Zbigniew
Morsztyn
1970-01-01 - 1970-01-01
Morsztyn Zbigniew
Na spółzalotnika
Ja się niewinnie suszę,
Ja ciężkie wzdychania
Wylewać zawsze muszę,
Nędzny, bez przestania.
A podobno nie ułapię
Tego, o co się trapię.
Ja się ciągnę, ja tracę,
A pono do tego
Przyjdzie, że choć przypłacę,
Nie dokażę swego.
I widzę, że ten wszytek
Stąd odnosę pożytek.
Co się zgryzę, sfrasuję,
A wszytko daremnie,
Bo czy tegoż nie czuję,
że polują ze mnie?
Czasem mię nie znają,
A już kochać mają.
Sam sobie dać nie umiem
Rady, lecz inaczej
Już teraz nie rozumiem,
że ktoś drugi raczej
Przypadł z drugiego boku
I tak na pilnym oku
Me chęci, me usługi,
Me szczyre starania,
Którem przez czas długi
czynił bez przestania
I wszytkie moje rzeczy
Miał na swej pilnej pieczy.
Ale ja Ktosia tego,
Choćby mi umierać,
Zsadzę z nadziei jego,
Bo ja chcę zawierać
I krwią moje kochanie,
Choćby i zginąć za nie.
Ja ciężkie wzdychania
Wylewać zawsze muszę,
Nędzny, bez przestania.
A podobno nie ułapię
Tego, o co się trapię.
Ja się ciągnę, ja tracę,
A pono do tego
Przyjdzie, że choć przypłacę,
Nie dokażę swego.
I widzę, że ten wszytek
Stąd odnosę pożytek.
Co się zgryzę, sfrasuję,
A wszytko daremnie,
Bo czy tegoż nie czuję,
że polują ze mnie?
Czasem mię nie znają,
A już kochać mają.
Sam sobie dać nie umiem
Rady, lecz inaczej
Już teraz nie rozumiem,
że ktoś drugi raczej
Przypadł z drugiego boku
I tak na pilnym oku
Me chęci, me usługi,
Me szczyre starania,
Którem przez czas długi
czynił bez przestania
I wszytkie moje rzeczy
Miał na swej pilnej pieczy.
Ale ja Ktosia tego,
Choćby mi umierać,
Zsadzę z nadziei jego,
Bo ja chcę zawierać
I krwią moje kochanie,
Choćby i zginąć za nie.