Wiersze znanych
Sortuj według:
Adamowicz Bogusław Klęska
Konwalie...żółte jaskry...i jak perły duże
Łez...drżące nenufary na wieczornej wodzie...
Jęk szklanych strun fontanny po bladym marmurze
Łkał...Szedłem zbierać kwiaty w marzenia ogrodzie...
żagle wzdęte, jak pióra szybujących ptaków.
Szumiały; w okrąg burza ryczała straszliwa...
Płynąłem ku ojczyźnie pianą grzmiących szlaków,
Chciałem przybić do lądu w złote święto żniwa...
Pracowicie jak karzeł gromadząc tworzywo,
Budowałem świat szczęścia, świetlistszy, niż zorza;
Z gwiazd ubiłem gościńce, tęcz wzorzystość żywą
Przesnułem na kobierce łąk, na świat morza...
Słońca wniwecz rozbito, w gruz zwalono światy,
Błękity sklepień piorun roztrzaskał na dwoje -
Gdzieżeś twórczy aniele, bracie mój skrzydlaty,
Jutrznio słodkich ukochań, gdzie królestwo twoje?!...
Na bladym odwieczerzu widać dym promieni
Gasnących...słychać lament konających blasków...
Przez duszę ciągnie smutek..bije żal w przestrzeni...
Morze z wolna przypływa...łoskot fal..szmer piasków
Łez...drżące nenufary na wieczornej wodzie...
Jęk szklanych strun fontanny po bladym marmurze
Łkał...Szedłem zbierać kwiaty w marzenia ogrodzie...
żagle wzdęte, jak pióra szybujących ptaków.
Szumiały; w okrąg burza ryczała straszliwa...
Płynąłem ku ojczyźnie pianą grzmiących szlaków,
Chciałem przybić do lądu w złote święto żniwa...
Pracowicie jak karzeł gromadząc tworzywo,
Budowałem świat szczęścia, świetlistszy, niż zorza;
Z gwiazd ubiłem gościńce, tęcz wzorzystość żywą
Przesnułem na kobierce łąk, na świat morza...
Słońca wniwecz rozbito, w gruz zwalono światy,
Błękity sklepień piorun roztrzaskał na dwoje -
Gdzieżeś twórczy aniele, bracie mój skrzydlaty,
Jutrznio słodkich ukochań, gdzie królestwo twoje?!...
Na bladym odwieczerzu widać dym promieni
Gasnących...słychać lament konających blasków...
Przez duszę ciągnie smutek..bije żal w przestrzeni...
Morze z wolna przypływa...łoskot fal..szmer piasków
Asnyk Adam Choć pól i łą...
Choć pól i łąk
Odmładzasz krąg,
Roznosząc woń miłosną,
Nie wrócisz mi
Miłości dni,
O czarodziejko, wiosno!
Nie wskrzesisz złud,
Pojących wprzód
Zachwytem serce moje,
Nie dla mnie już
Rumieniec róż
I świeżych uczuć zdroje.
Więc z czasry twej
Dla innych lej
Rozkoszy słodkie miody,
Niech z twoich szat
Rwie cudny kwiat
Kochanków zastęp młody.
Mnie tylko daj
Szumiący gaj
Nad moją głową senną...
I otocz mnie
W głębokim śnie
Miłością dusz promienną.
Odmładzasz krąg,
Roznosząc woń miłosną,
Nie wrócisz mi
Miłości dni,
O czarodziejko, wiosno!
Nie wskrzesisz złud,
Pojących wprzód
Zachwytem serce moje,
Nie dla mnie już
Rumieniec róż
I świeżych uczuć zdroje.
Więc z czasry twej
Dla innych lej
Rozkoszy słodkie miody,
Niech z twoich szat
Rwie cudny kwiat
Kochanków zastęp młody.
Mnie tylko daj
Szumiący gaj
Nad moją głową senną...
I otocz mnie
W głębokim śnie
Miłością dusz promienną.
Asnyk Adam Siwy koniu
Siwy koniu, siwy koniu!
Coś tak zadumany?
Nie wiesz drogi, nie wiesz drogi?
Do mej ukochanej.
Moja miła nas rzuciła,
Nie wyrzekłszy słowa;
Jak nie znajdziesz do niej drogi,
Zginąć nam gotowa.
Siwy koniu, siwy koniu,
Ciężko tobie będzie,
Przegonimy wiatr, co wieje
Nie spoczniemy w pędzie.
Siwy koniu, siwy koniu,
Ciężej sercu memu -
Bo straciło już nadzieję,
Samo nie wie czemu!
Coś tak zadumany?
Nie wiesz drogi, nie wiesz drogi?
Do mej ukochanej.
Moja miła nas rzuciła,
Nie wyrzekłszy słowa;
Jak nie znajdziesz do niej drogi,
Zginąć nam gotowa.
Siwy koniu, siwy koniu,
Ciężko tobie będzie,
Przegonimy wiatr, co wieje
Nie spoczniemy w pędzie.
Siwy koniu, siwy koniu,
Ciężej sercu memu -
Bo straciło już nadzieję,
Samo nie wie czemu!
Asnyk Adam Nad przepaścią
Z przepaści ciemne widmo wstało...
I na urwisku stromem
Wędrowca w drodze zatrzymało
Bezkształtnym swym ogromem.
Przyszło go trwożyć groźną mocą,
Co ludzkie serca gnębi -
Unicestwienia głuchą nocą -
Próżnią bezdennej głębi.
I zasłoniwszy błękit, rzecze:
\"Nic ciebie nie ocali,
Z tego rozdroża, o człowiecze,
Już nie ma wyjścia dalej!
Próżno na przekór twardym losom
Zmierzałeś wciąż do szczytu
I próżno chciałeś kraść niebiosom
Zagadkę swego bytu.
Szalona pycha ciebie zwiodła -
Myślałeś, że bez końca
Będziesz nieść w górę ludzkie godła,
Do prawdy zdążać słońca.
Wiedz, że nie może nikt bezkarnie
W bezdenną ton spozierać...
I musisz wszystkie przejść męczarnie,
I zwątpić... i umierać...
To światło, z którym dumnie kroczysz,
Na to ci tylko służy,
Byś ujrzał przepaść, gdzie się stoczysz
Na końcu swej podróży.
Tym światłem mar uroczych roje
Spłoszyłeś na swej drodze -
Uniosły z sobą szczęście twoje...
A za to ja przy - chodzę.
Na miejsce jasnej ich gromady
Co pierzchła już skrzydlata...
Przybywam jako cień zagłady
I wiecznej nędzy świata...
A człowiek na to: \"Marny cieniu,
Coś postać wziął olbrzyma,
Idę ku swemu przeznaczeniu
I nic mnie nie zatrzyma.
Do góry, naprzód, wciąż przez wieki
Z tym światłem, co mi dano
Muszę w przyszłości kraj daleki
Za jutrznią biec różaną.
Muszę zdobywać krok za krokiem,
Zdążając wiecznie za nią,
Na stromych ścieżkach walczyć z mrokiem
I chwiać się nad otchłanią.
Niejedne widma przychodziły,
By wieść mnie na bezdroże,
Niejeden sen mnie wabił miły
Na kwiatów miękkie łoże.
Spędziłem wszystkie mary piękne,
By prościej iść do celu -
I ciebie teraz się nie zlęknę,
Posępny kusicielu.
I ty ustąpić musisz z drogi -
Zwodnicza twa potęga!
Ponad nicestwa ciemne progi
Duch ludzki wyżej sięga!\"
I na urwisku stromem
Wędrowca w drodze zatrzymało
Bezkształtnym swym ogromem.
Przyszło go trwożyć groźną mocą,
Co ludzkie serca gnębi -
Unicestwienia głuchą nocą -
Próżnią bezdennej głębi.
I zasłoniwszy błękit, rzecze:
\"Nic ciebie nie ocali,
Z tego rozdroża, o człowiecze,
Już nie ma wyjścia dalej!
Próżno na przekór twardym losom
Zmierzałeś wciąż do szczytu
I próżno chciałeś kraść niebiosom
Zagadkę swego bytu.
Szalona pycha ciebie zwiodła -
Myślałeś, że bez końca
Będziesz nieść w górę ludzkie godła,
Do prawdy zdążać słońca.
Wiedz, że nie może nikt bezkarnie
W bezdenną ton spozierać...
I musisz wszystkie przejść męczarnie,
I zwątpić... i umierać...
To światło, z którym dumnie kroczysz,
Na to ci tylko służy,
Byś ujrzał przepaść, gdzie się stoczysz
Na końcu swej podróży.
Tym światłem mar uroczych roje
Spłoszyłeś na swej drodze -
Uniosły z sobą szczęście twoje...
A za to ja przy - chodzę.
Na miejsce jasnej ich gromady
Co pierzchła już skrzydlata...
Przybywam jako cień zagłady
I wiecznej nędzy świata...
A człowiek na to: \"Marny cieniu,
Coś postać wziął olbrzyma,
Idę ku swemu przeznaczeniu
I nic mnie nie zatrzyma.
Do góry, naprzód, wciąż przez wieki
Z tym światłem, co mi dano
Muszę w przyszłości kraj daleki
Za jutrznią biec różaną.
Muszę zdobywać krok za krokiem,
Zdążając wiecznie za nią,
Na stromych ścieżkach walczyć z mrokiem
I chwiać się nad otchłanią.
Niejedne widma przychodziły,
By wieść mnie na bezdroże,
Niejeden sen mnie wabił miły
Na kwiatów miękkie łoże.
Spędziłem wszystkie mary piękne,
By prościej iść do celu -
I ciebie teraz się nie zlęknę,
Posępny kusicielu.
I ty ustąpić musisz z drogi -
Zwodnicza twa potęga!
Ponad nicestwa ciemne progi
Duch ludzki wyżej sięga!\"