
Michaił Jurjewicz
Lermontow
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Lermontow Michaił Jurjewicz * * * [Ona urody ...
Ona urody majestatem
Młodzieńców nie przynęca śmiałych
I nie prowadza swoim śladem
Tłumu wzdychaczy oniemiałych.
W jej kształtach nie ma nic z bogini,
Jej pierś nie wznosi się jak fala,
Nikt jej świętością swą nie czyni
I nie upada na twarz z dala.
Ale we wszystkich jej spojrzeniach,
W uśmiechu, w rysach, w każdym geście
Tyle jest życia i natchnienia
I tyle wdzięku
w nich się mieści.
Ale jej głos gdzieś w duszy dźwięczy
Jak echo pięknych dni przeszłości
I serce kocha się, i męczy,
Wstydząc się prawie swej miłości.
Młodzieńców nie przynęca śmiałych
I nie prowadza swoim śladem
Tłumu wzdychaczy oniemiałych.
W jej kształtach nie ma nic z bogini,
Jej pierś nie wznosi się jak fala,
Nikt jej świętością swą nie czyni
I nie upada na twarz z dala.
Ale we wszystkich jej spojrzeniach,
W uśmiechu, w rysach, w każdym geście
Tyle jest życia i natchnienia
I tyle wdzięku
w nich się mieści.
Ale jej głos gdzieś w duszy dźwięczy
Jak echo pięknych dni przeszłości
I serce kocha się, i męczy,
Wstydząc się prawie swej miłości.
Lermontow Michaił Jurjewicz Huzar
Huzarze! radość lśni w twym oku,
Gdy twój czerwony dołman wdziejesz;
Lecz wiedz - przeminie duszy spokój,
A szczęście się jak mgła rozwieje.
Wąs kręcisz rad, gdy cię ogarną
Wspomnienia szumnych biesiad, pląsów;
Lecz chroń się przed zadumą czarną -
Czarniejsza jest od twoich wąsów.
Niechaj cię pieści dola płocha
I żądza nierozumna śmieszy;
Ale i ciebie nikt nie kocha,
Nikt na twój widok się nie cieszy.
Kiedy w rozwianej pelerynie
Na koniu siwym gnasz co siły,
żadnej nie przemknie myśl dziewczynie:
Dla mnie przejeżdża tędy miły!
Lecisz, nieczuły bohaterze -
Z niczyich ust błogosławieństwo
Przed ciosem wroga cię nie strzeże.
Powiedz: nie tęsknisz i miłości
Nie pragniesz duszą znieczuloną?
Huzarze! gdzie twój anioł gości?
Gdzie oczy sercu miłe płoną?
Milczysz - im wina lejesz więcej,
Silniej cie gnębi rozpacz głucha...
Czemuś dla życia stracił serce?
Dlaczego zgasła twa otucha?...
Taki jak dziś nie zawsze byłeś,
żyłeś, głęboko żyć umiałeś...
Ale ostatnią grzebiąc miłość
I płomień serca pogrzebałeś.
Gdy twój czerwony dołman wdziejesz;
Lecz wiedz - przeminie duszy spokój,
A szczęście się jak mgła rozwieje.
Wąs kręcisz rad, gdy cię ogarną
Wspomnienia szumnych biesiad, pląsów;
Lecz chroń się przed zadumą czarną -
Czarniejsza jest od twoich wąsów.
Niechaj cię pieści dola płocha
I żądza nierozumna śmieszy;
Ale i ciebie nikt nie kocha,
Nikt na twój widok się nie cieszy.
Kiedy w rozwianej pelerynie
Na koniu siwym gnasz co siły,
żadnej nie przemknie myśl dziewczynie:
Dla mnie przejeżdża tędy miły!
Lecisz, nieczuły bohaterze -
Z niczyich ust błogosławieństwo
Przed ciosem wroga cię nie strzeże.
Powiedz: nie tęsknisz i miłości
Nie pragniesz duszą znieczuloną?
Huzarze! gdzie twój anioł gości?
Gdzie oczy sercu miłe płoną?
Milczysz - im wina lejesz więcej,
Silniej cie gnębi rozpacz głucha...
Czemuś dla życia stracił serce?
Dlaczego zgasła twa otucha?...
Taki jak dziś nie zawsze byłeś,
żyłeś, głęboko żyć umiałeś...
Ale ostatnią grzebiąc miłość
I płomień serca pogrzebałeś.
Lermontow Michaił Jurjewicz W albumie (z byro...
Jak wędrowcowi w oko wpada
Samotna pośród pól mogiła,
Podobnie ta stronica blada
Niechby twój miły wzrok znęciła.
Jeśli po latach ci się zdarzy
Przeczytać, co poeta marzył,
I wspomnisz, jak on cię miłował,
Pomyśl - on sam już na cmentarzu,
A tutaj serce swe pochował
Samotna pośród pól mogiła,
Podobnie ta stronica blada
Niechby twój miły wzrok znęciła.
Jeśli po latach ci się zdarzy
Przeczytać, co poeta marzył,
I wspomnisz, jak on cię miłował,
Pomyśl - on sam już na cmentarzu,
A tutaj serce swe pochował
Lermontow Michaił Jurjewicz Nieporozumienie
Kochali się wzajem tak tkliwie i stale,
Trawieni gorączką w tęsknocie i szale!
Lecz bali sie wyznać w spotkaniach, jak wrogi,
I były i zimne i czcze ich dialogi.
Rozstali sie w niemym i dumnym cierpieniu,
Li czasem się widząc w snów lubych marzeniu...
Śmierć wreszcie nadeszła - ujrzeli się w niebie,
Lecz tam juz obcymi zostali dla siebie.
Trawieni gorączką w tęsknocie i szale!
Lecz bali sie wyznać w spotkaniach, jak wrogi,
I były i zimne i czcze ich dialogi.
Rozstali sie w niemym i dumnym cierpieniu,
Li czasem się widząc w snów lubych marzeniu...
Śmierć wreszcie nadeszła - ujrzeli się w niebie,
Lecz tam juz obcymi zostali dla siebie.