Wiersze znanych
Sortuj według:
Goethe Johann Wolfgang Do oddalonej
A więc naprawdę już odeszłaś?
Zniknęłaś, piękna, z moich dni?
Twe każde słowo we mnie mieszka,
Wciąż jeszcze w uszach moich brzmi.
I jak wędrowiec wzrok o świcie
Na próżno w przestwór nieba śle,
Skowronka ujrzeć chcąc w błękicie,
Co z dzwonną pieśnią nad nim mknie:
Tak ja lękliwe oczy wznoszę
Na pola, łąki, borów gąszcz
I każdą pieśnią moją proszę:
O, wróć, kochana, czekam wciąż!
Zniknęłaś, piękna, z moich dni?
Twe każde słowo we mnie mieszka,
Wciąż jeszcze w uszach moich brzmi.
I jak wędrowiec wzrok o świcie
Na próżno w przestwór nieba śle,
Skowronka ujrzeć chcąc w błękicie,
Co z dzwonną pieśnią nad nim mknie:
Tak ja lękliwe oczy wznoszę
Na pola, łąki, borów gąszcz
I każdą pieśnią moją proszę:
O, wróć, kochana, czekam wciąż!
Gałczyński Konstanty Ildefons Satyra na bożą ...
Satyra na bożą krówkę
Konstanty Ildefons Gałczyński
Po cholerę toto żyje?
Trudno powiedzieć, czy ma szyję,
a bez szyi komu się przyda?
Pachnie toto jak dno beczki,
jakieś nóżki, jakieś kropeczki -
ohyda.
Człowiek zajęty niesłychanie,
a toto proszę, lezie po ścianie
i rozprasza uwagę człowieka;
bo człowiek chciałby się skoncentrować,
a ot bożą krówkę obserwować musi,
a czas ucieka.
A secundo, szanowne panie,
jakim prawem w zimie na ścianie?!
Co innego latem, gdy kwitnie ogórek!
Bo latem to co innego:
każdy owad może tentego
i w ogóle.
Więc upraszam entomologów,
czyli badaczy owadzich nogów,
by się na tę sprawę rzucili z szałem.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Po cholerę toto żyje?
Trudno powiedzieć, czy ma szyję,
a bez szyi komu się przyda?
Pachnie toto jak dno beczki,
jakieś nóżki, jakieś kropeczki -
ohyda.
Człowiek zajęty niesłychanie,
a toto proszę, lezie po ścianie
i rozprasza uwagę człowieka;
bo człowiek chciałby się skoncentrować,
a ot bożą krówkę obserwować musi,
a czas ucieka.
A secundo, szanowne panie,
jakim prawem w zimie na ścianie?!
Co innego latem, gdy kwitnie ogórek!
Bo latem to co innego:
każdy owad może tentego
i w ogóle.
Więc upraszam entomologów,
czyli badaczy owadzich nogów,
by się na tę sprawę rzucili z szałem.
Grochowiak Stanisław Listopad
Czeluście tych nocy - podłużne jak wnętrza trąb -
A tu się pali światełko,
A tam się maże światełko,
W czeluściach tych nocy głowa twoja blada jak lampion
Do moich ciemnozłotych rąk
Kładzie się
Miałko.
I drżymy. Dygot -
Wiatru łopot,
Łoskot kanonad,
Chlupot łopat -
Wszystko w czeluściach tej ogromnej trąby,
Którą rozdyma krzyczący listopad.
Więc tamci milczący, wiszący na moście,
I ci, co roznoszą pociski tak płasko,
I ci, zamknięci kluczami jak miasto,
I tamci, rozwarci bagnetem na oścież
Mają nas -
W szczycie widowni
Dwie świece,
Dwie kukły wbite na jeden patyk,
Parę kochanków, co korzysta śpiesznie
Z przyćmionych świateł.
A tu się pali światełko,
A tam się maże światełko,
W czeluściach tych nocy głowa twoja blada jak lampion
Do moich ciemnozłotych rąk
Kładzie się
Miałko.
I drżymy. Dygot -
Wiatru łopot,
Łoskot kanonad,
Chlupot łopat -
Wszystko w czeluściach tej ogromnej trąby,
Którą rozdyma krzyczący listopad.
Więc tamci milczący, wiszący na moście,
I ci, co roznoszą pociski tak płasko,
I ci, zamknięci kluczami jak miasto,
I tamci, rozwarci bagnetem na oścież
Mają nas -
W szczycie widowni
Dwie świece,
Dwie kukły wbite na jeden patyk,
Parę kochanków, co korzysta śpiesznie
Z przyćmionych świateł.
Garczyński Stefan Pierwsze słowo
Znów weszła - nie wiem, co się w duszy mojej działo!
Uśmiech jej był tak słodki, oczy tak łaskawe,
A przecież czułem w sobie niepewność, obawę -
Gdym chciał mówić, oddechu"" na słowo nie stało.
Myślałem, że na świecie odznaczony mało -
Jej tylko służyć mogę za marną zabawę;
I westchnąłem, ukryty przed krzykliwą wrzawę;
To westchnienie, ach! było duszą moja całą.
Ktoś imię moje wyrzekł - i podniosłem oczy,
Jak ów we śnie chodzący wzbudzi się na imię;
Patrzę - już się kołuje tanecznik ochoczy.
Znów ktoś na mnie zawołał - czy na jawie drzymie,
To ona! Rękem porwał - jakiś duch proroczy
Serce i myśl natchnął - i w tańczącym rymie
"Ja cię kocham!" - wyrzekłem...
Uśmiech jej był tak słodki, oczy tak łaskawe,
A przecież czułem w sobie niepewność, obawę -
Gdym chciał mówić, oddechu"" na słowo nie stało.
Myślałem, że na świecie odznaczony mało -
Jej tylko służyć mogę za marną zabawę;
I westchnąłem, ukryty przed krzykliwą wrzawę;
To westchnienie, ach! było duszą moja całą.
Ktoś imię moje wyrzekł - i podniosłem oczy,
Jak ów we śnie chodzący wzbudzi się na imię;
Patrzę - już się kołuje tanecznik ochoczy.
Znów ktoś na mnie zawołał - czy na jawie drzymie,
To ona! Rękem porwał - jakiś duch proroczy
Serce i myśl natchnął - i w tańczącym rymie
"Ja cię kocham!" - wyrzekłem...