Wiersze znanych
Sortuj według:
Górski Konstanty Maria ***
Wiotka i drżąca, ukryta
Na dnie głębokim mórz.
Piękniejsza róża wykwita
Od bladych ziemskich róż.
Rośnie przy ławie koralu,
Gdzie wieczna cisza i cień,
Gdzie ledwo blaskiem opalu
Wschodzący znaczy się dzień.
Wie, że jej nigdy w głębinie
Słońca nie dojrzy wzrok.
Stroi się w tęcze, choć zginie,
Spowita w nocny mrok.
Nie ufa i nie czeka,
Lecz się ku światłu pnie.
Tak miłość w duszy człowieka
Wschodzi na zwątpień dnie.
Na dnie głębokim mórz.
Piękniejsza róża wykwita
Od bladych ziemskich róż.
Rośnie przy ławie koralu,
Gdzie wieczna cisza i cień,
Gdzie ledwo blaskiem opalu
Wschodzący znaczy się dzień.
Wie, że jej nigdy w głębinie
Słońca nie dojrzy wzrok.
Stroi się w tęcze, choć zginie,
Spowita w nocny mrok.
Nie ufa i nie czeka,
Lecz się ku światłu pnie.
Tak miłość w duszy człowieka
Wschodzi na zwątpień dnie.
Górski Konstanty Maria ***
Błądziłem więcej niż cierpiałem,
I bóle za mną w ślad iść muszą;
Spraw niechaj odtąd cierpię ciałem - Nie duszą.
Ukorz mię w dumie najboleśniej,
Każ na barłogu się położyć,
Lecz pozwól duszy mojej, pieśni, Znów ożyć.
Gdybym, na cudzym żebrząc progu,
Miał Tobie bluźnić bezprzytomnie,
Wstań: jak do Joba na barłogu, Mów do mnie!
I bóle za mną w ślad iść muszą;
Spraw niechaj odtąd cierpię ciałem - Nie duszą.
Ukorz mię w dumie najboleśniej,
Każ na barłogu się położyć,
Lecz pozwól duszy mojej, pieśni, Znów ożyć.
Gdybym, na cudzym żebrząc progu,
Miał Tobie bluźnić bezprzytomnie,
Wstań: jak do Joba na barłogu, Mów do mnie!
Górski Konstanty Maria ***
O ciszę modli się żeglarz, o ciszę,
Gdy łódź egejską fala rozkołysze,
A gwiazdy zgasną. Ciszy pragnie, ciszy
Tracki wojownik, gdy krzyk bitew słyszy,
1 Med sajdakiem zbrojny ciszy woła,
Ale jej złotem nikt kupić nie zdoła,
Jeśli życiem sam nie dojdzie do niej.
I chociaż liktor tłum ludzi rozgoni,
To nie odpędzi zgryzoty nikomu.
Gdy lotna troska kręgiem wkoło domu
Pójdzie i nękać go będzie w pobliżu,
Choćby uciekał okrętem ze spiżu,
Choćby z druhami uszedł w cwale koni,
Chyżej od wschodnich wiatrów troska goni.
Czemu się rzucać w pragnienia i smutki
I żądać wiele, kiedy żywot krótki -
Kto w innej ziemi, albo w obcym niebie
Szuka odmiany - uniknież on siebie?
Ten tylko szczęsny, kto się dobrą chwilką
Cieszy i wita złe uśmiechem tylko.
Gdy łódź egejską fala rozkołysze,
A gwiazdy zgasną. Ciszy pragnie, ciszy
Tracki wojownik, gdy krzyk bitew słyszy,
1 Med sajdakiem zbrojny ciszy woła,
Ale jej złotem nikt kupić nie zdoła,
Jeśli życiem sam nie dojdzie do niej.
I chociaż liktor tłum ludzi rozgoni,
To nie odpędzi zgryzoty nikomu.
Gdy lotna troska kręgiem wkoło domu
Pójdzie i nękać go będzie w pobliżu,
Choćby uciekał okrętem ze spiżu,
Choćby z druhami uszedł w cwale koni,
Chyżej od wschodnich wiatrów troska goni.
Czemu się rzucać w pragnienia i smutki
I żądać wiele, kiedy żywot krótki -
Kto w innej ziemi, albo w obcym niebie
Szuka odmiany - uniknież on siebie?
Ten tylko szczęsny, kto się dobrą chwilką
Cieszy i wita złe uśmiechem tylko.
Górski Konstanty Maria ***
Już mnie nie kochasz, jakeś mnie kochała.
I kiedy wołasz, w głosie twoim słyszę,
Jakby pustyni głuchą dal i ciszę...
I gdy miłosne powtarzasz mi słowa,
Wtórzy im jakiś dźwięk, jak pieśń grobowa.
Więc mi już żegnaj, bo nie mogę więcej
Cierpieć - a kochać nie umiem goręcej...
Wreszcie od bólów i żalów przecieka
Danaid wieczna urna, pierś człowieka.
Cóześmy winni, żeśmy tak niestrojni,
Zawsze spragnieni, zawsze niespokojni?
Cóżem ja winien, że gdy ci się śniło
O szczęściu wiecznym aż gdzieś za mogiłą,
Jam nie mógł pojąć i kochał inaczej,
W żalu i w bólu, w szale i rozpaczy -
Cóżeś ty winna, żeś jest taka czysta,
Choć litosnymi łzami promienista?
Cóżem ja winien, że pieśni, co wiszą
Ponad gwiazd białych niezmąconą ciszą,
Ja nie pochwycę, że ich nie przestroję
Na struny lutni, drżące struny moje?
Cóżem ja winien, że błyskawic snopy
Błękitnych tobie nie padły pod stopy?
Przebacz, zapomnij. Ja miłość dla ciebie
Pod kielichami białych lilij grzebię.
Boś ty mi była wśród obcego świata
Gwiazdą, do której wieczorna pieśń wzlata,
I wszystkie swoje bolę i tęsknoty
Tej siostrze w niebie opowiada złotej.
Boś ty mi dała w długich dniach boleści
Współczucie duszy miękkiej i niewieściej -
Aż potępieńcza znudziła cię praca
Rozpraszać troskę, która wiecznie wraca.
I kiedy wołasz, w głosie twoim słyszę,
Jakby pustyni głuchą dal i ciszę...
I gdy miłosne powtarzasz mi słowa,
Wtórzy im jakiś dźwięk, jak pieśń grobowa.
Więc mi już żegnaj, bo nie mogę więcej
Cierpieć - a kochać nie umiem goręcej...
Wreszcie od bólów i żalów przecieka
Danaid wieczna urna, pierś człowieka.
Cóześmy winni, żeśmy tak niestrojni,
Zawsze spragnieni, zawsze niespokojni?
Cóżem ja winien, że gdy ci się śniło
O szczęściu wiecznym aż gdzieś za mogiłą,
Jam nie mógł pojąć i kochał inaczej,
W żalu i w bólu, w szale i rozpaczy -
Cóżeś ty winna, żeś jest taka czysta,
Choć litosnymi łzami promienista?
Cóżem ja winien, że pieśni, co wiszą
Ponad gwiazd białych niezmąconą ciszą,
Ja nie pochwycę, że ich nie przestroję
Na struny lutni, drżące struny moje?
Cóżem ja winien, że błyskawic snopy
Błękitnych tobie nie padły pod stopy?
Przebacz, zapomnij. Ja miłość dla ciebie
Pod kielichami białych lilij grzebię.
Boś ty mi była wśród obcego świata
Gwiazdą, do której wieczorna pieśń wzlata,
I wszystkie swoje bolę i tęsknoty
Tej siostrze w niebie opowiada złotej.
Boś ty mi dała w długich dniach boleści
Współczucie duszy miękkiej i niewieściej -
Aż potępieńcza znudziła cię praca
Rozpraszać troskę, która wiecznie wraca.