Stolat.pl

Wiersze znanych

Sortuj według:

Gajcy Tadeusz Do zmarłej

Pusty po tobie powietrza słup
oczy mi mrozem przekłuł;
dochodzi do mnie świergot twych stóp
gołębich: szelest
sukni najlżejszy, korali dźwięk
okrągły, nikły jak dzwonków pęk
u głowy twojej w kościele.

Ze snu powstaję i cieniem rąk
nierzeczywistych dla mnie i trudnych
szukam oddechu twojego. Skroń
zgina mnie ciężka jak kamień - i
widzę przez oczy, które mróz przekłuł:
ciało twe drobne tuli się w trumnie
w chłodnej koszuli jak w śniegu.

Rozumiem teraz błyskawic syk,
wołanie kwiatu, gdy pryska w twarz
kolorem silnym, i garstkę śpiewu
w krzaku pobliskim ciemnym jak głaz.
Lecz język wtedy martwy był. Nie mógł
odczytać pisma, które u powiek
nosiłem niemy światłu podobne.

Kto wzywał ciebie miłosną tak,
że ręką zimną, senną jak plusk
odwiodłaś świat ten? Godzina inna
była i inny księżyc się kładł,
sen gęstniał wonny, więc w oczach rósł,
zagarniał usta. Ciało jak linia
proste zostawił... Kroplami żal

świec sinych pada i stopy parzy
bezradne, kruche w pościeli tej.
Twarz moja ciemna - noc na mej twarzy
wilgotna, czujna jak z tobą w śnie.
Kto głosem wzywał z ciemności nagłej
i wywiódł ciebie z miejsca miłego,
ciało otworzył i na dnie skały
ziemskiej zostawił? -

Wysoki świat
leży jak słońce ślepe na brzegu
chmur spadających. I dudnią dna ,
wód po kamieniach z lawy i srebra,
z komet chodzących świetlisty łuk
tęczy zawisa lekki jak brew
i jak muzyka toczy się huk.

Podziemna przestrzeń wyrasta z głębi:
drzewa jak ryby, skały jak bór,
szumi jak rzeka zielona węgiel,
bryła otwiera usta do krzyku,
spada gwałtownej ciemności nurt
po mchach żelaznych, grzybach krzemiennych
i noc kołysze głuchą muzyką.

Dla mnie, dla ciebie, dla wielu z nas.
Ty tylko szmer ten pojęłaś szybciej
i wiesz, dlaczego chmur chwiejnych maszt
nie ma krawędzi i czasu nie zna,
a człowiek milcząc śpiewa jak skrzypce,
dłonie złamane śmiesznie wytęża
i czeka nogą szukając dna.

Chwilą to nazwij albo strumieniem
kolorów wszystkich i woni świeżych.
Jak pejzaż przeszło obok milczenie
i stoję: w oczach łamie się tło,
niebo faluje krótkie przez rzęsy
i znowu nie wiem patrząc w to miejsce,
jakie w nas struny wyschnięte mrą.

Podwoję ilość imion daremnych,
uśmiech przypomnę srebrny jak sierp
i nad parzystym widmem twej ręki
oczy zawieszę czarne od świec.
Ale czy dojrzę, ale czy chwycę
ten dźwięk, tę nutę wybraną z mrozu,
co pada za mną i truje liście

drzew jak posągi rżnięte w złej zorzy?
Pod słońcem małym dogna mnie tchnienie
z jarów śmiertelnych; - stuloną dłoń
położę wówczas w nagim strumieniu
tych niepojętych wołań za mgłą.
Ale czy znajdę światłem przebity
tę chwilę skąpą, jak okno wąską,

kiedy widnokrąg podobny szybie
sunął pod chmury perłowy łoskot
i wiódł falistą sukni twej kroplę?
Dochodzi do mnie powtórny sen:
jak witraż fiolet u twoich stóp
i ciało czeka chłodne i proste
nocy, o której tak mało wiem.
więcej

Gajcy Tadeusz Droga Tajemnic

Błękitniejący umarłych proch
rośnie w ziemi mocny jak żywioł
i na oczach pisze co noc
kręte znaki jak mróz na szybie.

Białą czaszką kołysze księżyc,
stosy planet utkanych z kości,
zagubisz się, pomylisz - w tym tokowisku zwierząt
szklistym włosem porosłych.

Łasi się grom i ciemność
do twych stóp: skuś się tylko i poddaj,
a zarośniesz jak liściem - ziemią
i zaleje cię ogień i woda.

Usta z lęku zwiotczałe jak gąbka
schylisz, poznasz: misterny znak
pisze w oczach ręką jak lotka,
który kości umarłych zna.

Będzie syczeć wapno i fosfor,
każdy ślad twój pokryje węgiel,
ale gwiazdy w kopule nocy
wzejdą bliskie i jakże piękne.

I wywiedzie cię z trwogi gęstej,
w zimnej skórze zamkniętego jak w łusce,
który ognia lub kwiatu szelestem
sen odmyka - jakże obcy i pusty.
więcej

Gajcy Tadeusz Jezioro

Jak odnajdziesz mokrą nutę w kropli głosu?
Masz usta złożone do snu,
a tu próchno świeci w oczach, w kwiatach ognie -
Skrajem jawy uciekać musisz,
bo się zgubisz w ostrych liliach, nie powrócisz,
bo w jeziorze stopisz włosy i sen zmoknie.

Jak odnajdziesz mokrą nutę w lustrze nowiu?

Masz usta złożone do snu,
a tu sieć, a tu mróz, a tu blask -
Blask łzę rzeźbi i różową siecią łowi,
nie chodź w lilie - jesteś boso,
wróć się jeszcze, sen rozgarnij póki czas.

Czy odnajdziesz, czy zrozumiesz, że jej nie ma?
Każda nuta sięga dna, a najgłębsza - mokra,
syczy próchno, oczy pali, w kwiatach blask,
zasłoń oczy, kwiaty uzdrów - bo cię ziemia
snem ominie, strąci w lej i zamieni w kroplę.

Daj się baśni poprowadzić, gdzie na spodzie kule gniazd,
gusła w pąkach, sine ryby jak wieczornych świateł nurt,
trzciny lękiem wędrujące pod melodię wody bór -
każ się baśni poprowadzić, a wzorzysta będzie baśń - - -

Może nie wiesz, pewnie nie wiesz, jest w jeziorze zwierz -
Kiedy staniesz kruchą twarzą nad kielichem lilii,
odwróć skronie - ogień pryska, więc nie próbuj się pochylić,
bo nie wrócisz, bo pod stopą próżnia zamiast mostu,
a to woda, tylko woda - a gdy weźmie, już nie odda -
może nie wiesz, pewnie nie wiesz:
masz usta złożone do snu.

Zwierz ma kudły z długich wierzb, a na grzbiecie plamkę,
nie wierz nutkom, nawet tej, co ma skrzypki blade -
Skrzyp po fali, skrzyp po rzęsach i w jezioro ciężka łza
pada z pluskiem, łuski wodzi, sen zamyka, gasi blask - - -

Skrajem jawy uciekaj, uciekaj,
bo zwierz z toni odmyka powieki -

nie odnajdziesz, bo głęboko, bo bez dna.
więcej

Gajcy Tadeusz Kolęda

Ogień nieziemski pod łukiem bramy
wspiętej wysoko jak dzwon lub ołtarz,
łuna ofiarna jak gałąź złota

spływa na głowę chłodną w konaniu -
zaśpiewajmy Mu, zagrajmy,
czekaj martwy na ulicznym posłaniu.

Krętych chmur stoi wieniec bogaty,
liczne dymy z miast ojczystych wołają,
a twe okno jak gwiazda maleńkie
nie przytuli do firanek białych;
i nad włosem zgiętym jak kwiatem
znów zahuczy śmiertelny metal -
zaśpiewajmy Mu, zagrajmy,
ach, uboga stajenka, lecz piękna.

Z lewej mur, z prawej cegła - i wszystko.
Jeszcze granie dalekie żelaza
i na piersi człowieczej złe pismo,
a to dar, a to ofiarna moc,
co do ziemi przechyla i każe
słuchać głosu jak echa wśród zmierzchu,
gdy zanika i wiedzie je leśny
obłok ciemny jak ziemia - bez gwiazd.

Ciemność przecież najlepiej kołysze,
w niej dostrzeżesz te ognie prędkie,
co z czerwonej na piersi kropelki
lecą wiotko, witają Twe przyjście.
I choć bydląt tu nie ma ni siana
to ulica darami usłana:
marmur kruchy, wapno i smoła,
ach, uboga stajenka, spokojna.

Niby gwiazda prowadząca ku źródłu
spłynie gołąb laurowy na nią
i zamienią Ci wówczas krwią rudy
kamień płaski na białe posłanie -
zaśpiewamy Ci smutny, zagramy:
w płytkim żłobku - nieopodal twej bramy
w Betleemie - narodziło się Dziecię.
Cierń na włosach, cierniowa koszula
i przebite nogi i ręce;
lulaj, lulaj.
więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję