Jerzy
Górzański
1970-01-01 -
Sortuj według:
Górzański Jerzy Anna
Anna była jeźdźcem doprawdy wspaniałym.
Noc i dzień jechaliśmy w tym ścisłym ordynku.
To księżyc nas oświecił,
To słońce olśniło,
Spadały liście w stratowaną pościel.
Aż wreszcie śnieg zabielił ślady.
Do dziś jeszcze noszę tę kropelkę potu,
Co mi Anna w galopie na pierś upuściła.
Noc i dzień jechaliśmy w tym ścisłym ordynku.
To księżyc nas oświecił,
To słońce olśniło,
Spadały liście w stratowaną pościel.
Aż wreszcie śnieg zabielił ślady.
Do dziś jeszcze noszę tę kropelkę potu,
Co mi Anna w galopie na pierś upuściła.
Górzański Jerzy E.
Zamykam tę księgę na E.
Zaledwie wczoraj widziałem ją w spodniach i w bluzce.
Jeszcze wstrzymującą napór moich dłoni.
Dzisiaj natomiast leży rozebrana.
Od kolan podnoszona do pachwin i włosów skręconych.
Nie sposób dalej wymieniać postojów i szybkich oddechów.
Zwilgłych załamań szyi, różowej abstrakcji ucha,
Branego zębami w galopie.
Dłoni podchodzących na palcach pod stromiznę lędźwi.
Zamykam E. w obłoku zdarzeń metalicznych
Będących tym lśnieniem pruderii, co winna nam łaskę.Zamykam tę księgę na E.
Zaledwie wczoraj widziałem ją w spodniach i w bluzce.
Jeszcze wstrzymującą napór moich dłoni.
Dzisiaj natomiast leży rozebrana.
Od kolan podnoszona do pachwin i włosów skręconych.
Nie sposób dalej wymieniać postojów i szybkich oddechów.
Zwilgłych załamań szyi, różowej abstrakcji ucha,
Branego zębami w galopie.
Dłoni podchodzących na palcach pod stromiznę lędźwi.
Zamykam E. w obłoku zdarzeń metalicznych
Będących tym lśnieniem pruderii, co winna nam łaskę.
Zaledwie wczoraj widziałem ją w spodniach i w bluzce.
Jeszcze wstrzymującą napór moich dłoni.
Dzisiaj natomiast leży rozebrana.
Od kolan podnoszona do pachwin i włosów skręconych.
Nie sposób dalej wymieniać postojów i szybkich oddechów.
Zwilgłych załamań szyi, różowej abstrakcji ucha,
Branego zębami w galopie.
Dłoni podchodzących na palcach pod stromiznę lędźwi.
Zamykam E. w obłoku zdarzeń metalicznych
Będących tym lśnieniem pruderii, co winna nam łaskę.Zamykam tę księgę na E.
Zaledwie wczoraj widziałem ją w spodniach i w bluzce.
Jeszcze wstrzymującą napór moich dłoni.
Dzisiaj natomiast leży rozebrana.
Od kolan podnoszona do pachwin i włosów skręconych.
Nie sposób dalej wymieniać postojów i szybkich oddechów.
Zwilgłych załamań szyi, różowej abstrakcji ucha,
Branego zębami w galopie.
Dłoni podchodzących na palcach pod stromiznę lędźwi.
Zamykam E. w obłoku zdarzeń metalicznych
Będących tym lśnieniem pruderii, co winna nam łaskę.
Górzański Jerzy Maria
W Marii uległość była dla mnie formą,
Z której wywodziłem różne śmieszne figury.
Wyrzucone za okno mokły w deszczu fenodormy.
Pod dachem zaś mokły w śliny uniesieniu
Dwie małe sutki.
Dłoń Marii tymczasem gnała mojego sokoła
Po dalekich polach chłopięcych perwersji.
Z której wywodziłem różne śmieszne figury.
Wyrzucone za okno mokły w deszczu fenodormy.
Pod dachem zaś mokły w śliny uniesieniu
Dwie małe sutki.
Dłoń Marii tymczasem gnała mojego sokoła
Po dalekich polach chłopięcych perwersji.
- Poprzednia
- 1