alembik.

I raz, a było wieczorem,
rzekł pisarz: - Nie bądź westalką,
a zresztą do twarzy ci będzie
na czarnym katafalku.

I zabił poeta panienkę
w zachodu amarantach,
i zabił ogromnym nożem
na tle obrazu Rembrandta.

Krajały niebo pioruny,
jak okrwawione noże.
Poeta uciął głowę
i wbił na długi rożen;

i smażył głowę panienki,
i zrobił twarz goryla.
Och, to było straszne!
coś, niby nekrofilia.

(Kondukty kotów niebieskich
szły w średniowieczny tan.
A potem był świt bolesny
koloru bleu mourant.)
więcej

Gałczyński Konstanty Ildefons List znad rzeki L...


Piszę do was ten list znad Limpopo, rzeki,
która płynie przez kraj daleki.
Koło mego namiotu przechodzą stada słoni
i ludzie szmaragdowi i czerwoni.
Ja wiem, że u was teraz naftowa lampa krzywa
wieczorem nad stołem jak senna twarz się kiwa
i wszystkie domu zakątki
zasnuły wielkie pająki.
Tylko radio, dobra skrzynia polerowana,
daje wam czasem koncert na organach
i organowe wojsko z dzidami wychodzi na pokój i drwi,
a wasze stare serca skrzypią ze strachu jak drzwi.
że bedzie deszcz, codziennie mówi ktoś ze skrzyni.
A u mnie wielkie gwiazdy są i ogromne rubiny.
Murzyniątka rozpinają palankin nad moją osobą
i w durnia gram z samym królem rzeki Limpopo.
A u was nuda i bieda,
myszy, deszcz i Polska
więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję