
Marian
Piechal
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Piechal Marian koło święconej...
Tkwię w kręgu myśli o Tobie
jak w kole święconej kredy,
kreslą je ręce twe obie
od nie wiadomo już kiedy.
I krążą w twojej orbicie
jak gwiazda w mrokach wszechświata,
i z ciebie całe me życie
jak światło z słońca wylata.
jak w kole święconej kredy,
kreslą je ręce twe obie
od nie wiadomo już kiedy.
I krążą w twojej orbicie
jak gwiazda w mrokach wszechświata,
i z ciebie całe me życie
jak światło z słońca wylata.
Piechal Marian Cynizm
Oskarżyli
zohydzili
w larwę
przemienili
Milczeniem
przysypali
na kamień
udeptali
kamień ciszą
obsiali
Poczwarny
sen
śnili
Z eksplozji
milczenia
wyfrunął
motyl
admirał
Klaskali
Zasługę
przemiany
sobie
przypisali
zohydzili
w larwę
przemienili
Milczeniem
przysypali
na kamień
udeptali
kamień ciszą
obsiali
Poczwarny
sen
śnili
Z eksplozji
milczenia
wyfrunął
motyl
admirał
Klaskali
Zasługę
przemiany
sobie
przypisali
Piechal Marian
Róże, różyczki, kępki srzępiaste,
płatki misternie wiatrem rzeźbione,
pąki przez ognie trawione własne,
garsteczki światła z pąków wytchnione,
sny, łodygami wyrosłe z gleby --
mówcie, jak można z tak czarnej ziemi
brać tyle skrbów na swe potrzeby?
jak czerpać barwy, zapach z przestrzeni,
wzniosłe sekrety waszych korzeni?
płatki misternie wiatrem rzeźbione,
pąki przez ognie trawione własne,
garsteczki światła z pąków wytchnione,
sny, łodygami wyrosłe z gleby --
mówcie, jak można z tak czarnej ziemi
brać tyle skrbów na swe potrzeby?
jak czerpać barwy, zapach z przestrzeni,
wzniosłe sekrety waszych korzeni?
Piechal Marian Nadczynność
Skacząc po wiecznie
zielonym drzewie
życia, obieram
je z liści, kwiatów,
owoców, soki
spod kory z rdzenia
wysysam, z kory
żywcem odzieram,
pracę podziemną
czułych korzeni
pozbawiam sensu,
sprawiam, że z nikłym
pąkiem nadziei
gałąź, na której siedzę, usycha,
z martwych konarów
czynię rozpałkę
pod złoty piorun.
zielonym drzewie
życia, obieram
je z liści, kwiatów,
owoców, soki
spod kory z rdzenia
wysysam, z kory
żywcem odzieram,
pracę podziemną
czułych korzeni
pozbawiam sensu,
sprawiam, że z nikłym
pąkiem nadziei
gałąź, na której siedzę, usycha,
z martwych konarów
czynię rozpałkę
pod złoty piorun.