
Jan Andrzej
Morsztyn
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Morsztyn Jan Andrzej Sen
W południe więzień zasnąłem ubogi,
Aż mi sen wdzięczny tę przysługę sprawił,
żem swą dziewczynę całował bez trwogi
I w jej gładkości myśli moje bawił,
I obłapiając depozyt tak drogi,
Wszytkie-m na stronę frasunki odprawił,
A zbytnia radość ledwie mi żywota
Nie wzięła, duszy otworzywszy wrota.
Taką uciechą będąc opojony.
Ulałem potem zapalone skronie
I ze wszytkich sił swoich obnażony
Padłem wpółmartwy na jej ślicznym łonie
I widząc, że głos ustawał zemdlony,
Krzyknąłem jak ów, co z przygody tonie:
"Ratuj mię, przebóg, stanie-ć za odpusty,
Gdy zahamujesz duszę w ustach usty!"
Tum zamknął mowę, a ona bez mowy
Widząc mię, bez tchu i bez życia znaku,
Zemdlonej dźwiga i podnosi głowy .
I usty swymi całuje bez braku
W usta i w oczy i wdzięcznymi słowy
Dodaje słodkim pieszczotom przysmaku:
"Jeśliże - mówi - śmierć twoja prawdziwa,
Czemuś ty umarł, czemużem ja żywa?"
I już poczęła myślić, jaką raną
Dać wolną drogę pięknej duszy z ciała,
Kiedy się śmierć jej ruszyła stroskaną
Gładkością i mnie żyć znowu kazała:
A ona z twarzą łzami sfarbowaną:
"żyj śmiele - rzekła - abym zawsze miała
Zwycięstwa mego ten znak niewątpliwy,
że kto tak kona, dłużej będzie żywy".
Aż mi sen wdzięczny tę przysługę sprawił,
żem swą dziewczynę całował bez trwogi
I w jej gładkości myśli moje bawił,
I obłapiając depozyt tak drogi,
Wszytkie-m na stronę frasunki odprawił,
A zbytnia radość ledwie mi żywota
Nie wzięła, duszy otworzywszy wrota.
Taką uciechą będąc opojony.
Ulałem potem zapalone skronie
I ze wszytkich sił swoich obnażony
Padłem wpółmartwy na jej ślicznym łonie
I widząc, że głos ustawał zemdlony,
Krzyknąłem jak ów, co z przygody tonie:
"Ratuj mię, przebóg, stanie-ć za odpusty,
Gdy zahamujesz duszę w ustach usty!"
Tum zamknął mowę, a ona bez mowy
Widząc mię, bez tchu i bez życia znaku,
Zemdlonej dźwiga i podnosi głowy .
I usty swymi całuje bez braku
W usta i w oczy i wdzięcznymi słowy
Dodaje słodkim pieszczotom przysmaku:
"Jeśliże - mówi - śmierć twoja prawdziwa,
Czemuś ty umarł, czemużem ja żywa?"
I już poczęła myślić, jaką raną
Dać wolną drogę pięknej duszy z ciała,
Kiedy się śmierć jej ruszyła stroskaną
Gładkością i mnie żyć znowu kazała:
A ona z twarzą łzami sfarbowaną:
"żyj śmiele - rzekła - abym zawsze miała
Zwycięstwa mego ten znak niewątpliwy,
że kto tak kona, dłużej będzie żywy".
Morsztyn Jan Andrzej Na klacz hiszpań...
Nie mają takiej andaluskie stada,
Byłaby takiej Asturyja rada,
Nie pasie takiej napolska murawa,
Jaka się klaczą przechwala Warszawa.
Hiszpańska-ć wprawdzie chodem i nazwiskiem,
Ale się w kraju rodziła nam bliskiem
I słusznie Polska będzie tym chełpliwa,
że jej córką jest klacz tak urodziwa.
Znaczne w niej kształtu wizerunki wszelkie:
Głowa niewielka i uszy niewielkie,
Oczy wypukłe, wesołe pojrzenie,
I kłus wspaniały, i żywe chodzenie,
Pierś - ach, pierś! - piękna i zupełna w mierze,
Zad jak ulany i gibkie pacierze,
Tusz do popręgu i kark niezbyt chudy,
Nóżka subtelna, podkasałe udy,
A kosa jasna i obfita grzywa
Blaski złotego przenosi przędziwa.
O, jak to piękna, kiedy wzniósszy głowę
I złotą grzywy puściwszy osnowę,
Buja i między zazdrosnymi stady
Swych rówienniczek zawstydza gromady!
Godna zaiste ciągnąć i wóz słońca,
I stać w królewskiej stajni nie od końca;
Godna, żeby jej sam wystrzygał uszy
I róg wybierał koronny koniuszy.
Teraz niech Neptun kształt na się przybierze
Gładkiego konia, jak gwoli Cererze;
Teraz niech Jowisz, zalotów niesyty,
Końskimi stan swój okryje kopyty,
A więcej wskóra, niż gdy boskie stopy
Bawolim rogiem okrył dla Europy.
A gdy ją będą w bieg różnie ćwiczony
Koniuszy z Litwy i drugi z Korony
Kawałkowali - o, jakie korbety,
Jakie pasady, jakie wężokręty,
Jakie odmiany ręki będą w kole,
Jakie pod rzutnym grzbietem kapryjole!
Bujaj, o cudna klaczo, bujaj sobie,
Rozmnażaj stado, które tak po tobie
Pokupne będzie, że o twe źrebięta
Z sobą się będą rozpierać książęta!
Szczęsny masztalerz, który cię fartuje,
Co cię nakrywa i co cię dekuje;
Szczęśliwe łąki. co pasą klacz gładką;
Szczęśliwszy stadnik, co cię sprawi matką,
A pewnie Pegaz stąd między planety
Przeniesie z tobą spłodzone dzianety.
Byłaby takiej Asturyja rada,
Nie pasie takiej napolska murawa,
Jaka się klaczą przechwala Warszawa.
Hiszpańska-ć wprawdzie chodem i nazwiskiem,
Ale się w kraju rodziła nam bliskiem
I słusznie Polska będzie tym chełpliwa,
że jej córką jest klacz tak urodziwa.
Znaczne w niej kształtu wizerunki wszelkie:
Głowa niewielka i uszy niewielkie,
Oczy wypukłe, wesołe pojrzenie,
I kłus wspaniały, i żywe chodzenie,
Pierś - ach, pierś! - piękna i zupełna w mierze,
Zad jak ulany i gibkie pacierze,
Tusz do popręgu i kark niezbyt chudy,
Nóżka subtelna, podkasałe udy,
A kosa jasna i obfita grzywa
Blaski złotego przenosi przędziwa.
O, jak to piękna, kiedy wzniósszy głowę
I złotą grzywy puściwszy osnowę,
Buja i między zazdrosnymi stady
Swych rówienniczek zawstydza gromady!
Godna zaiste ciągnąć i wóz słońca,
I stać w królewskiej stajni nie od końca;
Godna, żeby jej sam wystrzygał uszy
I róg wybierał koronny koniuszy.
Teraz niech Neptun kształt na się przybierze
Gładkiego konia, jak gwoli Cererze;
Teraz niech Jowisz, zalotów niesyty,
Końskimi stan swój okryje kopyty,
A więcej wskóra, niż gdy boskie stopy
Bawolim rogiem okrył dla Europy.
A gdy ją będą w bieg różnie ćwiczony
Koniuszy z Litwy i drugi z Korony
Kawałkowali - o, jakie korbety,
Jakie pasady, jakie wężokręty,
Jakie odmiany ręki będą w kole,
Jakie pod rzutnym grzbietem kapryjole!
Bujaj, o cudna klaczo, bujaj sobie,
Rozmnażaj stado, które tak po tobie
Pokupne będzie, że o twe źrebięta
Z sobą się będą rozpierać książęta!
Szczęsny masztalerz, który cię fartuje,
Co cię nakrywa i co cię dekuje;
Szczęśliwe łąki. co pasą klacz gładką;
Szczęśliwszy stadnik, co cię sprawi matką,
A pewnie Pegaz stąd między planety
Przeniesie z tobą spłodzone dzianety.
Morsztyn Jan Andrzej Nieustawiczna
Trudno zrozumieć, co się w ciebie wlewa,
Takeś odmienna i takeś pierzchliwa:
Raześ mi frantem, drugi raześ szczerą,
Raz przyjacielem
, drugi raz przecherą,
Raz ze mną wiernie, drugi raz mię zdradzisz.
Raz się pojednasz, drugi raz powadzisz.
Tak cię natura chciała wykształtować,
Ze nie wiem, jako z tobą postępować.
Boże, żeś nie dał do serca okienka,
żeby zrozumieć, jaka to Jagienka!
Takeś odmienna i takeś pierzchliwa:
Raześ mi frantem, drugi raześ szczerą,
Raz przyjacielem
, drugi raz przecherą,
Raz ze mną wiernie, drugi raz mię zdradzisz.
Raz się pojednasz, drugi raz powadzisz.
Tak cię natura chciała wykształtować,
Ze nie wiem, jako z tobą postępować.
Boże, żeś nie dał do serca okienka,
żeby zrozumieć, jaka to Jagienka!
Morsztyn Jan Andrzej Niestatek
Prędzej kto wiatr w wór zamknie, prędzej i promieni
Słonecznych drobne kąski wżenię do kieszeni,
Prędzej morze burzliwe groźbą uspokoi,
Prędzej zamknie w garść świat ten, tak wielki, jak stoi,
Prędzej pięścią bez swojej obrazy ogniowi
Dobije, prędzej w sieci
obłoki połowi,
Prędzej płacząc nad Etną łzami ją zaleje,
Prędzej niemy zaśpiewa, i ten, co szaleje,
Co mądrego przemówi: prędzej stała będzie
Fortuna, i śmierć z śmiechem w jednym domu siędzie,
Prędzej prawdę poeta powie i sen płonny,
Prędzej i aniołowi płacz nie będzie płonny,
Prędzej słońce na nocleg skryje się w jaskini,
W więzieniu będzie pokój, ludzie na pustyni,
Prędzej nam zginie rozum i ustaną słowa,
Niźli będzie stateczną która białogłowa.
Słonecznych drobne kąski wżenię do kieszeni,
Prędzej morze burzliwe groźbą uspokoi,
Prędzej zamknie w garść świat ten, tak wielki, jak stoi,
Prędzej pięścią bez swojej obrazy ogniowi
Dobije, prędzej w sieci
obłoki połowi,
Prędzej płacząc nad Etną łzami ją zaleje,
Prędzej niemy zaśpiewa, i ten, co szaleje,
Co mądrego przemówi: prędzej stała będzie
Fortuna, i śmierć z śmiechem w jednym domu siędzie,
Prędzej prawdę poeta powie i sen płonny,
Prędzej i aniołowi płacz nie będzie płonny,
Prędzej słońce na nocleg skryje się w jaskini,
W więzieniu będzie pokój, ludzie na pustyni,
Prędzej nam zginie rozum i ustaną słowa,
Niźli będzie stateczną która białogłowa.