Wiersze znanych
Sortuj według:
Leśmian Bolesław Metafizyka
Kraina, gdzie żyć łatwiej i konać mniej trudno
Gdzie wieczność już nie tajnie wystawa na straży
Trosk doczesnych gdzie bardziej jest bosko, niż ludno
I gdzie każdy za wszystkich nie cierpi lecz marzy!
Są tu sady bez wyjścia i groble, nad szybą
Owej rzeki wyśnione, co kiedyś wytryśnie
I niejeden tu pałac w zagąszczu ci błyśnie,
Godny tego, by nie był niczyją siedzibą!
Są tu w lasach mrowiska, wzniesione nad drogą,
Gdzie wre praca snów rojnych odwieczna i bratnia
I jest tu owa cisza błękitna, ostatnia
Z tych, co jeszcze na uśmiech zdobywać się mogą.
Tylko czasem na polu jakiś krzyż skrzydlaty
Wiatraka, mielącego mgły marzeń i ciemię,
is Brakiem boga na sobie zlękniony niezmiernie
Szaleje i skrzydłami uderza w zaświaty!
Bywalec tych uroczysk, powabnych swym tronem,
Umie błysków najmniejszą wyśledzić nieznaczność,
I w szczelinie pomiędzy istnieniem a zgonem
Dojrzeć gwiazdę niezgorszą lub niezłą opatrzność...
Lecz się nigdy nie strwoży, rozumnie zbłąkany,
Bezkrólewiem w niebiosach lub własnego cienia
Zgubą w jarach lub zbytnią łatwością zamiany
Jednych cudów na drugie... Niech cud się też zmienia!
Jego tylko tu nęci nie zwiedzona grota
Lub kwiat jeszcze nie znany, lub muszla co rzadsza
I na wszelki przypadek wtórego żywota
Duszę swoją w te dziwy chętnie zaopatrzą...
On tu przyszedł sam przez się, by własne szaleństwo
Karmić strawą najlepszą na ziemi i niebie
I nad brzegiem przepaści wytańczyć dla siebie
Jeden lęk drogocenny lub niebezpieczeństwo!...
Gdzie wieczność już nie tajnie wystawa na straży
Trosk doczesnych gdzie bardziej jest bosko, niż ludno
I gdzie każdy za wszystkich nie cierpi lecz marzy!
Są tu sady bez wyjścia i groble, nad szybą
Owej rzeki wyśnione, co kiedyś wytryśnie
I niejeden tu pałac w zagąszczu ci błyśnie,
Godny tego, by nie był niczyją siedzibą!
Są tu w lasach mrowiska, wzniesione nad drogą,
Gdzie wre praca snów rojnych odwieczna i bratnia
I jest tu owa cisza błękitna, ostatnia
Z tych, co jeszcze na uśmiech zdobywać się mogą.
Tylko czasem na polu jakiś krzyż skrzydlaty
Wiatraka, mielącego mgły marzeń i ciemię,
is Brakiem boga na sobie zlękniony niezmiernie
Szaleje i skrzydłami uderza w zaświaty!
Bywalec tych uroczysk, powabnych swym tronem,
Umie błysków najmniejszą wyśledzić nieznaczność,
I w szczelinie pomiędzy istnieniem a zgonem
Dojrzeć gwiazdę niezgorszą lub niezłą opatrzność...
Lecz się nigdy nie strwoży, rozumnie zbłąkany,
Bezkrólewiem w niebiosach lub własnego cienia
Zgubą w jarach lub zbytnią łatwością zamiany
Jednych cudów na drugie... Niech cud się też zmienia!
Jego tylko tu nęci nie zwiedzona grota
Lub kwiat jeszcze nie znany, lub muszla co rzadsza
I na wszelki przypadek wtórego żywota
Duszę swoją w te dziwy chętnie zaopatrzą...
On tu przyszedł sam przez się, by własne szaleństwo
Karmić strawą najlepszą na ziemi i niebie
I nad brzegiem przepaści wytańczyć dla siebie
Jeden lęk drogocenny lub niebezpieczeństwo!...
Leśmian Bolesław Stodoła
Tyś całował dziewczynę, lecz kto biel jej ciała
Poróżowił na wargach, by cię całowała?
Tyś topolom na drogę cień rzucać pozwolił,
Ale kto je tak bardzo w niebie roztopolił?
Tyś pociosał stodołę w cztery dni bez mała,
Ale kto ją stodolił, by - czym jest - wiedziała?
Stodoliła ją pewno Majka stodolna,
Do połowy - przydrożna, od połowy - polna.
Ze stu światów na przedświat wyszła sama jedna
I patrzyła w to zboże, co szumi ode dna
Poróżowił na wargach, by cię całowała?
Tyś topolom na drogę cień rzucać pozwolił,
Ale kto je tak bardzo w niebie roztopolił?
Tyś pociosał stodołę w cztery dni bez mała,
Ale kto ją stodolił, by - czym jest - wiedziała?
Stodoliła ją pewno Majka stodolna,
Do połowy - przydrożna, od połowy - polna.
Ze stu światów na przedświat wyszła sama jedna
I patrzyła w to zboże, co szumi ode dna
Leśmian Bolesław Śnigrobek
Kiedy las od ukąszeń zmór drzewnych pożółciał,
Śnigrobek, błękitnawo zapatrzony w paproć -
Wędrownie się zazłocił - z dali w dal - po dwakroć,
Aż się wsnuł do krainy półduchów i półciał.
Tam ukochał przestwornie mgłę - nierozeznawkę,
Co się na wznak - uśmiecha, a na klęczkach - ginie,
Albo się uwysmukla - podobna dziewczynie,
Która los w snach zgubiła, jak pusta zabawkę.
Mgła rzekła: "Ust mych przyszłość - z bzu się nie wyzwoli!
Prócz deszczu - nie mam w kwiatach innego dorobku...
kochaj mnie w mej pośmiertnej za grobem niedoli,
Bom bez niej - nie ta sama... Sprawdź mój czar, Śnigrobku!" -
I rzekł na to Śnigrobek: Niech nicość nam sprzyja!
Tak mi modro, dziś z tobą!... Łzy - oddaj aniołom.
Wszelka radość jest w końcu tyleż, co niczyja...
W urojonych ogrodach znajdź mnie i oszołom!" -
Szołomiła mu usta, obłąkała ręce
A on tulił cud chwiejny i czar jej nieścisły -
I patrzał w zakochane mglistości dziewczęce,
Gdzie obok żądzy śmierci - wrą pieszczot domysły.
I ginąc od nadmiaru mgły w czujnym objęciu
Wpośród złotawych przyćmień i błękitnych zadym -
Skonał wreszcie - posłuszny temu wniebowzięciu,
Które przez sen zawdzięczał - fioletom bladym.
Czas się włóczył po drzewach. Noc przyszła - żałobna.
Cienie wszystkich umarłych - ubożuchno szare -
Pochowały Śmigrobka na wieczną niewiarę -
We wszystkich grobach naraz i w każdym - z osobna.
Mgła mu w trumnę skrzystego nawrzucała nieba,
A wszechświat, co już stał się czymś w rodzaju mitu -
Ożywiony pogrzebem - pomyślał co trzeba
Zmienić cel nieistnienia i miejsce - niebytu.
Więc - choć ktoś go do mgławic i dróg mlecznych przykuł -
On, wstrząsając łańcuchy przeznaczeń bez treści -
Śnił, że w drogę wyrusza, jak rdzawy wehikuł,
Zbłąkany w złotym wnętrzu zamierzchłej powieści.
Śnigrobek, błękitnawo zapatrzony w paproć -
Wędrownie się zazłocił - z dali w dal - po dwakroć,
Aż się wsnuł do krainy półduchów i półciał.
Tam ukochał przestwornie mgłę - nierozeznawkę,
Co się na wznak - uśmiecha, a na klęczkach - ginie,
Albo się uwysmukla - podobna dziewczynie,
Która los w snach zgubiła, jak pusta zabawkę.
Mgła rzekła: "Ust mych przyszłość - z bzu się nie wyzwoli!
Prócz deszczu - nie mam w kwiatach innego dorobku...
kochaj mnie w mej pośmiertnej za grobem niedoli,
Bom bez niej - nie ta sama... Sprawdź mój czar, Śnigrobku!" -
I rzekł na to Śnigrobek: Niech nicość nam sprzyja!
Tak mi modro, dziś z tobą!... Łzy - oddaj aniołom.
Wszelka radość jest w końcu tyleż, co niczyja...
W urojonych ogrodach znajdź mnie i oszołom!" -
Szołomiła mu usta, obłąkała ręce
A on tulił cud chwiejny i czar jej nieścisły -
I patrzał w zakochane mglistości dziewczęce,
Gdzie obok żądzy śmierci - wrą pieszczot domysły.
I ginąc od nadmiaru mgły w czujnym objęciu
Wpośród złotawych przyćmień i błękitnych zadym -
Skonał wreszcie - posłuszny temu wniebowzięciu,
Które przez sen zawdzięczał - fioletom bladym.
Czas się włóczył po drzewach. Noc przyszła - żałobna.
Cienie wszystkich umarłych - ubożuchno szare -
Pochowały Śmigrobka na wieczną niewiarę -
We wszystkich grobach naraz i w każdym - z osobna.
Mgła mu w trumnę skrzystego nawrzucała nieba,
A wszechświat, co już stał się czymś w rodzaju mitu -
Ożywiony pogrzebem - pomyślał co trzeba
Zmienić cel nieistnienia i miejsce - niebytu.
Więc - choć ktoś go do mgławic i dróg mlecznych przykuł -
On, wstrząsając łańcuchy przeznaczeń bez treści -
Śnił, że w drogę wyrusza, jak rdzawy wehikuł,
Zbłąkany w złotym wnętrzu zamierzchłej powieści.
Lechoń Jan Co noc gdy już n...
Co noc gdy już nas nuda bezbrzeżna ogarnia
Gdy czczość jałową w myśli, w sercu pustkę mamy
Wypluwa nas na miasto knajpa lub kawiarnia
I błądzimy bez celu po zamknięciu bramy
A potem: łomotanie czasem półgodzinne
Nim wreszcie stróż zaspany obudzić się raczy
I myśl: zabłądzić w końcu pod drzwi jakieś inne
Co prowadza do "Lepiej" lub choćby "Inaczej".
Gdy czczość jałową w myśli, w sercu pustkę mamy
Wypluwa nas na miasto knajpa lub kawiarnia
I błądzimy bez celu po zamknięciu bramy
A potem: łomotanie czasem półgodzinne
Nim wreszcie stróż zaspany obudzić się raczy
I myśl: zabłądzić w końcu pod drzwi jakieś inne
Co prowadza do "Lepiej" lub choćby "Inaczej".