Wiersze znanych
Sortuj według:
Zegadłowicz Emil Piersi twe
Piersi twe wonne
zakwitły różowym głogiem --
-- usta me nieprzytomne
są ogniem --
Niezgonne twoje oczy
mijają skosem widnokrąg --
-- ziemia spod nóg się toczy,
mija słoneczny obrąb --
Stoimy w pustce, samotni --
ziemia daleko przed nami,
-- przemień mnie w gwiazdę! -- dotknij
serca wargami --
zakwitły różowym głogiem --
-- usta me nieprzytomne
są ogniem --
Niezgonne twoje oczy
mijają skosem widnokrąg --
-- ziemia spod nóg się toczy,
mija słoneczny obrąb --
Stoimy w pustce, samotni --
ziemia daleko przed nami,
-- przemień mnie w gwiazdę! -- dotknij
serca wargami --
Zimorowic Szymon Cyceryna
Widziałam cię z ckieneczka, kiedyś przechodził.
Rozumiałam, żeś się ze mną obaczyć godził.
Aleś ty pokoje I mieszkanie moje
Prędkim minął skokiem,
A na mnie nędznicę, Twoje niewolnicę.
Aniś rzucił okiem.
żal mię przejął niesłychany, gdym to ujźrzała,
Bóg strzeli, martwa zaraz w oknie żem nie została,
Lecz to niebaczeniu Albo też niechceniu
Twemu przyczytałam,
A wieczornej chwile, Tusząc sobie mile.
Tylko wysiadałam.
Przyszedł wieczór, mrok mię nocny w okienku zastał,
Trwałam przecie, dokąd księżyc pełny nie nastał,
A ciebie nie było, Ani cię zoczyło
Oko moje smutne.
Aniś listkiem cisnął. Aniś słówka pisnął,
O serce okrutne!
Kędy teraz twe usługi, kędy ukłony?
Kędy lutniej słodkobrzmiącej głos upieszczony,
Który bez przestanku Zmierzchem do poranku
Słyszecieś mi dawał?
Przy nim winszowania I ciche wzdychania
Lekuchnoś podawał.
Nie masz teraz dawnych zabaw, nie słychać pienia,
Pełne serce tęsknic, uszy pełne milczenia.
Gdzie zwyczajne śmiechy? Gdzie dawne uciechy?
Niebaczny człowiecze!
Nie wiesz, że pogoda I godzina młoda
Prędziuchno uciecze.
Prze to, żeś mi nie winszował szczęśliwej nocy.
Nie uznały snu miłego biedne me oczy.
Także ty wzajemnie Łaskawej przeze mnie
Nocy nie zakusisz,
Lecz przykre niespania I częste wzdychania
Co noc cierpieć musisz!
Rozumiałam, żeś się ze mną obaczyć godził.
Aleś ty pokoje I mieszkanie moje
Prędkim minął skokiem,
A na mnie nędznicę, Twoje niewolnicę.
Aniś rzucił okiem.
żal mię przejął niesłychany, gdym to ujźrzała,
Bóg strzeli, martwa zaraz w oknie żem nie została,
Lecz to niebaczeniu Albo też niechceniu
Twemu przyczytałam,
A wieczornej chwile, Tusząc sobie mile.
Tylko wysiadałam.
Przyszedł wieczór, mrok mię nocny w okienku zastał,
Trwałam przecie, dokąd księżyc pełny nie nastał,
A ciebie nie było, Ani cię zoczyło
Oko moje smutne.
Aniś listkiem cisnął. Aniś słówka pisnął,
O serce okrutne!
Kędy teraz twe usługi, kędy ukłony?
Kędy lutniej słodkobrzmiącej głos upieszczony,
Który bez przestanku Zmierzchem do poranku
Słyszecieś mi dawał?
Przy nim winszowania I ciche wzdychania
Lekuchnoś podawał.
Nie masz teraz dawnych zabaw, nie słychać pienia,
Pełne serce tęsknic, uszy pełne milczenia.
Gdzie zwyczajne śmiechy? Gdzie dawne uciechy?
Niebaczny człowiecze!
Nie wiesz, że pogoda I godzina młoda
Prędziuchno uciecze.
Prze to, żeś mi nie winszował szczęśliwej nocy.
Nie uznały snu miłego biedne me oczy.
Także ty wzajemnie Łaskawej przeze mnie
Nocy nie zakusisz,
Lecz przykre niespania I częste wzdychania
Co noc cierpieć musisz!
Zimorowic Szymon Haniel
Czemu narzekają smutno moje strony?
Czemu żalobliwie kwili flet pieszczony?
Dla ciebie, nadobna Halino,
Dla ciebie, kochana dziewczyno!
Miasto lubych pieśni, miasto słodkiej lutnie,
Muszę ciężko wzdychać, lamentując smutnie;
Nie masz cię, nadobna Halino.
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Kędy teraz oczy powabne są twoje,
Z których miłość co dzień wypuszczała roje?
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Jużże to zagasły ust twych ognie żywe.
Którymiś paliła serca natarczywe?
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Daremnie się ten świat w ludziach coraz młodzi,
Bo takiej Haliny drugiej nie urodzi;
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Próżno mój ogródek fijolki pachniące,
Próżno mój różaniec rozwija swe pącze;
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Gdyby mię Kupido odział swymi pióry,
żebym mógł polecieć przez lasy, przez góry!
Do ciebie, nadobna Halino,
Do ciebie kochana dziewczyno!
Namniej bym się nie bał skrzydłami pośpieszyć,
Abym mógł raz oczy tobą me pocieszyć;
Kędyś jest, nadobna Halino?
Kędyś jest, kochana dziewczyno?
Lecz próżno cię moje szukają powieki,
Której nie obscza pod słońcem na wieki.
Dobranoc, nadobna Halino,
Dobranoc, kochana dziewczyno!
Czemu żalobliwie kwili flet pieszczony?
Dla ciebie, nadobna Halino,
Dla ciebie, kochana dziewczyno!
Miasto lubych pieśni, miasto słodkiej lutnie,
Muszę ciężko wzdychać, lamentując smutnie;
Nie masz cię, nadobna Halino.
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Kędy teraz oczy powabne są twoje,
Z których miłość co dzień wypuszczała roje?
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Jużże to zagasły ust twych ognie żywe.
Którymiś paliła serca natarczywe?
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Daremnie się ten świat w ludziach coraz młodzi,
Bo takiej Haliny drugiej nie urodzi;
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Próżno mój ogródek fijolki pachniące,
Próżno mój różaniec rozwija swe pącze;
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Gdyby mię Kupido odział swymi pióry,
żebym mógł polecieć przez lasy, przez góry!
Do ciebie, nadobna Halino,
Do ciebie kochana dziewczyno!
Namniej bym się nie bał skrzydłami pośpieszyć,
Abym mógł raz oczy tobą me pocieszyć;
Kędyś jest, nadobna Halino?
Kędyś jest, kochana dziewczyno?
Lecz próżno cię moje szukają powieki,
Której nie obscza pod słońcem na wieki.
Dobranoc, nadobna Halino,
Dobranoc, kochana dziewczyno!
Zimorowic Szymon Helenora
Już to próżno, mój ukochany! przyznać ci muszę,
Zraniłeś mi niepomału serce i duszę,
A nie dałeś mi pociechy inszej w chorobie,
Tylko tę, że ustawicznie myślę o tobie;
Albowiem lubo dzień po niebie światło rozleje,
Lubo smutna noc czarnym świat płaszczem odzieje,
żal mię trapi bez przestanku ciężki, niebogę,
że bez ciebie, namilejszy, wytrwać nie mogę.
Chociajżeś ty jest na pojźrzeniu nie bardzo cudny,
A co większa, i w rozmowach wielmi obłudny,
Nadto że mi nie oddawasz chęci wzajemnej,
Przecie jednak, nie wiem, czemuś u mnie przyjemny.
A bogdajżem cię nigdy była przedtem nie znała,
Niżelim w tobie serdecznie tak zakochała;
Zakochawszy, jeżelim ci niemiła przecie,
O, bogdaj żebym niedługo żyła na świecie.
Zraniłeś mi niepomału serce i duszę,
A nie dałeś mi pociechy inszej w chorobie,
Tylko tę, że ustawicznie myślę o tobie;
Albowiem lubo dzień po niebie światło rozleje,
Lubo smutna noc czarnym świat płaszczem odzieje,
żal mię trapi bez przestanku ciężki, niebogę,
że bez ciebie, namilejszy, wytrwać nie mogę.
Chociajżeś ty jest na pojźrzeniu nie bardzo cudny,
A co większa, i w rozmowach wielmi obłudny,
Nadto że mi nie oddawasz chęci wzajemnej,
Przecie jednak, nie wiem, czemuś u mnie przyjemny.
A bogdajżem cię nigdy była przedtem nie znała,
Niżelim w tobie serdecznie tak zakochała;
Zakochawszy, jeżelim ci niemiła przecie,
O, bogdaj żebym niedługo żyła na świecie.