
Konstanty Maria
Górski
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Górski Konstanty Maria Ranek nad morzem
Cicho dziś zamiera w blasku
Morze jednym rąbkiem piany
I zostawia ślad na piasku,
Połysk szklany i różany.
Chodzą ranne mgły po fali
I prześwieca blado słońce...
Gdzieś wysoko, gdzieś w oddali,
Wielkim skrzydłem bielejące,
Płyną z wolna wielkie łodzie,
Wielkie lodzie rozmarzone
I po sennej, gładkiej wodzie
W niewiadomą idą stronę.
Morze jednym rąbkiem piany
I zostawia ślad na piasku,
Połysk szklany i różany.
Chodzą ranne mgły po fali
I prześwieca blado słońce...
Gdzieś wysoko, gdzieś w oddali,
Wielkim skrzydłem bielejące,
Płyną z wolna wielkie łodzie,
Wielkie lodzie rozmarzone
I po sennej, gładkiej wodzie
W niewiadomą idą stronę.
Górski Konstanty Maria Rzym wieczorem
Od cienistego schodziłem klasztoru...
W dole, na Forum, chłodny cień wieczoru.
Na Kapitolu - ostatni błysk słońca!
Na Palatynie zieleń ciemniejąca
Na tle niebiosów jasnych, przypomina
Półfantastyczne obrazy Boecklina.
Niżej kolumny pośród ciętych cisów,
Białe z marmuru i czarne z cyprysów.
Nad całym miastem mrok i fiolety,
Po Corso stępem wracają karety
Z Villa Borghese. Wśród zgiełku i wrzawy
W oczy dam rzymskich patrzy tłum ciekawy.
Szare ulice purpurą swą plami
Collegium z wolna idące parami,
I nad niepokój wieczornego miasta
Kopuła, wznosząc złoty krzyż, urasta.
Górski Konstanty Maria Spokojność
Zbudzić się, zerwać, uchylić firanek,
Wyjrzeć w kwietniowy, błękitny poranek,
Gdzie tylko wierzby kwitnące się złocą
I tylko brzozy białym pniem migocą -
A na toń niebios, wiosenną i bladą,
Fijoletową sieć gałązek kładą...
Obejść kasztany, których pąki, lśniące
Nowymi soki, łowią chciwie słońce
I główki śmiało w przestrzeń prą błękitną,
Czując, że jutro w śnieżną kiść zakwitną...
Chodzić po słońcu - powoli - jak we śnie,
Wokoło sadu, gdzie kwitną czereśnie,
U węgła domu przystanąć - posłuchać,
Bo już gołębie zaczynają gruchać
I wilga gwiżdże w południe nad sadem,
Gdy owad w trawie goni się z owadem.
A w wieczór, kiedy gwiazdy wyjdą z toni
Błękitnej, słowik pieśń swą ślubną dzwoni,
Dziwiąc się wielkiej księżycowej łodzi,
Co z białym żaglem na Ocean wschodzi.
Słuchać tej pieśni, która pierś rozpiera
Ogromnej ziemi i w niebie zamiera,
Ginąć w tej woni sadów i błękicie.
Pić to wokoło budzące się życie
I czuć z wszechświatem, nie pragnąc dla siebie
Serca na ziemi ni gwiazdy na niebie
Nic nie zamarzyć, nie kochać, nie żądać.
W przeszłość się tęsknym okiem nie oglądać
Ani nie czekać, czy z tą nową wiosną
Z mogił zaklęslych niezabudki wzrosną...
I wierzyć tylko, że gdy płomyk zgaśnie,
Serce na wieczność - jak na zimę - zaśnie
Wyjrzeć w kwietniowy, błękitny poranek,
Gdzie tylko wierzby kwitnące się złocą
I tylko brzozy białym pniem migocą -
A na toń niebios, wiosenną i bladą,
Fijoletową sieć gałązek kładą...
Obejść kasztany, których pąki, lśniące
Nowymi soki, łowią chciwie słońce
I główki śmiało w przestrzeń prą błękitną,
Czując, że jutro w śnieżną kiść zakwitną...
Chodzić po słońcu - powoli - jak we śnie,
Wokoło sadu, gdzie kwitną czereśnie,
U węgła domu przystanąć - posłuchać,
Bo już gołębie zaczynają gruchać
I wilga gwiżdże w południe nad sadem,
Gdy owad w trawie goni się z owadem.
A w wieczór, kiedy gwiazdy wyjdą z toni
Błękitnej, słowik pieśń swą ślubną dzwoni,
Dziwiąc się wielkiej księżycowej łodzi,
Co z białym żaglem na Ocean wschodzi.
Słuchać tej pieśni, która pierś rozpiera
Ogromnej ziemi i w niebie zamiera,
Ginąć w tej woni sadów i błękicie.
Pić to wokoło budzące się życie
I czuć z wszechświatem, nie pragnąc dla siebie
Serca na ziemi ni gwiazdy na niebie
Nic nie zamarzyć, nie kochać, nie żądać.
W przeszłość się tęsknym okiem nie oglądać
Ani nie czekać, czy z tą nową wiosną
Z mogił zaklęslych niezabudki wzrosną...
I wierzyć tylko, że gdy płomyk zgaśnie,
Serce na wieczność - jak na zimę - zaśnie
Górski Konstanty Maria Venus libitina
Śmierci, miłości nie chroń się, człowiecze,
Śmierci, miłości żaden nie uciecze...
Tak dumał stary mistrz i uczcił obie
Potęgi, stawiać Kiprydę na grobie.
Ona królową szerokiego świata.
Choć nie dostroi serc, to dłonie splata
I gdy się duszy człowieka nie ima,
Jeszcze go zwabi licem i oczyma.
Aż nie zapragnie nowych ślubnych godów
I chcąc mieć młody świat dla młodych rodów,
Dawnych swych ofiar dla wód FIagetonu
Nie zagna - pani miłości i zgonu.
Kochając ciebie, wiem, że kochać muszę.
I choćbyś miała Klitemnestry duszę,
Jak długo czarne, miłosne twe oko
Patrzeć mi w duszę słodko i głęboko
I w blasku uczuć jak w słońcu lśnić będzie,
Mnie do twych kolan upadać w obłędzie.
I choćbym wiedział, że szpetna rozpusta
Do twoich świeżych warg przybliża usta,
Do tych różanych warg, co w snach mię nęcą,
Jeszcze z prostotą ściskałbym dziecięcą...
I choćbym ujrzał, że oddajesz skrycie
Dla marnej chluby szczęście me i życie,
Dawne bym modły kłamał i zaklęcia,
Byle cię chwycić jeszcze raz w objęcia.
A po skonaniu, jak Greki na grobie
Chciałbym Kiprydę mieć, podobną tobie,
W marmurze kutą...
Niech dłoń Afrodyty,
Co miłość niosła, niesie sen niezbyty.
Śmierci, miłości żaden nie uciecze...
Tak dumał stary mistrz i uczcił obie
Potęgi, stawiać Kiprydę na grobie.
Ona królową szerokiego świata.
Choć nie dostroi serc, to dłonie splata
I gdy się duszy człowieka nie ima,
Jeszcze go zwabi licem i oczyma.
Aż nie zapragnie nowych ślubnych godów
I chcąc mieć młody świat dla młodych rodów,
Dawnych swych ofiar dla wód FIagetonu
Nie zagna - pani miłości i zgonu.
Kochając ciebie, wiem, że kochać muszę.
I choćbyś miała Klitemnestry duszę,
Jak długo czarne, miłosne twe oko
Patrzeć mi w duszę słodko i głęboko
I w blasku uczuć jak w słońcu lśnić będzie,
Mnie do twych kolan upadać w obłędzie.
I choćbym wiedział, że szpetna rozpusta
Do twoich świeżych warg przybliża usta,
Do tych różanych warg, co w snach mię nęcą,
Jeszcze z prostotą ściskałbym dziecięcą...
I choćbym ujrzał, że oddajesz skrycie
Dla marnej chluby szczęście me i życie,
Dawne bym modły kłamał i zaklęcia,
Byle cię chwycić jeszcze raz w objęcia.
A po skonaniu, jak Greki na grobie
Chciałbym Kiprydę mieć, podobną tobie,
W marmurze kutą...
Niech dłoń Afrodyty,
Co miłość niosła, niesie sen niezbyty.