
Konstanty Ildefons
Gałczyński
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Gałczyński Konstanty Ildefons Na śmierć motyl...
Niepoważny stosunek do życia
figla ci w końcu wypłatał:
nadmiar kolorów, brak idei
zawsze się kończą wstydem i
są wekslem bez pokrycia,
mój ty Niprzypiąłniprzyłatał!
figla ci w końcu wypłatał:
nadmiar kolorów, brak idei
zawsze się kończą wstydem i
są wekslem bez pokrycia,
mój ty Niprzypiąłniprzyłatał!
Gałczyński Konstanty Ildefons Śmierć poety
Nie pomogły zastrzyki,
recenzje i pomniki
ni kwaśne mleko:
Przyszedł szarlatan - szuja,
opukał go, pobujał:
-Dementia praecox.
Toż radość była w domu,
nareszcie koniec sromu,
skończony kłopot !
Dozorca śmiał się setnie:
-Zaraz mu nitkę przetnie
panna Atropos.
żona klaskała w dłonie:
-Ach, przecie nadszedł koniec
pijackich orgii.
Bólów miałam nie mało,
nareszcie twoje ciało
wezmą do morgi.
Wszyscy stanęli kołem
z czołem bardzo wesołem:
Prasa, kuzyni;
i szacowne to grono
orzekło unisono:
-Dobrze tak świni!
Po co dziewki uwodził,
nocą domy nachodził,
sen rwąc dzieciątek;
i po co "Pod Zegarem"
lał w brzucho wino stare
świątek i piątek?
Zna go dobrze Warszawa:
Pożyczał-nie oddawał,
nasienie drańskie;
a "poetyczne dale"
to były te skandale
w "Małej Ziemiańskiej".
Dobrze ci, stary draniu,
za grzechy nad otchłanią
inferna zwisasz.
Najprzód gwiazdy i róże,
potem stołek w cenzurze-
sprzedajny pisarz!
Tak to nadobne grono
radziło unisono
w śmiertelnej sali.
A że lico miał bladsze
orzekli:-Pewnie nadszedł
koniec kanalii.
Zapachniały zefiry,
brzękły potrójne liry,
pierzchnęła tłuszcza.
Serce alkoholowe
unieśli aniołowie
na złotych bluszczach.
recenzje i pomniki
ni kwaśne mleko:
Przyszedł szarlatan - szuja,
opukał go, pobujał:
-Dementia praecox.
Toż radość była w domu,
nareszcie koniec sromu,
skończony kłopot !
Dozorca śmiał się setnie:
-Zaraz mu nitkę przetnie
panna Atropos.
żona klaskała w dłonie:
-Ach, przecie nadszedł koniec
pijackich orgii.
Bólów miałam nie mało,
nareszcie twoje ciało
wezmą do morgi.
Wszyscy stanęli kołem
z czołem bardzo wesołem:
Prasa, kuzyni;
i szacowne to grono
orzekło unisono:
-Dobrze tak świni!
Po co dziewki uwodził,
nocą domy nachodził,
sen rwąc dzieciątek;
i po co "Pod Zegarem"
lał w brzucho wino stare
świątek i piątek?
Zna go dobrze Warszawa:
Pożyczał-nie oddawał,
nasienie drańskie;
a "poetyczne dale"
to były te skandale
w "Małej Ziemiańskiej".
Dobrze ci, stary draniu,
za grzechy nad otchłanią
inferna zwisasz.
Najprzód gwiazdy i róże,
potem stołek w cenzurze-
sprzedajny pisarz!
Tak to nadobne grono
radziło unisono
w śmiertelnej sali.
A że lico miał bladsze
orzekli:-Pewnie nadszedł
koniec kanalii.
Zapachniały zefiry,
brzękły potrójne liry,
pierzchnęła tłuszcza.
Serce alkoholowe
unieśli aniołowie
na złotych bluszczach.
Gałczyński Konstanty Ildefons O wróbelku
Wróbelek jest mała ptaszyna,
wróbelek istotka niewielka,
on brzydką stonogę pochłania,
lecz nikt nie popiera wróbelka.
Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że wróbelek jest druh nasz szczery?!
...................................................
Kochajcie wróbelka, dziewczęta,
kochajcie, do jasnej cholery!
Gałczyński Konstanty Ildefons Admirał
Przestań pisać te wiersze! - sykała kochanka w ucho,
i tylko księżyc podsłyszał, schylone, różowe ucho.
I jakieś flety ukryte były w jej biodrach i żebrach,
a może to księżyc szumiał potworną palmą ze srebra.
A może to była Brazylia. A może byłem pijany.
Do kochanki prostej, jak palma, przywarłem uchem do palmy.
Z nieczytanego dziennika najśmieszniejszy wyraz "kabokle"
i noc uważnie patrząca przez gwiazdy jak przez binokle.
I jescze co? i co jeszcze? W dalekim kościele dzwony.
2-ga w nocy. Park przed oczami chodził jak tygrys zielony.
Usta tak bardzo blisko. Gwiazdy tak bardzo wysoko.
Może to jest poezja, a może tylko alkohol.
i tylko księżyc podsłyszał, schylone, różowe ucho.
I jakieś flety ukryte były w jej biodrach i żebrach,
a może to księżyc szumiał potworną palmą ze srebra.
A może to była Brazylia. A może byłem pijany.
Do kochanki prostej, jak palma, przywarłem uchem do palmy.
Z nieczytanego dziennika najśmieszniejszy wyraz "kabokle"
i noc uważnie patrząca przez gwiazdy jak przez binokle.
I jescze co? i co jeszcze? W dalekim kościele dzwony.
2-ga w nocy. Park przed oczami chodził jak tygrys zielony.
Usta tak bardzo blisko. Gwiazdy tak bardzo wysoko.
Może to jest poezja, a może tylko alkohol.