Wiersze znanych
Sortuj według:
Jacob Max Widok perspektywi...
Widok na wzgórzu białego domu z wieżyczkami.
To noc! Jest oświetlone okno,
Są dwie wieżyczki, dwie turkaweczki są wieżyczkami.
Za oknem i w domu
Jest miłość, miłość ze swoim płomiennym światłem!
Jest miłość obfita, skrzydlata, wymowna,
Na trzecim piętrze domu,
Na trzecim piętrze domu w innym pokoju,
W pokoju bez światła jest umarły,
I cały ból śmierci,
żniwo bólu,
Skrzydła bólu,
Wymowa bólu,
Widok perspektywiczny białego domu z wieżyczkami.
To noc! Jest oświetlone okno,
Są dwie wieżyczki, dwie turkaweczki są wieżyczkami.
Za oknem i w domu
Jest miłość, miłość ze swoim płomiennym światłem!
Jest miłość obfita, skrzydlata, wymowna,
Na trzecim piętrze domu,
Na trzecim piętrze domu w innym pokoju,
W pokoju bez światła jest umarły,
I cały ból śmierci,
żniwo bólu,
Skrzydła bólu,
Wymowa bólu,
Widok perspektywiczny białego domu z wieżyczkami.
Jacob Max Wojna
Nocą peryferyjne bulwary są pełne śniegu; bandyci są żołnierzami;
atakują mnie śmiechem i szablami, odzierają mnie: uciekam,
aby wpaść w inną matnię. Czy to dziedziniec koszar czy podwórze oberży?
Ile tu szabel! Ilu konnych z dzidami! Śnieg! Nakłuwają mnie strzykawką:
to trucizna, która ma mnie zabić: trupia główka okryta krepą gryzie mnie
w palec. Mgliste latarnie rzucają na śnieg martwe światło.
atakują mnie śmiechem i szablami, odzierają mnie: uciekam,
aby wpaść w inną matnię. Czy to dziedziniec koszar czy podwórze oberży?
Ile tu szabel! Ilu konnych z dzidami! Śnieg! Nakłuwają mnie strzykawką:
to trucizna, która ma mnie zabić: trupia główka okryta krepą gryzie mnie
w palec. Mgliste latarnie rzucają na śnieg martwe światło.
Jasieński Bruno Jak introdukcja
Całując owrzodzone palce syfilistycznej
kochanki dobrze jest słuchać ostrego
śpiewu mijających tramwajów,
kiedy muzyka w sąsiednim szpitalu
wariatów gra
"Dreaming"
A w kinie na vis - a - vis,
onosrepując czerwone walce
pod niebem water - sky
w zielonej gazowoalce
po raz 30.000
umiera Mia May...
kochanki dobrze jest słuchać ostrego
śpiewu mijających tramwajów,
kiedy muzyka w sąsiednim szpitalu
wariatów gra
"Dreaming"
A w kinie na vis - a - vis,
onosrepując czerwone walce
pod niebem water - sky
w zielonej gazowoalce
po raz 30.000
umiera Mia May...
Jacob Max Rzygające posąg...
Pani Sztuce
Na klawiszach usiadły pokrzywione bemole,
Przeraźliwie się nudzą i ziewają Uaaaa...
Rozebrana Gioconda stoi w majtkach na stole
I napiera się głośno cacao-choix.
Za oknami prześwieca żółtych alej jesienność,
Jak wędrowne pochody biczujących się sekt,
Tylko białe posągi, strojne w swoją kamienność,
Stoją zawsze "na miejscu", niewzruszenie correct.
Pani dzisiaj, doprawdy, jest klasycznie... niedbała...
Pani, która tak zimno gra
sercami w cerceau,
Taka sztywna i dumna... tak cudownie umiała
Nawet puścić się z szykiem po 3 szkłach curacao.
I przedziwnie, jak Pani nie przestaje być w tonie,
Będąc zresztą obecnie najzupełniej moderne.-
Co środy i piątki w Pani białym salonie
Swoje wiersze czytają Iwaszkiewicz i Stern.
A ja - wróg zasadniczy urzędowych kuluar,
Gdzie się myśli, i kocha, i rozprawia, i je,
Mam otwarty wieczorem popielaty buduar...
Platonicznie podziwiać Pani deshabille...
Ale teraz, jednakże, niech się Pani oszali -
Nawet lokaj drewniany już ośmiela się śmieć...
Dziś będziemy po parku na wyścigi biegali
I na ławki padali, zadyszani na śmierć.
A, wpatrując się w gwiazdy całujące się z nami,
W pewnycm dzikim momencie po dziesiątym Clicot,
Zobaczymy raptownie świat do góry nogami,
Jak na filmie odwrotnym firmy
Pathe & Co.
I zatańczą nonsensy po ulicach, jak ongi,
Jednej nocy pijanej od szampana i warg.
Kiedy w krzakach widziałem RZYGAJÄCE POSÄGI
Przez dwunastu lokajów niesiony przez park.
Na klawiszach usiadły pokrzywione bemole,
Przeraźliwie się nudzą i ziewają Uaaaa...
Rozebrana Gioconda stoi w majtkach na stole
I napiera się głośno cacao-choix.
Za oknami prześwieca żółtych alej jesienność,
Jak wędrowne pochody biczujących się sekt,
Tylko białe posągi, strojne w swoją kamienność,
Stoją zawsze "na miejscu", niewzruszenie correct.
Pani dzisiaj, doprawdy, jest klasycznie... niedbała...
Pani, która tak zimno gra
sercami w cerceau,
Taka sztywna i dumna... tak cudownie umiała
Nawet puścić się z szykiem po 3 szkłach curacao.
I przedziwnie, jak Pani nie przestaje być w tonie,
Będąc zresztą obecnie najzupełniej moderne.-
Co środy i piątki w Pani białym salonie
Swoje wiersze czytają Iwaszkiewicz i Stern.
A ja - wróg zasadniczy urzędowych kuluar,
Gdzie się myśli, i kocha, i rozprawia, i je,
Mam otwarty wieczorem popielaty buduar...
Platonicznie podziwiać Pani deshabille...
Ale teraz, jednakże, niech się Pani oszali -
Nawet lokaj drewniany już ośmiela się śmieć...
Dziś będziemy po parku na wyścigi biegali
I na ławki padali, zadyszani na śmierć.
A, wpatrując się w gwiazdy całujące się z nami,
W pewnycm dzikim momencie po dziesiątym Clicot,
Zobaczymy raptownie świat do góry nogami,
Jak na filmie odwrotnym firmy
Pathe & Co.
I zatańczą nonsensy po ulicach, jak ongi,
Jednej nocy pijanej od szampana i warg.
Kiedy w krzakach widziałem RZYGAJÄCE POSÄGI
Przez dwunastu lokajów niesiony przez park.