
Tadeusz
Gajcy
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Gajcy Tadeusz Ukochanej
Gdzie zgięty domem grajek smyczkiem
spod palców wartkich toczy ziemię
i niebo wielkie, nas malutkich,
uliczne drzewo szumi zwięźle.
Jesteśmy tutaj wychyleni
za każde słowo. Dłoń się zdarła
już od głaskania szorstkich trumien
i w oczach krzyż pozostał niemy.
I tak prowadzi nas już do snu
i tak nas uczy umierania
piosnka, co spływa po piorunie.
Nie zatrzymasz, nie usiłuj nawet.
Będzie toczył nas grajek czy kosmos;
dłoń za mała i serce za małe -
jedna miłość przytuli miłością.
Nam już dzisiaj ani łza, ni żal,
tylko rękę milczącą uczyć
jeszcze tkliwiej osypywać piach,
jeszcze mocniej nad krzyżami nucić,
nam już tylko milcząco rosnąć
i pod iskrą śmiertelną stać,
gdy zawodzi, gdy tuli nas do snu
niebem grzmiącym i ziemią gorzką
wychylony w przerażenie świat.
Tą uliczką przywaloną głosem
smutnych skrzypiec i tramwaju dzwonkiem
nie powróci do nas prężna wiosna,
a z nią uśmiech i słowo miłosne.
Stać będziemy pod ulicznym drzewem,
kiedy salwa znajoma nam porwie
pamięć dobrą o pogodnym niebie,
w którym nikły się jąkał skowronek.
Nam już teraz pod tym szumem zostać
słów nie szukać, wargę mocno zaciąć
i nas człowiek pożegna z miłością,
jak witamy się co dzień z rozpaczą.
spod palców wartkich toczy ziemię
i niebo wielkie, nas malutkich,
uliczne drzewo szumi zwięźle.
Jesteśmy tutaj wychyleni
za każde słowo. Dłoń się zdarła
już od głaskania szorstkich trumien
i w oczach krzyż pozostał niemy.
I tak prowadzi nas już do snu
i tak nas uczy umierania
piosnka, co spływa po piorunie.
Nie zatrzymasz, nie usiłuj nawet.
Będzie toczył nas grajek czy kosmos;
dłoń za mała i serce za małe -
jedna miłość przytuli miłością.
Nam już dzisiaj ani łza, ni żal,
tylko rękę milczącą uczyć
jeszcze tkliwiej osypywać piach,
jeszcze mocniej nad krzyżami nucić,
nam już tylko milcząco rosnąć
i pod iskrą śmiertelną stać,
gdy zawodzi, gdy tuli nas do snu
niebem grzmiącym i ziemią gorzką
wychylony w przerażenie świat.
Tą uliczką przywaloną głosem
smutnych skrzypiec i tramwaju dzwonkiem
nie powróci do nas prężna wiosna,
a z nią uśmiech i słowo miłosne.
Stać będziemy pod ulicznym drzewem,
kiedy salwa znajoma nam porwie
pamięć dobrą o pogodnym niebie,
w którym nikły się jąkał skowronek.
Nam już teraz pod tym szumem zostać
słów nie szukać, wargę mocno zaciąć
i nas człowiek pożegna z miłością,
jak witamy się co dzień z rozpaczą.
Gajcy Tadeusz 1942. Noc wigilij...
Wieczorny szatan monetę zimną
ważył na dłoni...
Parzyła izby zamieć świeczek,
kiedy śmieszne figurki zatargały jak w dzwonnicach sznurkiem,
uniosły stopy na bojaźliwy centymetr -
nie mogły odlecieć.
Wplatał lepkie palce w oczy śnieg,
no i szeptał, uporczywie szeptał;
szatan załkał w szubienicę jak w flet
i rozwiesił płacz w drzewie jak szkiełka.
Więc choinka. - A na sznurku pajacyk,
kolędować Małemu, niech krzepnie,
pójdź - złóż dary - nie wystarcza popatrzeć -
drzewko smutne, a u ciebie świece.
Lulajże w powrozie, lulajże na haku,
niech się wyśni obrus biały i błyszcząca jodła.
Szept przygarnął - z tego szeptu twój opłatek
i ojczyzna ciemniejąca w nagłych gwiazdach z ognia.
ważył na dłoni...
Parzyła izby zamieć świeczek,
kiedy śmieszne figurki zatargały jak w dzwonnicach sznurkiem,
uniosły stopy na bojaźliwy centymetr -
nie mogły odlecieć.
Wplatał lepkie palce w oczy śnieg,
no i szeptał, uporczywie szeptał;
szatan załkał w szubienicę jak w flet
i rozwiesił płacz w drzewie jak szkiełka.
Więc choinka. - A na sznurku pajacyk,
kolędować Małemu, niech krzepnie,
pójdź - złóż dary - nie wystarcza popatrzeć -
drzewko smutne, a u ciebie świece.
Lulajże w powrozie, lulajże na haku,
niech się wyśni obrus biały i błyszcząca jodła.
Szept przygarnął - z tego szeptu twój opłatek
i ojczyzna ciemniejąca w nagłych gwiazdach z ognia.
Gajcy Tadeusz Bajka
Chiński cesarz w malowanej trumience
zamknął oczy skośne jak łódki,
włos falisty zacisnął w ręce,
włosa strzegły jelenie malutkie.
Już ostatnie spłynęły łezki,
czarny bonza przyklękał nad szarfą,
kiedy Lojola w pantoflach niebieskich
stanęła krucho i płakała bardzo.
Lojoli lekki lok, jej lok
cesarz tulił do martwego kimona,
jak dzwoneczek kołysał lok blond,
o Lojolo, Lojolo, Lojolo!
Była jak ziarnko ryżu lub deszczu
przezroczysta i lekka taka -
Ach, jak grała, co wieczór
na berle większym od niej
ulubione jedwabne melodie,
że słowiki słuchały w klatkach.
Wtedy cesarz żółty jak księżyc
mrużył oczki skośne jak łódki
i palcami przebierał w jej lokach -
w malowanej trumience leży,
a Lojola
- mandarynkę obiera ze smutkiem.
zamknął oczy skośne jak łódki,
włos falisty zacisnął w ręce,
włosa strzegły jelenie malutkie.
Już ostatnie spłynęły łezki,
czarny bonza przyklękał nad szarfą,
kiedy Lojola w pantoflach niebieskich
stanęła krucho i płakała bardzo.
Lojoli lekki lok, jej lok
cesarz tulił do martwego kimona,
jak dzwoneczek kołysał lok blond,
o Lojolo, Lojolo, Lojolo!
Była jak ziarnko ryżu lub deszczu
przezroczysta i lekka taka -
Ach, jak grała, co wieczór
na berle większym od niej
ulubione jedwabne melodie,
że słowiki słuchały w klatkach.
Wtedy cesarz żółty jak księżyc
mrużył oczki skośne jak łódki
i palcami przebierał w jej lokach -
w malowanej trumience leży,
a Lojola
- mandarynkę obiera ze smutkiem.
Gajcy Tadeusz Bajka druga
Konie gradem bułanym
rozdwoiły tętent -
Nad strumieniem za siedmioma lasami
myły pieniste ramiona boleściwe panny
żalem zdjęte.
Siedem tęcz w uszach miały,
siedem zmierzchów nad rzęsą,
nad strumieniem za siedmioma górami,
za ciszą leśną.
A w komnatach szklanego zamku
o zamyślonych kolumnach
więdły kwiaty z płonącego laku
nad trumną.
Jabłko w trumnie leżało
pomarszczone jak twarz,
zapach bardzo był mocny,
więc przymykała oczy
pałacowa straż.
Za oknami jasnymi
na stołeczkach o nóżkach złoconych
siedmiu garbusków patrzało w wędki-
Przekrzywiły się na głowach porcelanowe korony
ku pannom żalem zdjętym.
rozdwoiły tętent -
Nad strumieniem za siedmioma lasami
myły pieniste ramiona boleściwe panny
żalem zdjęte.
Siedem tęcz w uszach miały,
siedem zmierzchów nad rzęsą,
nad strumieniem za siedmioma górami,
za ciszą leśną.
A w komnatach szklanego zamku
o zamyślonych kolumnach
więdły kwiaty z płonącego laku
nad trumną.
Jabłko w trumnie leżało
pomarszczone jak twarz,
zapach bardzo był mocny,
więc przymykała oczy
pałacowa straż.
Za oknami jasnymi
na stołeczkach o nóżkach złoconych
siedmiu garbusków patrzało w wędki-
Przekrzywiły się na głowach porcelanowe korony
ku pannom żalem zdjętym.