
Wincenty
Korab-Brzozowski
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Korab-Brzozowski Wincenty Ja uwięziona w l...
Ja uwięziona w lochu
I smutna jak ballada,
Anielska lilia blada
Kwitnąca w mroku.
Nie widzę już błękitów,
Ni słońca, ni księżyca;
Zakryłam swoje lica,
Rodzica smętnych.
A czasu wciąż bezmiary,
Na mą zbolałą głowę
Długie godziny nowe
Sypią, jak popiół.
I legnę pośród prochu,
I skończę jak ballada,
I jako lampa blada
Zgasnę o zmierzchu...
O ty, co z życia zdroju
Pić idziesz rozkosz karła,
Przechodniu! patrz, już zmarła...
Może twa dusza?
(Węglem smutku i zgryzoty - XVII)
I smutna jak ballada,
Anielska lilia blada
Kwitnąca w mroku.
Nie widzę już błękitów,
Ni słońca, ni księżyca;
Zakryłam swoje lica,
Rodzica smętnych.
A czasu wciąż bezmiary,
Na mą zbolałą głowę
Długie godziny nowe
Sypią, jak popiół.
I legnę pośród prochu,
I skończę jak ballada,
I jako lampa blada
Zgasnę o zmierzchu...
O ty, co z życia zdroju
Pić idziesz rozkosz karła,
Przechodniu! patrz, już zmarła...
Może twa dusza?
(Węglem smutku i zgryzoty - XVII)
Korab-Brzozowski Wincenty O myśli moja! dz...
O myśli moja! dzisiaj moje słowo
Świeci się barwą smutku lazurową.
Pieśń moja wzdycha, jak zdrój, co z opoki
Szczelin się sączy w pieczarze głębokiej.
I oto kładę ci na czole bladem
Ametystowy wspomnienia diadem.
Coś, jakby łkanie, ogarnęło łono:
To gdzieś, z dalekiej wieży zadzwoniono...
Wyjdźmy. Świat cały zmierzchem otulony:
Zerwiemy ciszy wiotkie anemony.
Pójdziemy, dwoje pamiętnych wędrowców,
Aż na duchową wyniosłość grobowców.
Tam życia dążą radości i żale,
Jak do wybrzeży morza - wszystkie fale
(Węglem smutku i zgryzoty - XIX)
Świeci się barwą smutku lazurową.
Pieśń moja wzdycha, jak zdrój, co z opoki
Szczelin się sączy w pieczarze głębokiej.
I oto kładę ci na czole bladem
Ametystowy wspomnienia diadem.
Coś, jakby łkanie, ogarnęło łono:
To gdzieś, z dalekiej wieży zadzwoniono...
Wyjdźmy. Świat cały zmierzchem otulony:
Zerwiemy ciszy wiotkie anemony.
Pójdziemy, dwoje pamiętnych wędrowców,
Aż na duchową wyniosłość grobowców.
Tam życia dążą radości i żale,
Jak do wybrzeży morza - wszystkie fale
(Węglem smutku i zgryzoty - XIX)
Korab-Brzozowski Wincenty Poznałem życie ...
Poznałem życie światów i treść świata,
A fazy ducha przeszły przez me życie:
Na stropie czaszki mej, jak na błękicie,
Tysiąc słońc krąży i tysiąc słońc lata.
A oto myśli krzyczą: Krata! krata!
Jedno więzienie wielkie jest to życie...
A oto serce szlocha: Na błękicie
Krew moja płonie, żywiąc serce świata!
A oto mówi dusza, cel wszechświata,
Która poznała wszystkich światów życie:
Jednym celem: w sarkofagach śnicie,
Ponad którymi życia nicość lata...
A fazy ducha przeszły przez me życie:
Na stropie czaszki mej, jak na błękicie,
Tysiąc słońc krąży i tysiąc słońc lata.
A oto myśli krzyczą: Krata! krata!
Jedno więzienie wielkie jest to życie...
A oto serce szlocha: Na błękicie
Krew moja płonie, żywiąc serce świata!
A oto mówi dusza, cel wszechświata,
Która poznała wszystkich światów życie:
Jednym celem: w sarkofagach śnicie,
Ponad którymi życia nicość lata...
Korab-Brzozowski Wincenty A więc lazur na ...
A więc lazur na zawsze zamknął swoje wrota
Dla mych oczu? A chmury ciężkie, głuche, mętne,
Wypijają, powoli, płacze me namiętne?
A żałobą wieczystą jest moja tęsknota
Do gwiazd? A czarne ptaki myśli moje smętne?
I trumna ołowiana sny mego żywota?
A więc na jasne włosy moje, piasku szary,
Padaj, powoli padaj, na znak, żem motłochem!
Na znak, iż przed i za mną jałowe obszary
Wysiłków bezowocnych, zakończonych szlochem!
Na znak, żem trupem dojrzał dla robaków chmary!
Na znak, iż me jestestwo całe - nędznym prochem!
A wy, o moje usta! bądźcie jak więzienie
Na siedem twardych pieczęci milczenia zamknięte,
Aby to wasze słowo, nędzne i przeklęte,
W krtani wiecznie ugrzęzło, iż jest jak skomlenie
Psów rozczołganych w błocie! jak łono pomięte
A ty, o moje duszo! nie trudź się daremnie:
Odleć, jak odlatują cmentarniane ptaki,
W dal, bez kras i białości...Precz już, precz ode mnie!
Zgaśnij, jak gasną zwiędłe w moczarach majaki!
Spadnij w niezmiernej nocy niezgłębione ciemnie
I zgiń! Z dawna nicości tyś nosząca znaki!
(Węglem smutku i zgryzoty XXV)
Dla mych oczu? A chmury ciężkie, głuche, mętne,
Wypijają, powoli, płacze me namiętne?
A żałobą wieczystą jest moja tęsknota
Do gwiazd? A czarne ptaki myśli moje smętne?
I trumna ołowiana sny mego żywota?
A więc na jasne włosy moje, piasku szary,
Padaj, powoli padaj, na znak, żem motłochem!
Na znak, iż przed i za mną jałowe obszary
Wysiłków bezowocnych, zakończonych szlochem!
Na znak, żem trupem dojrzał dla robaków chmary!
Na znak, iż me jestestwo całe - nędznym prochem!
A wy, o moje usta! bądźcie jak więzienie
Na siedem twardych pieczęci milczenia zamknięte,
Aby to wasze słowo, nędzne i przeklęte,
W krtani wiecznie ugrzęzło, iż jest jak skomlenie
Psów rozczołganych w błocie! jak łono pomięte
A ty, o moje duszo! nie trudź się daremnie:
Odleć, jak odlatują cmentarniane ptaki,
W dal, bez kras i białości...Precz już, precz ode mnie!
Zgaśnij, jak gasną zwiędłe w moczarach majaki!
Spadnij w niezmiernej nocy niezgłębione ciemnie
I zgiń! Z dawna nicości tyś nosząca znaki!
(Węglem smutku i zgryzoty XXV)