
Tadeusz
Różewicz
1970-01-01 -
Sortuj według:
Różewicz Tadeusz Ręce w kajdanach
Na kraty spływa jasność
na niewidzące oczy
na beznadzieję godzin
na nocy beznadzieję
Usta otwarte jak rana
i ręce w kajdanach
i matki będą płakały
nad umęczonym ciałem
Ręce matczyne są słabe
od męki drżące i trwogi
niech słowo stanie się ciałem
a jasność niech stanie się Bogiem
Toć nasi synkowie też byli
Jak Twój słabiutki maleńki
dla Niego dla synka Twojego
i naszych osłoń od meki
A gwiazda w kraty wpleciona
oślepłym oczom jaśnieje
na beznadzieję godzin
na nocy beznadzieję.
na niewidzące oczy
na beznadzieję godzin
na nocy beznadzieję
Usta otwarte jak rana
i ręce w kajdanach
i matki będą płakały
nad umęczonym ciałem
Ręce matczyne są słabe
od męki drżące i trwogi
niech słowo stanie się ciałem
a jasność niech stanie się Bogiem
Toć nasi synkowie też byli
Jak Twój słabiutki maleńki
dla Niego dla synka Twojego
i naszych osłoń od meki
A gwiazda w kraty wpleciona
oślepłym oczom jaśnieje
na beznadzieję godzin
na nocy beznadzieję.
Różewicz Tadeusz Dwa wyroki
Widzę uśmiech
zdjęty z jego białej twarzy
pod murem.
Zwiastun śmierci Nieznajomy
schylił głowę
niżej.
Widzę
śmieszny posąg boleści
w przydeptanych pantoflach
przy kuchni
mała krzywą
figurkę
skamieniałej matki
zdjęty z jego białej twarzy
pod murem.
Zwiastun śmierci Nieznajomy
schylił głowę
niżej.
Widzę
śmieszny posąg boleści
w przydeptanych pantoflach
przy kuchni
mała krzywą
figurkę
skamieniałej matki
Różewicz Tadeusz Martwy owoc
Są gruszki złote na talerzu
kwiaty i dwie dziewczyny młode
Na stole fotografia chłopca
jasny i sztywny w czarnym kepi
Dziewczyny mają miękkie wargi
dziewczyny mają słodkie oczy
Przez pokój idzie biedna matka
poprawia fotografię płacze
Gasną na stole złote słońca
i martwy owoc jej żywota.
kwiaty i dwie dziewczyny młode
Na stole fotografia chłopca
jasny i sztywny w czarnym kepi
Dziewczyny mają miękkie wargi
dziewczyny mają słodkie oczy
Przez pokój idzie biedna matka
poprawia fotografię płacze
Gasną na stole złote słońca
i martwy owoc jej żywota.
Różewicz Tadeusz Kasztan
Najsmutniej jest wyjechać
z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu
Kasztan przed domem zasadzony
przez ojca rośnie w naszych oczach
matka jest mała
i można ją nosić na rękach
na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości
wojsko w rogu szuflady już
do końca świata będzie ołowiane
a Bóg wszechmocny który mieszał
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
i żle namalowany
Dziećiństwo jest jak zatarte oblicze
na złotej monecie która dżwięczy
czysto.
z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży rychłego powrotu
Kasztan przed domem zasadzony
przez ojca rośnie w naszych oczach
matka jest mała
i można ją nosić na rękach
na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi ustami
zachowały smak
wiecznej młodości
wojsko w rogu szuflady już
do końca świata będzie ołowiane
a Bóg wszechmocny który mieszał
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
i żle namalowany
Dziećiństwo jest jak zatarte oblicze
na złotej monecie która dżwięczy
czysto.