Anna
Achmatowa
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Achmatowa Anna Na szyi drobnych ...
Na szyi drobnych sznur korali,
W szerokiej mufce chowam ręce,
Wzrok z roztargnieniem błądzi w dali,
A oczy nie zapłaczą więcej.
I bledsza jest niż jedwab lila
Twarz moja od przeczucia losu,
I brwi dosięga mi co chwila
Nie zakręcony pukiel włosów.
I niepodobny jest do lotu
Mój chód powolny, jak u chorej,
Jak gdybym dotykała stopą
Trawy, a nie parkietu wzorów.
Usta oddechem rozchylone,
Mgła dziwna oczy mi przysłania,
I drżą do piersi przytulone
Kwiaty naszego niespotkania.
W szerokiej mufce chowam ręce,
Wzrok z roztargnieniem błądzi w dali,
A oczy nie zapłaczą więcej.
I bledsza jest niż jedwab lila
Twarz moja od przeczucia losu,
I brwi dosięga mi co chwila
Nie zakręcony pukiel włosów.
I niepodobny jest do lotu
Mój chód powolny, jak u chorej,
Jak gdybym dotykała stopą
Trawy, a nie parkietu wzorów.
Usta oddechem rozchylone,
Mgła dziwna oczy mi przysłania,
I drżą do piersi przytulone
Kwiaty naszego niespotkania.
Achmatowa Anna Tajemny mur
Tajemny mur w zbliżeniu ludzkim bywa,
Namiętność nie pokona go ni miłość -
Choćbyś do warg w palącej ciszy przywarł,
Choćby z pragnienia serce ci krwawiło.
Ni przyjaźń mocy tych nie zdoła przemóc,
Ni czas, co wzniosłe szczęście opromienia,
Gdy obca sercu swobodnemu
Leniwa rozkosz ukojenia.
Szaleni ci, co dążą do niej,
Kto posiadł ją - goryczą się napoił...
Rozumiesz teraz, czemu pod twą dłonią -
Tak czułą - milczy serce moje.
Namiętność nie pokona go ni miłość -
Choćbyś do warg w palącej ciszy przywarł,
Choćby z pragnienia serce ci krwawiło.
Ni przyjaźń mocy tych nie zdoła przemóc,
Ni czas, co wzniosłe szczęście opromienia,
Gdy obca sercu swobodnemu
Leniwa rozkosz ukojenia.
Szaleni ci, co dążą do niej,
Kto posiadł ją - goryczą się napoił...
Rozumiesz teraz, czemu pod twą dłonią -
Tak czułą - milczy serce moje.
Achmatowa Anna Trzy jesienie
Nie jestem wrażliwa na lata umizgi,
Zima też bez zagadek, na ogół,
Lecz opętana innym zjawiskiem
Wypatrzyłam - trzy jesienie co roku.
Ta pierwsza - świąteczna, gdy koniec i kwita
Z porządkami wczorajszego lata,
I liście fruwają jak strzępy zeszytów,
A dymek zanosi słodkawym błękitem.
Jak mokro, jak pstro, ile światła.
Już pierwsze do tańca zbiegają się brzózki
W przejrzystym stroiku na barkach,
Strząsają pośpiesznie ulotne swe łezki
Na sąsiadkę, ot tak, przez parkan.
Lecz bywa to ledwie zadatek splendoru,
Liczone minuty - i oto
Mknie druga - posępna, jak lekcja pokory,
Z nieodwracalnością nalotu.
I wszyscy od razu i bledsi, i starsi,
Zdewastowany szyk letni,
A trąb złocistych marsz coraz dalszy
W zapachu odlata, w mgłach rzednie...
W tych woniach stygnących, w kotarach tumanu
Twarda jakaś czai się wieść.
Wiatr szarpnął, odsłonił - i stało się samo,
że wszyscy pojęli: to kończy się dramat,
To nie trzecia jesień, to śmierć.
Zima też bez zagadek, na ogół,
Lecz opętana innym zjawiskiem
Wypatrzyłam - trzy jesienie co roku.
Ta pierwsza - świąteczna, gdy koniec i kwita
Z porządkami wczorajszego lata,
I liście fruwają jak strzępy zeszytów,
A dymek zanosi słodkawym błękitem.
Jak mokro, jak pstro, ile światła.
Już pierwsze do tańca zbiegają się brzózki
W przejrzystym stroiku na barkach,
Strząsają pośpiesznie ulotne swe łezki
Na sąsiadkę, ot tak, przez parkan.
Lecz bywa to ledwie zadatek splendoru,
Liczone minuty - i oto
Mknie druga - posępna, jak lekcja pokory,
Z nieodwracalnością nalotu.
I wszyscy od razu i bledsi, i starsi,
Zdewastowany szyk letni,
A trąb złocistych marsz coraz dalszy
W zapachu odlata, w mgłach rzednie...
W tych woniach stygnących, w kotarach tumanu
Twarda jakaś czai się wieść.
Wiatr szarpnął, odsłonił - i stało się samo,
że wszyscy pojęli: to kończy się dramat,
To nie trzecia jesień, to śmierć.
Achmatowa Anna W blaskach zachod...
W blaskach zachodu pożółkł świat,
Czule kwietniowy chłód się skrada.
Spóźniłeś się o tyle lat,
A jednak jestem tobie rada.
Siądź bliżej, usiądź przy mnie tuż
I uśmiechając się oczami,
Na ten niebieski zeszyt spójrz -
Dziecinny zeszyt mój z wierszami.
Przebacz, że tonąc w smutku złym
Cieszyć się słońcem nie umiałam.
Przebacz i to, że w życiu mym
Innych za ciebie często brałam.
Czule kwietniowy chłód się skrada.
Spóźniłeś się o tyle lat,
A jednak jestem tobie rada.
Siądź bliżej, usiądź przy mnie tuż
I uśmiechając się oczami,
Na ten niebieski zeszyt spójrz -
Dziecinny zeszyt mój z wierszami.
Przebacz, że tonąc w smutku złym
Cieszyć się słońcem nie umiałam.
Przebacz i to, że w życiu mym
Innych za ciebie często brałam.