Wiersze znanych
Sortuj według:
Osiecka Agnieszka Emigracja
Dla małego chłopca ocean jest abstrakcją,
szarą miałką pustką, którą trzeba przebyć
z archipelagu "Jest" do przylądka "Nie ma".
Nie ma dziury w płocie,
którą wydarłeś własnymi rękami,
nie ma małej dziewczynki,
która biegnie po schodach ze skaleczoną nóżką,
nie ma stalki i atramentu -
lekcji NOK-u, PW i wychowawczej -
brak słowa "poczet", "magiel" i "prężenie firan".
Jest wyjazd.
Najpierw długo, długo nic,
Murzyni.
A potem długo.
szarą miałką pustką, którą trzeba przebyć
z archipelagu "Jest" do przylądka "Nie ma".
Nie ma dziury w płocie,
którą wydarłeś własnymi rękami,
nie ma małej dziewczynki,
która biegnie po schodach ze skaleczoną nóżką,
nie ma stalki i atramentu -
lekcji NOK-u, PW i wychowawczej -
brak słowa "poczet", "magiel" i "prężenie firan".
Jest wyjazd.
Najpierw długo, długo nic,
Murzyni.
A potem długo.
Osiecka Agnieszka Fortel
Jest kilka miejsc,
których chciałam uniknąć:
rzeźnia miejska,
wielka szpitalna sala,
nieczynny automat na dalekiej wsi,
cela więzienna
z małym okienkiem,
wysoko.
, , , , , , , , , *
Jest kilka otchłani,
które rada bym obejść,
jak dziurę w jezdni:
żmuda oczekiwania,
smak letniej cieczy na półmetku życia,
nieważność,
nieważkość,
małowartościowość
dla kogoś.
, , , , , , , , , *
Byłam sprytna,
farbowałam włosy i oczy.
Nie raz
i nie dwa
zdarzało mi się przejść z północnej strony
na właściwą.
Mimo to
fortel się nie udał.
podałeś mi to wszystko w pigułce,
a ja ją połknęłam jak ciastko,
jak serce z jarmarku.
ONO
, , , połknęło mnie.
których chciałam uniknąć:
rzeźnia miejska,
wielka szpitalna sala,
nieczynny automat na dalekiej wsi,
cela więzienna
z małym okienkiem,
wysoko.
, , , , , , , , , *
Jest kilka otchłani,
które rada bym obejść,
jak dziurę w jezdni:
żmuda oczekiwania,
smak letniej cieczy na półmetku życia,
nieważność,
nieważkość,
małowartościowość
dla kogoś.
, , , , , , , , , *
Byłam sprytna,
farbowałam włosy i oczy.
Nie raz
i nie dwa
zdarzało mi się przejść z północnej strony
na właściwą.
Mimo to
fortel się nie udał.
podałeś mi to wszystko w pigułce,
a ja ją połknęłam jak ciastko,
jak serce z jarmarku.
ONO
, , , połknęło mnie.
Osiecka Agnieszka Gdzie Kochaja Nas
Nie żałuj mnie
serdecznie tak,
bo na cóż mi ten żal.
W kochaniu, gdy szczerości brak
- czy warto ciągnąć bal?
W szufladzie tej,
gdzie trzymasz mnie,
porządek chcesz, to zrób,
ja wrócę tam, gdzie sosny dwie,
początek moich dróg.
Księżycu płyń,
złe wody miń,
już na nas obu czas.
Wędrujmy tam,
zmierzajmy tam
tam gdzie kochają nas.
Błyszczało się,
śpiewało się
wśród koncertowych sal.
Lecz kiedy los
odbierze głos
- czy warto ciągnąć bal?
Na pierwszy znak,
koledzy wszak
zadadzą drugi cios ...
Za sławą, gdy lekkości brak,
czy warto iść na stos?
Księżycu płyń,
złe wody miń
już na nas obu czas.
Zmierzajmy tam,
wędrujmy tam,
tam, gdzie czekają nas.
Bywało, że
rzeźbiło się
kanapę, krzesło, stół.
Dziś prace te
nie wchodzą w grę
i milczy serca pół.
Zbudowałabym
większego coś,
ważniejszą jakąś rzecz.
mam siły dość,
by znaleźć ją
chociażby na dnie rzek.
Księżycu płyń,
złe wody miń,
już na nas obu czas.
Zmierzajmy tam,
wędrujmy tam,
tam gdzie nie było nas.
serdecznie tak,
bo na cóż mi ten żal.
W kochaniu, gdy szczerości brak
- czy warto ciągnąć bal?
W szufladzie tej,
gdzie trzymasz mnie,
porządek chcesz, to zrób,
ja wrócę tam, gdzie sosny dwie,
początek moich dróg.
Księżycu płyń,
złe wody miń,
już na nas obu czas.
Wędrujmy tam,
zmierzajmy tam
tam gdzie kochają nas.
Błyszczało się,
śpiewało się
wśród koncertowych sal.
Lecz kiedy los
odbierze głos
- czy warto ciągnąć bal?
Na pierwszy znak,
koledzy wszak
zadadzą drugi cios ...
Za sławą, gdy lekkości brak,
czy warto iść na stos?
Księżycu płyń,
złe wody miń
już na nas obu czas.
Zmierzajmy tam,
wędrujmy tam,
tam, gdzie czekają nas.
Bywało, że
rzeźbiło się
kanapę, krzesło, stół.
Dziś prace te
nie wchodzą w grę
i milczy serca pół.
Zbudowałabym
większego coś,
ważniejszą jakąś rzecz.
mam siły dość,
by znaleźć ją
chociażby na dnie rzek.
Księżycu płyń,
złe wody miń,
już na nas obu czas.
Zmierzajmy tam,
wędrujmy tam,
tam gdzie nie było nas.
Osiecka Agnieszka Grób nieznanego ...
Czy pamiętasz, mój najmilszy, to miasteczko,
gdzie dawałeś mi kasztany i zawilce,
to miasteczko, co w pamięci mej, jak rylcem,
wyrzeźbione jest z ratuszem oraz rzeczką?
Skarby świata tam rzucałeś mi do stóp
i perfumami pachniała mięta,
prowadziłeś mnie za miasto, tam gdzie grób -
grób nieznanego inteligenta.
Nieznany inteligent
tam leżał Bóg wie odkąd,
nie wiemy, co zostawił
ni wdowie, ni sierotkom.
Nieznany inteligent -
podobno uczył w szkole,
nie wiemy, w jakim boju,
za miastem cicho poległ.
On oczy miał zielone,
a zimą chodził w palcie,
paluszki lubił słone,
przeciągów trochę bał się.
Nabawił się kataru
jesienią wczesną jeszcze,
zaglądał też do baru,
jednego w całym mieście.
Zastanawiam się, kochany, już po latach,
gdy do miasta mego wracam z życia matni,
czemu grób ten nawet zimą tonie w kwiatach
- mówią, że to inteligent był ostatni...
Dziś, choć skarby byś mi rzucał znów do stóp,
to prześladuje mnie ta myśl przeklęta,
czemu nie stać nas na jeden choćby grób
jednego jeszcze inteligenta...
Nieznany inteligent -
toć przydałby się w mieście,
posiedziałby w kawiarni,
czy w kinie, czy w areszcie.
Nieznany inteligent,
z uszami albo w palcie,
na pewno by się przejął,
w ratuszu lub na raucie.
Na ucho niechby szeptał
dziewczynom coś miłego,
po trawie niechby deptał,
brał pensję na pierwszego.
Pouczyłby nas w szkole,
poczytałby nam do snu,
a potem gdzieś by poległ
jesienią - albo wiosną.
gdzie dawałeś mi kasztany i zawilce,
to miasteczko, co w pamięci mej, jak rylcem,
wyrzeźbione jest z ratuszem oraz rzeczką?
Skarby świata tam rzucałeś mi do stóp
i perfumami pachniała mięta,
prowadziłeś mnie za miasto, tam gdzie grób -
grób nieznanego inteligenta.
Nieznany inteligent
tam leżał Bóg wie odkąd,
nie wiemy, co zostawił
ni wdowie, ni sierotkom.
Nieznany inteligent -
podobno uczył w szkole,
nie wiemy, w jakim boju,
za miastem cicho poległ.
On oczy miał zielone,
a zimą chodził w palcie,
paluszki lubił słone,
przeciągów trochę bał się.
Nabawił się kataru
jesienią wczesną jeszcze,
zaglądał też do baru,
jednego w całym mieście.
Zastanawiam się, kochany, już po latach,
gdy do miasta mego wracam z życia matni,
czemu grób ten nawet zimą tonie w kwiatach
- mówią, że to inteligent był ostatni...
Dziś, choć skarby byś mi rzucał znów do stóp,
to prześladuje mnie ta myśl przeklęta,
czemu nie stać nas na jeden choćby grób
jednego jeszcze inteligenta...
Nieznany inteligent -
toć przydałby się w mieście,
posiedziałby w kawiarni,
czy w kinie, czy w areszcie.
Nieznany inteligent,
z uszami albo w palcie,
na pewno by się przejął,
w ratuszu lub na raucie.
Na ucho niechby szeptał
dziewczynom coś miłego,
po trawie niechby deptał,
brał pensję na pierwszego.
Pouczyłby nas w szkole,
poczytałby nam do snu,
a potem gdzieś by poległ
jesienią - albo wiosną.