Krzysztof Kamil
Baczyński
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Baczyński Krzysztof Kamil Wróble
Dzień wróbli i jasności!
W dzbanuszkach małych ptaszków
świat się ustał miłością,
niefrasobliwą łaską.
Na wyciągnięcie ręki
mam czystość ich, puszystość
jakbym dotykał ciebie
gałęzią ich- wielolistną.
Niebo się ziemi skłania
leżąc śniegiem na drzewach
oczy mrużysz, zasłaniasz
piórka w blasku nagrzewasz.
Nie zerwiesz się, nastroszysz
ciepło ptasiego futra
odpowiesz wróblim głosem
w moją ciemność - malutka.
Bo w tym śniegu ludzie -
- my z czarnymi sercami.
Ziemio przez nas zabita,
rzeszą tych ptaków czystych
Módl się za nami!
W dzbanuszkach małych ptaszków
świat się ustał miłością,
niefrasobliwą łaską.
Na wyciągnięcie ręki
mam czystość ich, puszystość
jakbym dotykał ciebie
gałęzią ich- wielolistną.
Niebo się ziemi skłania
leżąc śniegiem na drzewach
oczy mrużysz, zasłaniasz
piórka w blasku nagrzewasz.
Nie zerwiesz się, nastroszysz
ciepło ptasiego futra
odpowiesz wróblim głosem
w moją ciemność - malutka.
Bo w tym śniegu ludzie -
- my z czarnymi sercami.
Ziemio przez nas zabita,
rzeszą tych ptaków czystych
Módl się za nami!
Baczyński Krzysztof Kamil Jesienny spacer p...
Drzewa jak rude łby barbarzyńców
wnikały w żyły żółtych rzek.
Biało się kładł popiołem tynku
wtopiony w wodę miasta brzeg.
Szli po dudniącym moście kroków
jak po krawędzi z kruchego szkła,
pod zamyślonym grobem obłoków,
po liściach jak po krwawych łzach.
I mówił pierwszy: Oto jest pieśń,
Która uderza w firmament powiek.
A drugi mówił: Nie, to jest śmierć,
którą przeczułem w zielonym słowie.
wnikały w żyły żółtych rzek.
Biało się kładł popiołem tynku
wtopiony w wodę miasta brzeg.
Szli po dudniącym moście kroków
jak po krawędzi z kruchego szkła,
pod zamyślonym grobem obłoków,
po liściach jak po krwawych łzach.
I mówił pierwszy: Oto jest pieśń,
Która uderza w firmament powiek.
A drugi mówił: Nie, to jest śmierć,
którą przeczułem w zielonym słowie.
Baczyński Krzysztof Kamil Kot
Matce
Bożek wschodu, gdzie z twarzy wschodzą bez wyrazu
dwie krople oceanu - dojrzałe owoce wody,
zastyga przy kominkach i trójkątną twarzą
prowadzi sny puszyste w wilgotne ogrody.
Przez kasztanowy zapach i jesienną wilgoć
kołysze noc wysmukłą jakby widmo łowów
i długo śpiewa pieśni nad zabitą wilgą
wywołując upiory krążące nad głową.
A potem ogień ciągnie złotych iskier struny,
bulgocą oczy, to woda, zenitalne deszcze,
i wieje duszny samum sypkim piaskiem dreszczy,
gdy otworzą się oczy jak martwe pioruny.
Wtedy nagle urosną miękkie łapy kota
i ogromnym tygrysem wyfrunie przez okno
do wygiętej w księżycu samicy ze złota
.
Zostanę ja i ogień, i moja samotność.
Bożek wschodu, gdzie z twarzy wschodzą bez wyrazu
dwie krople oceanu - dojrzałe owoce wody,
zastyga przy kominkach i trójkątną twarzą
prowadzi sny puszyste w wilgotne ogrody.
Przez kasztanowy zapach i jesienną wilgoć
kołysze noc wysmukłą jakby widmo łowów
i długo śpiewa pieśni nad zabitą wilgą
wywołując upiory krążące nad głową.
A potem ogień ciągnie złotych iskier struny,
bulgocą oczy, to woda, zenitalne deszcze,
i wieje duszny samum sypkim piaskiem dreszczy,
gdy otworzą się oczy jak martwe pioruny.
Wtedy nagle urosną miękkie łapy kota
i ogromnym tygrysem wyfrunie przez okno
do wygiętej w księżycu samicy ze złota
.
Zostanę ja i ogień, i moja samotność.
Baczyński Krzysztof Kamil Autobiografia
Ja, poszukiwacz ludzi prawdziwych,
Ja, zaklinacz wężów wijących się nade mną,
zastygłem w pomnik ze wzniesionym mieczem,
którym człowieka rozetnę czy ciemność?
Ja, zaklinacz wężów wijących się nade mną,
zastygłem w pomnik ze wzniesionym mieczem,
którym człowieka rozetnę czy ciemność?