Stolat.pl

Wiersze znanych

Sortuj według:

Asnyk Adam Błąka się wich...

Błąka się wicher w polu,
Nie wie, w którą wiać stronę;
Błąka się w dzikim bolu
Moje serce zmęczone.

Śnieg leży w gęstym borze,
I pokrywa krwi ślady:
Tam moje ślubne łoże,
Tam kochanek mój blady!

Tak długo na mnie czeka!
Próżno pytam o drogę:
Droga ciemna, daleka,
Dotąd trafić nie mogę!

Noc czarna świat otacza,
Głucho, straszno i ciemno!
Ktoś płącze, ktoś rozpacza,
Przy mnie, czy też nade mną.

Mówiono, że to biedna,
Obłąkana dziewczyna,
Po polu sama jedna
żale swoje poczyna.

Lecz nie wiem, kto to taki?
Bo tak ciemno, jak w grobie;
Gdy ujrzę krwawe znaki,
To przypomnę ją sobie!

Nie będę cię rwałą,
Konwalijko biała,
Bobyś ty na moją
Płochość narzekała.

Myślałabyś sobie:
że to na złość robię;
Rośnij więc szczęśliwie,
Gajom ku ozdobie.

Nie mam ja dziś komu
Kwiaty nieść do domu,
Nikt mi ich nie wyjmie
Z włosów po kryjomu.

Nie mam już sąsiada,
Co kwiaty wykrada,
Zdradziecki to chłopiec,
Ale słodka zdrada!

Pokąd nie przyjedzie,
Nic mi się nie wiedzie,
Bo wciąż o tym myślę
O młodym sąsiedzie.

I wszystko mnie nudzi,
Uciekam od ludzi,
Nawet zrywać kwiaty
Chętka się nie budzi.

Możesz więc w spokoju
Rosnąć tu przy zdroju,
Dziś mi nic nie przyjdzie
Z kwiecistego stroju.

Lecz gdy wróci luby
Zawrzeć ze mną śluby,
Wtedy, konwalijko,
Już nie ujdziesz zguby.
więcej

Asnyk Adam Poeci do publiczn...

Z pokorą nasze pochylamy głowy

Przed twoim sądem, o publiko gniewna!

Bo chociaż wyrok bezwzględnie surowy,

Jednak jest słusznym w gruncie, to rzecz pewna;

I przyznać musim, że nasz chór harfowy

I nasza nuta szpitalno-cerkiewna

Z całym przyborem schorzałej fantazji

Jest dziś najgorszym rodzajem inwazji.



Po zgasłych wieszczach w ręce słabe, drżące,

Wzięliśmy lutnie, w których pieśń czarowna

Spoczywa w tonów ubrana tysiące,

Boleścią całych pokoleń wymowna.

Smutno nam słyszeć te echa mdlejące,

Smutno nam wiedzieć, że ta moc cudowna,

Potrząsająca niegdyś ludzi tłumem

Niezrozumiałym stała się dziś szumem.



Straszno nam strun tych dotykać natchnionych,

Co się prężyły jako serca żywe,

Co miały siłę rozbudzać uśpionych

I smagać biczem umysły leniwe;

Straszno nam stanąć wobec tych zniknionych,

Rozrzucających piękności prawdziwe,

I pieśń podnosić wśród gawiedzi syków,

Pieśń przygnębionych wstydem niewolników.



Znamy swą niemoc, węża, co nas dławi

I opasuje w swe skręty potworne;

Znamy ten obłęd, co nas z wolna trawi

I z piersi dźwięki dobywa niesforne;

Wiemy, że śmieszni jesteśmy, choć łzawi,

I tak bezkształtni, jako mgły wieczorne,

Ale uznając wszystkie nasze winy,

Chcemy wam złego odsłonić przyczyny.



Jesteśmy dziećmi wieku bez miłości,

Wieku bez marzeń, złudzeń i zachwytu,

Obojętnego na widok piękności,

A więdnącego z nudy i przesytu,

Wieku, co wczesnej doczekał starości,

Sam podkopawszy prawa swego bytu,

Wieku, co siły strwonił i nadużył,

Nic nie postawił, chociaż wszystko zburzył.



Wzrośliśmy także wśród dziwnego świata,

Co się zapału i uniesień wstydzi,

Co każdym wzniosłym uczuciem pomiata,

I wszędzie szuka śmieszności i szydzi;

Bawi go jeszcze arlekińska szata,

Lecz ani kocha, ani nienawidzi!...

I to jest nasze największe przekleństwo:

Otaczające nas dziś społeczeństwo!



Jego bezduszna, chłodna atmosfera

Już od kolebki duszę nam otacza,

Dziewiczą barwę szyderstwem z niej ściera,

żadnej świętości marzeń nie przebacza;

Nic więc dziwnego, że ogień zamiera,

że się fantazja krzywi i wypacza,

Bo tam, gdzie w sercach bezmyślność i bierność,

Krzewić się może jedna tylko mierność.



Każda epoka, co ze swego łona

Wydała pieśni potężnej olbrzyma,

Nosiła wyższej idei znamiona,

Pewien wzór piękna mając przed oczyma,

I sama była miłością natchniona,

Drżąca jak lutnia, którą śpiewak trzyma,

I on dlatego wielkim być nie przestał,

że miał słuchaczów serca za piedestał.



On zbierał tylko marzenia tęczowe,

Które duch ludu z piersi swej wysnuwał,

Tylko im polot dawał i wymowę,

Ujmował w kształty i w przyszłość posuwał;

Więc kiedy stworzył potężną budowę,

Każdy jej wielkość i prawdę odczuwał,

Bo znalazł wszystko tam ubrane w ciało,

Co w jego piersi niewyraźne tlało.



Potrzeba było młodzieńczego wieku,

Pełnego ognia, wrażeń i prostoty,

Wykarmionego na cudownym mleku,

Zbrojnego w wszystkie bohaterskie cnoty;

Potrzeba było, ażeby w człowieku

Wykwitła siła nadziemskiej istoty,

Co dumnym czynem w niebiosa się wdziera,

Ażeby wydać ślepego Homera!



Potrzeba było dla niego tych czasów,

W których lud cały w pieśni rozkochany

Słuchał jej chciwie wśród laurowych lasów

I uzupełniał wątek podsłuchany.

I kiedy z długich pokoleń zapasów

Snuł się poemat wielki, niezrównany.

I gdy bohater i twórca rapsodu

Zarówno byli chlubą dla narodu!...



I zawsze w wieków minionym pochodzie

Z duchem społeczeństw szli śpiewacy w parze;

Co zakwitało w ludzkości ogrodzie,

To pieśń na swoje przeniosła ołtarze.

Grek hołdujący jasnych bóstw urodzie


Znalazł swój liryzm pieszczony w Pindarze,

A ile ognia tlało w jego łonie,

Tyle rozkosznych brzmień w Anakreonie.



Tak samo znowu, gdy po nocy długiej

Świat się odmłodził wiarą i krwią nową,

Gdy barbarzyńskiej ciosami maczugi

Zgruchotał całą przeszłość posągową,

Kiedy cudownie odżył po raz drugi,

Z całą fantazją świeżą, silną, zdrową,

Zaraz zaświecił podwójnym brylantem,

Wdzięcznym Petrarką i surowym Dantem.



Szekspir, gdy stanął na dramatu szczycie,

Miał pod nogami wielką ludzi wrzawę,

Wybuchające namiętnością życie,

Wielkie gonitwy o miłość i sławę.

A Goethe zastał myśl ludzką w rozkwicie,

Po złote runo wolności wyprawę,

żądzę ziszczenia ideałów szczytnych

I uwielbienie wzorów starożytnych.



Lecz dziś gdzie znaleźć jaki sztandar wielki,

Który by porwał małoduszne zgraje?

Wszechwładnej niegdyś cudów rodzicielki:

Młodzieńczej wiary - świat już nie wyznaje;

Nikt się nie zwraca do tej karmicielki,

Co sercom ludzkim wieczną młodość daje,

I nie zostało nic z anielskich wizji,

Prócz niedowiarstwa albo hipokryzji.



Piętrzą się jeszcze gotyckie świątynie

I wieżycami pną się między chmury,

I dym kadzideł jeszcze w niebo płynie,

I lud się modli zimny i ponury;

Lecz nad tym jękiem, co bez echa ginie,

Nie ulatuje anioł srebrnopióry

I w chore serca pociechy nie leje,

I chłód śmiertelny z ciemnej nawy wieje...



Zabrakło wiary, zabrakło płomienia,

Który ożywiał niegdyś mężów dawnych,

Zabrakło cudów, zbrakło pokolenia,

Co cud mieściło w piersiach w stal oprawnych;

Dzisiaj choć widzi m smutne poświęcenia,

Choć widzi m ludzi krwią swą marnotrawnych,

Przecież to wszystko tak marnie opada

Jak kwiat, któremu wnętrze robak zjada.



Miłość ojczyzny?... Ta dziś pustym dźwiękiem,

Co nie brzmi wcale albo brzmi szaleństwem;

Nasi mężowie śpiąc na łożu miękkiem,

Biją w dzwon trwogi przed niebezpieczeństwem,

Gdy kto ten wyraz powie z cichym jękiem,

I obrzucają swój naród przekleństwem

Za to, że śmiał się targnąć na kajdany

I drgnął na chwilę własną krwią oblany.



Miłość ojczyzny! To przedmiot zużyty

I pogrzebany z poległym rycerstwem,

Starannie w trumnie gwoździami przybity

I przytrzaśnięty pleśnią i szyderstwem,

A nad nim klęczy postać jezuity,

Co umarłego gorszy się kacerstwcm

I lud poucza, że modna pobożność -

Tę ziemską miłość uważa za zdrożność.



Miłość ojczyzny!... Staroświeckie tema

I rdzą grobowca zgryzione ze szczętem,

Zewsząd mu krzyczą wielkie anatema,

Pokryte słodkim świętoszków lamentem;

Więc żeby wznawiać rzeczy, których nie ma,

Trza być półgłówkiem albo też studentem

I z Don Kiszotem błądzić po manowcach,

By kruszyć kopie na spłoszonych owcach.



A dziś podobna marzeń wybujałość

Jest w naszym świecie wielce karygodną,

Nasze powagi widzą w tym zuchwałość,

Która być może w straszne skutki płodną;

Przyznają wtedy pieśni doskonałość,

Gdy jest jak oni bezbarwną i chłodną,

I tak strzyżoną, jakby ogród włoski,

Mając ucięte i myśli, i głoski.



Więc nie dziw, że nikt ręką swą nie sięga

Po ten skarb w lutni ukryty ojczystej;

Dla martwych widzów - martwa to potęga,

I może kruszyć tylko pierś lutnisty,

I stać zamkniętą, jak ta czarów księga,

Przez długie wieki w ciszy uroczystej,

Póki epoka nie nadejdzie nowa,

Godna odczytać jej cudowne słowa.



Cóż więcej znaleźć?... Sława?... tej nie mamy,

Wszyscy mniej więcej jesteśmy niesławni

I nosim znaczne na honorze plamy;

Pod każdym względem zawsze niepoprawni,

O czystą wielkość zwykle mało dbamy

I wtenczas właśnie jesteśmy zabawni,

Gdy się stroimy w kawałek łachmanu,

Co się nazywa dziś rozumem stanu.



Ten rozum stanu -wynalazek złoty!

Lepszy niż jaki płaszcz nieprzemakalny;

Pod nim bezpiecznie można szydzić z cnoty

I podkopywać przesąd idealny,

Można ojczyźnie różne czynić psoty

I łuk w nagrodę dostać tryumfalny,

Bo on zasłonić zdoła każdą sprzeczność,

Wszelki egoizm, wszelką niedorzeczność.



Istny talizman, który dobre wróżki

Roznoszą same jako płód krajowy

I polskiej szlachcie kładą pod poduszki,

A ta się naraz budząc z bólem głowy,

Na suchych wierzbach umie szczepić gruszki

I cycerońskiej nabiera wymowy.

Tak więc bez pracy, nauk i zachodu

Kraj się zapełnia gwiazdami narodu.



Przedmiot gotowy dla wieszczów przyszłości,

Będzie go można w gładkie rymy włożyć

I parafialne pozbierać wielkości,

I epopeję narodową stworzyć,

Co pozostanie Iliadą śmieszności;

Lecz my nie pragniem owej chwili dożyć

I wolim raczej na swych lutniach drzymać,

Niż próżny pęcherz powietrzem nadymać.



Cóż więc zostaje?... Pieśni erotyczne?

Ale i dla tych braknie w świecie wzorów,

Pogasły w piersiach ognie romantyczne,

Pełne świetności i pięknych kolorów,

A miłość cierpi suchoty chroniczne

I potrzebuje pomocy doktorów,

Co podtrzymują jej zbyt wątłe życie

Przez różnych środków drastycznych użycie.



Nasze anioły i nasze kobiety

Są w sentymenta ubrane po kostki,

Lubią poezję zajadać na wety

I lubią także bawić się w miłostki.

Któż by wyliczył ich wszystkie zalety?

Jednej im tylko brak jeszcze drobnostki -

Prawdy w uczuciu... Lecz to rzecz zbyteczna,

Niemodna dzisiaj - nawet niebezpieczna...



Tym, czym są teraz, nie wzniecą tej walki,

Co się toczyła koło murów Troi;

żadna nie zginie z rąk swojej rywalki,

żadna się losówJulietty nie boi,

Bo każda z wdziękiem norymberskiej lalki

W balowej sukni na wystawie stoi

I z pochyloną, rozmarzoną główką -

Czeka na kupca, co płaci gotówką.



A Romeowie nasi nowocześni -

Są jak z żurnalu wycięte figurki;

Tacy bezduszni, tacy bezcieleśni,

że z nich zaledwie zostały tużurki,

Które do taktu salonowej pieśni

Skaczą kadryle, walce i mazurki,

Wzdychając przy tym od czasu do czasu

Do diamentów, gazy i atłasu.



Krew tam nie kipi purpurowym warem

I nie upiększa ciał swoim szkarłatem,

Zmysły namiętnym nie owiane czarem

Nie zakwitają egzaltacji kwiatem;

A to, co wschodzi, jest tak zwiędłem, starem,

Tak ariekińskiem i tak karłowatem,

że może służyć na pastwę dewotkom,

Co się pobożnym poświęcają plotkom.



Ale dla pieśni nie ma tam oparcia:

Tyle tam ziarna, co w pustym orzechu.

Te straszne dzisiaj czułych serc rozdarcia

Na drugi tydzień goją się w pośpiechu;

Do tragicznego zanim przyjdzie starcia,

Cała tragedia kończy się na śmiechu,

Skąd i poezja nasza nosi znamię,

że jest szyderczą, gdy uczuć nie kłamie.



Trudno wymagać, by na takiej roli

Wytrysła natchnień prawdziwych obfitość;

Trudno geniuszu żądać aureoli

Tu, gdzie się tuczy sama pospolitość,

I trudno miłość śpiewać wśród swawoli,

Co budzi tylko wzgardę albo litość.

Trudno, ach! żądać dziś Anakreona,

Kiedy świat cały na bezkrwistość kona...



Potrzeba śmiać się więc na równi z wami

I razem z wami nad przepaścią pląsać;

Potrzeba kryć się ze swoimi łzami

I z własnych uczuć głośno się natrząsać,

Karmić się co dzień skandalem, plotkami,

Różować twarze i przechodniów kąsać,

Wszystko szlachetne zdeptać, sponiewierać,

Potrzeba śmiać się... śmiać się i umierać...



Jeśli nas teraz potępić pragniecie,

Za nasze niemoc, nasze niedołęstwo,

Za rozrzucone poetyczne śmiecie,

Za skoszlawione pieśni czarnoksięstwo,

Godzim się na to... Potępcie, gdy chcecie;

Przy was jest słuszność, przy was jest zwycięstw

Lecz tę rozważcie smutną okoliczność:

Tacy poeci, jaka jest publiczność!



28 grudzień 1869
więcej

Asnyk Adam Klątwa

Kto był przyczyną rozstania naszego -
Niechaj łzy moje upadną na niego!
I niech tak samo serce mu przygniotą
Samotnym żalem i próżną tęsknotą!

Kto był przyczyną naszego rozstania -
Niech nie doczeka słodkiego spotkania,
Lecz niechaj ginie z dala od kochanej,
Nie pocieszony i nie żałowany!

więcej

Asnyk Adam Do młodych

Szukajcie prawdy jasnego płomienia!
Szukajcie nowych, nie odkrytych dróg...
Za każdym krokiem w tajniki stworzenia
Coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia,

I większym staje się Bóg!

Choć otrząśniecie kwiaty barwnych mitów,
Choć rozproszycie legendowy mrok,
Choć mgłę urojeń zedrzecie z błękitów,
Ludziom niebiańskich nie zbraknie zachwytów,

Lecz dalej sięgnie ich wzrok!

Każda epoka ma swe własne cele
I zapomina o wczorajszych snach...
Nieście więc wiedzy pochodnię na czele
I nowy udział bierzcie w wieków dziele,

Przyszłości podnoście gmach!

Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść;
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy
I miłość ludzka stoi tam na straży,

I wy winniście im cześć!

Ze światem, który w ciemność już zachodzi
Wraz z całą tęczą idealnych snów,
Prawdziwa mądrość niechaj was pogodzi -
I wasze gwiazdy, o zdobywcy młodzi,

W ciemnościach pogasną znów!
więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję