Wiersze znanych
Sortuj według:
Lipska Ewa Węzły
Supełek wełnianej czapeczki.
Niania na drutach:
oczko lewe oczko prawe
i nieletniej długości szalik.
Do koniczyny mówiliśmy po imieniu.
Pagórki. Lekko rozchylone kolana gór.
Wtedy jeszcze poza ozdobnymi ramami.
Teraz w muzeum w Krynicy Zdrój.
Potem pierwszy węzeł krawata.
Marynarski. Płaski.
Kiedy wypływaliśmy z portów
wprost do urzedu stanu cywilnego.
Kapłani rzymscy
wróżyli nam z błyskawic.
Węzeł małżeński nas oślepił
kiedy wyruszaliśmy w poślubną podróż.
Teraz jesteśmy
kłębkiem nici.
Splotem kordonków.
Neurozą nieustępliwego losu.
I wreszcie pętla.
Pętla
umierająca na naszych szyjach.
Niania na drutach:
oczko lewe oczko prawe
i nieletniej długości szalik.
Do koniczyny mówiliśmy po imieniu.
Pagórki. Lekko rozchylone kolana gór.
Wtedy jeszcze poza ozdobnymi ramami.
Teraz w muzeum w Krynicy Zdrój.
Potem pierwszy węzeł krawata.
Marynarski. Płaski.
Kiedy wypływaliśmy z portów
wprost do urzedu stanu cywilnego.
Kapłani rzymscy
wróżyli nam z błyskawic.
Węzeł małżeński nas oślepił
kiedy wyruszaliśmy w poślubną podróż.
Teraz jesteśmy
kłębkiem nici.
Splotem kordonków.
Neurozą nieustępliwego losu.
I wreszcie pętla.
Pętla
umierająca na naszych szyjach.
Luchowska-Kuna Zofia * * * [Odeszłaś...
Odeszłaś
światłowłosa dziewczyno
i czerwiec po Tobie
szybko
dopalił swe dni
tak jakby śpieszył się
że nie nadąży za twoimi
bezszelestnymi stopami
Odeszłaś
róża więdła
kobieta jak lewkonia mdlała
Odeszłaś
i lato położyło po Tobie
swoją głowę
las pokłonił się z daleka i płynął
w żałobnym orszaku
szli ludzie ze wsi
rzeką
woda wystapiła z brzegów
i biegła boso
rwąc ziemie na strzepy
ale Ty już Odeszłaś
światłowłosa dziewczyno
i czerwiec po Tobie
szybko
dopalił swe dni
tak jakby śpieszył się
że nie nadąży za twoimi
bezszelestnymi stopami
Odeszłaś
róża więdła
kobieta jak lewkonia mdlała
Odeszłaś
i lato położyło po Tobie
swoją głowę
las pokłonił się z daleka i płynął
w żałobnym orszaku
szli ludzie ze wsi
rzeką
woda wystapiła z brzegów
i biegła boso
rwąc ziemie na strzepy
ale Ty już Odeszłaś
Lange Antoni Przekleństwo
Pogarda, wieszcz powiada, jest białą dziewicą,
Obrażoną w poczuciu anielstwa bez skazy;
Ale, nazbyt wysoko stojąc nad obrazy,
Śmiałka druzgoce spojrzeń jasną błyskawicą.
I nigdy na jej ustach nie zabrzmią wyrazy,
Które stoją nad przekleństw namiętną granicą,
Gdzie się dusz niecierpliwych gniewne głody sycą:
Lecz tak potrafią tylko anioły lub głazy.
O, bo nieraz dziewictwo staje się cięzarem,
Który nam wszystkie żyły rozsadza pożarem,
że pragniem, choć bezwstydnem zdusić to męczeństwo.
Wtedy niedość pogardy w obliczu boginii,
Wtedy mocniejszy oręż ulgę nam uczyni;
I takim jest pogardy orężem, przekleństwo.
Obrażoną w poczuciu anielstwa bez skazy;
Ale, nazbyt wysoko stojąc nad obrazy,
Śmiałka druzgoce spojrzeń jasną błyskawicą.
I nigdy na jej ustach nie zabrzmią wyrazy,
Które stoją nad przekleństw namiętną granicą,
Gdzie się dusz niecierpliwych gniewne głody sycą:
Lecz tak potrafią tylko anioły lub głazy.
O, bo nieraz dziewictwo staje się cięzarem,
Który nam wszystkie żyły rozsadza pożarem,
że pragniem, choć bezwstydnem zdusić to męczeństwo.
Wtedy niedość pogardy w obliczu boginii,
Wtedy mocniejszy oręż ulgę nam uczyni;
I takim jest pogardy orężem, przekleństwo.
Lenartowicz Teofil Chłopak
Snieżyca zawiewa,
W dali szumią drzewa
Nad białe zagony
Podlatują wrony
Gdzie wierzby, gdzie chata
Drzwi stare skrzypnęły
Skrzypnęły, stanęły
I chłopak wylała
Rozpięta koszula
Po piersiach wiatr hula
Twarz zdrowa, choć dymna,
Znać chłopskie to dziecię
Nie dmucha on w lecie,
Nie chucha od zimna
A oczy jak ciarki,
A ręce jak raki
Na wrogów to karki
Wylągł się on taki
I czegóż, i za czym
Śle okiem prostaczym
I kędyż wejrzenie wciąż ciska?
Tam dalej, za krzyżem,
Nad starym żołnierzem
Ostrzony się bagnet połyska.
Tam dalej muzyka
Marsz dzielny wygrywa,
Aż duszę porywa,
Aż serce przenika.
I przeszli, zniknęli,
Śnieg gęsty poprószył,
Choć przeszli, minęli.
Chłopak się nie ruszył.
Na fSMie mu siadła
Chęć bójki zawzięta,
Po twarzy mu spadła
Kropelka zziębnięta.
Czy mróz ją wygonił
Wędrować po świecie?
Czy z biedy łzy ronił?
Wy może zgadniecie...
Jak zając spłoszony
W lesiste mknie strony.
Tak chyżo przez wzgórek
Poleciał Mazurek.
Poleciał do chatki
Wychwalać wojaki
I prosić u matki
O karabin taki.
W dali szumią drzewa
Nad białe zagony
Podlatują wrony
Gdzie wierzby, gdzie chata
Drzwi stare skrzypnęły
Skrzypnęły, stanęły
I chłopak wylała
Rozpięta koszula
Po piersiach wiatr hula
Twarz zdrowa, choć dymna,
Znać chłopskie to dziecię
Nie dmucha on w lecie,
Nie chucha od zimna
A oczy jak ciarki,
A ręce jak raki
Na wrogów to karki
Wylągł się on taki
I czegóż, i za czym
Śle okiem prostaczym
I kędyż wejrzenie wciąż ciska?
Tam dalej, za krzyżem,
Nad starym żołnierzem
Ostrzony się bagnet połyska.
Tam dalej muzyka
Marsz dzielny wygrywa,
Aż duszę porywa,
Aż serce przenika.
I przeszli, zniknęli,
Śnieg gęsty poprószył,
Choć przeszli, minęli.
Chłopak się nie ruszył.
Na fSMie mu siadła
Chęć bójki zawzięta,
Po twarzy mu spadła
Kropelka zziębnięta.
Czy mróz ją wygonił
Wędrować po świecie?
Czy z biedy łzy ronił?
Wy może zgadniecie...
Jak zając spłoszony
W lesiste mknie strony.
Tak chyżo przez wzgórek
Poleciał Mazurek.
Poleciał do chatki
Wychwalać wojaki
I prosić u matki
O karabin taki.