
Kazimiera
Zawistowska
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Zawistowska Kazimiera Powrotna fala
O powrotna łez falo - powrotne głosy
Z pogrzebanej przeszłości - dłoń szczodrych szafarzy
Złoto w kontur pobladłych dziś rzuca miraży,
W urnie stygłych popiołów nieci iskier stosy.
O sny zwiędłe! O kwiaty otrząśnięte z rosy!
Jak tłumnie z rozespanych wstajecie cmentarzy.
Ruczajów błękit widzę w niezabudek twarzy,
Jaskrami rozzłocone widzę sianokosy.
0 powrotna łez falo! Widzę, idą z mroków
Baśnie ku mnie i wonie z ogrodów młodości.
I stoję nadsłuchując, czy szelest tych kroków
Twego przyjścia nie głosi - Ty, pełna litości!
Ty, co duszom, na które czerń Twych skrzydeł padła,
Dajesz takie czarowne przedśmiertne widziadła!...
Z pogrzebanej przeszłości - dłoń szczodrych szafarzy
Złoto w kontur pobladłych dziś rzuca miraży,
W urnie stygłych popiołów nieci iskier stosy.
O sny zwiędłe! O kwiaty otrząśnięte z rosy!
Jak tłumnie z rozespanych wstajecie cmentarzy.
Ruczajów błękit widzę w niezabudek twarzy,
Jaskrami rozzłocone widzę sianokosy.
0 powrotna łez falo! Widzę, idą z mroków
Baśnie ku mnie i wonie z ogrodów młodości.
I stoję nadsłuchując, czy szelest tych kroków
Twego przyjścia nie głosi - Ty, pełna litości!
Ty, co duszom, na które czerń Twych skrzydeł padła,
Dajesz takie czarowne przedśmiertne widziadła!...
Zawistowska Kazimiera Próżno wołasz....
Próżno wołasz... za nami upiorna gromada
Widm i cieni się wlecze, dusze nam targa
Ta zastygła w powietrzu, żałośliwa skarga,
Co gdzieś trumien otwartych ikrawędzie obsiada
Próżno wołasz... zajęła już Ananke blada
Nasze miejsca przy uciech biesiadniczym stole -
Więc wszystkie moje kwiaty zemrą na Twym ci
Jak mrze mrokiem zgaszona światłości kaskada.
I na wieki rozdziela nas Ananke blada...
Czyś słyszał strun porwanych ścichłe nagle głos
Czyś widział w proch strącone tęczowe motyle?
Ach - ja Ciebie pragnęłam, jako pragną rosy
Mrące kwiaty, zdeptane w gościńcowym pyle!...
A jednak rozdzieliła nas Ananke blada...
Widm i cieni się wlecze, dusze nam targa
Ta zastygła w powietrzu, żałośliwa skarga,
Co gdzieś trumien otwartych ikrawędzie obsiada
Próżno wołasz... zajęła już Ananke blada
Nasze miejsca przy uciech biesiadniczym stole -
Więc wszystkie moje kwiaty zemrą na Twym ci
Jak mrze mrokiem zgaszona światłości kaskada.
I na wieki rozdziela nas Ananke blada...
Czyś słyszał strun porwanych ścichłe nagle głos
Czyś widział w proch strącone tęczowe motyle?
Ach - ja Ciebie pragnęłam, jako pragną rosy
Mrące kwiaty, zdeptane w gościńcowym pyle!...
A jednak rozdzieliła nas Ananke blada...
Zawistowska Kazimiera Przed burzą
W chmur wilgotnych szarudze szmat krwawej purpury
Niby witraż w stok piekieł pożarnych wtłoczony.
Szkielet suchej topoli kurczowo skręcony
Czarnych ptaków upiorne obsiadają sznury.
Ptaki - widma psalmują swe pokutne chóry,
Jakby piekieł dantejskich słał ich krąg czerwony,
By w rozdartą pierś drzewa utopiły szpony
I w chmur poszły szarugą, w szmat krwawej purpury.
Idzie Groza posępna szlaki wichrowemi,
W wężowatych błyskawic okręcona wstęgi,
Idzie żagwie płomienne cisnąć w widnokręgi
I swą stopą okrutną tak ugnieść pierś ziemi,
By jak zwierzę zwalczone legła w głuchej trwodze
Pod błękitem złowieszczym w łunach i pożodze.
Niby witraż w stok piekieł pożarnych wtłoczony.
Szkielet suchej topoli kurczowo skręcony
Czarnych ptaków upiorne obsiadają sznury.
Ptaki - widma psalmują swe pokutne chóry,
Jakby piekieł dantejskich słał ich krąg czerwony,
By w rozdartą pierś drzewa utopiły szpony
I w chmur poszły szarugą, w szmat krwawej purpury.
Idzie Groza posępna szlaki wichrowemi,
W wężowatych błyskawic okręcona wstęgi,
Idzie żagwie płomienne cisnąć w widnokręgi
I swą stopą okrutną tak ugnieść pierś ziemi,
By jak zwierzę zwalczone legła w głuchej trwodze
Pod błękitem złowieszczym w łunach i pożodze.
Zawistowska Kazimiera Spadłe liście
Na srebrne stawu zwierciadło lecą
I świecą złotem, i miedzią świecą,
I lecą trwożne jak błędne duchy,
Jak serc porwanych krwawe okruchy.
Wiatrem rzucone serc krwawych strzępy
Między pobrzeżne szuwarów kępy,
Jakby łzy lecą, jakby krew kwiatów,
Jak pocałunki słane z zaświatów.
Więc lecą... lecą - a gdy na fali
Pierścien się mglistych świateł rozpali,
To się w tej smętnej płonią jasności
Niby korowód cmentarnych gości,
I w mętne stawu zwierciadło lecą,
I świecą złotem, i jak krew świecą...
I świecą złotem, i miedzią świecą,
I lecą trwożne jak błędne duchy,
Jak serc porwanych krwawe okruchy.
Wiatrem rzucone serc krwawych strzępy
Między pobrzeżne szuwarów kępy,
Jakby łzy lecą, jakby krew kwiatów,
Jak pocałunki słane z zaświatów.
Więc lecą... lecą - a gdy na fali
Pierścien się mglistych świateł rozpali,
To się w tej smętnej płonią jasności
Niby korowód cmentarnych gości,
I w mętne stawu zwierciadło lecą,
I świecą złotem, i jak krew świecą...