Stolat.pl

Jasieński Bruno

Bruno
Jasieński

1970-01-01 - 1970-01-01

Sortuj według:

Jasieński Bruno Matki i dzieci

Matki i dzieci, niezależnie od tego,
Jak bardzo się nawzajem kochają,
Potrafią się też dotkliwie ranić.
Nagły wybuch złego humoru czy frustracji,
Nieprzemyślany osąd, trochę ślepej niewdzięczności
Mogą ugodzić prosto w serce.
Gdyby można było wymazać wszystkie przejawy
Mojej nieuprzejmości i głupoty, braku zrozumienia...
Lecz jeśli w życiu króluje miłość,
Wszystko w końcu dobrze się układa.
Miłość bowiem kruszy zamknięte serca
I uczy nas wyrozumiałości,
Przecież jesteśmy tylko ludźmi,
Ty i ja.
Kocham Cię taką, jaka jesteś.
Nie chcę żadnej innej Mamy!
więcej

Jasieński Bruno Jak introdukcja

Całując owrzodzone palce syfilistycznej
kochanki dobrze jest słuchać ostrego
śpiewu mijających tramwajów,
kiedy muzyka w sąsiednim szpitalu
wariatów gra
"Dreaming"
A w kinie na vis - a - vis,
onosrepując czerwone walce
pod niebem water - sky
w zielonej gazowoalce
po raz 30.000
umiera Mia May...
więcej

Jasieński Bruno Ipecacuana

Na pierwszym moim koncercie,
(A może mi tylko śni się...)
Siedziała w trzecim rzędzie
Pani w niebieskim lisie.

Miała oczy wklęsłe,
takie ogromnie dalekie.
I długie błękitne rzęsy.
I białe, zamszowe powieki.

Czytałem strofy rytmiczne.
Po myślach tłukł się Skriabin.
Siedziały w krzesłach damy
Z welwetu i z jedwabiu.

Siedzieli w krzesłach panowie,
Patrzyli wzrokiem żabim...
Czytałem rytmiczne strofy.
Po myślach tłukł się Skriabin...

I było wszystko, jak wszędzie.
I było wszystko, jak dzisiaj.
I była w trzecim rzędzie
Pani w niebieskim lisie.

Pluskali miarowo w ręce.
Rozeszli się wolno po domach.
Została kremowa Nuda,
Jak duża, śliska sarkoma...

A potem księżyc stłukłem
I gażę chciałem we frankach,
I noc miała piersi wypukłe,
Jak pierwsza moja kochanka...

A wieczór byłem maleńki...
Płakałem w kąciku do rana
O smutnej niebieskiej Pani
Z oczami jak ipecacuana...
więcej

Jasieński Bruno Morga

Przyjechali czarną, zamkniętą karetką.
(Był wieczór... jesienny wieczór...
Błoto, spleen, zapatrzenie...)
Wynieśli coś ciężkiego, nakrytego płachtą.
Postawili nosze na kamienie.
Robili rzecz zwinnie.
Lampa oświetlała ich jasno, biało.
Było cicho... Deszcz śpiewał w rynnie...
Konie człapały kopytami...
(... Coś się stało... Coś się stało...)


Przystanęło kilku ciekawych.
Patrzyli. Pytali.
Dolatywały pojedyncze słowa.
Jakaś rozmowa urywana, krótka,
Prowadzona ściszonym staccatem...

... 25 lat ... Prostytutka...
... sublimatem ...
Podnieśli nosze. Weszli do sieni.
(Deszcz padał... krople tłukły o dach...)
Jeden świecił im z przodu latarnią.
(... Taniec cieni ...)
Ponieśli w dół po lepkich, wyślizganych schodach
Do ogromnej, sklepionej piwnicy.
Nosze stały rzędem.
Coś czarnego mignęło... przepadło...
Może szczur?... Może cień z ulicy?...
Jeden świecił latarnią.
Przystanął.
Postawili pod ścianą.
Wytarli głośno nosy.
Wyszli.


Klucz zgrzytnął w zamku...
Jeszcze ciche oddalone głosy...
Jeszcze kroki cichnące na górę...
(... Jak myśli ... jak myśli ...)
Potem turkot po bruku za bramą...
I nic...
Cisza...
Ciemno...
Zostawili SAMĄ, zupełnie SAMĄ ...
Samą jedną na uboczu.

Nosze stały szeregiem nieruchome, nakryte.
Noga przy nodze.
Z kąta błysnęła para zielonkawych oczu ...
Jedna ... Druga ...
Wpatrywały się długo, badawczo ...

Coś szeleściło po mokrej kamiennej podłodze ...

.............................................................................

Na górze paliły się lampy.
Chodnikiem wlókł się jakiś pijany robotnik,
Wieczny po oceanach ulic argonauta.


Ulicą z świstem syren ścigały się auta
więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję