Wiersze znanych
Sortuj według:
Iłłakowiczówna Kazimiera Nowe
Złoty i pawi poblask,
nie umiejący słów;
rzeka zielona i modra;
jaskółki - znów;
daleko to, co swojskie i nasze,
Bug i Wisła...
Kwiecie żółte stadem się pasie
na rumowiskach.
Ile trzeba było rozbitych,
wypalonych gniazd,
żeby nasz tłum różnolity
tu się pasł!
Oczy mamy błędne i obce,
palce - niepewne,
nierytmicznie w tych palcach dygoce
czas niepotrzebny.
nie umiejący słów;
rzeka zielona i modra;
jaskółki - znów;
daleko to, co swojskie i nasze,
Bug i Wisła...
Kwiecie żółte stadem się pasie
na rumowiskach.
Ile trzeba było rozbitych,
wypalonych gniazd,
żeby nasz tłum różnolity
tu się pasł!
Oczy mamy błędne i obce,
palce - niepewne,
nierytmicznie w tych palcach dygoce
czas niepotrzebny.
Iłłakowiczówna Kazimiera Oczekiwanie
Jesteśmy cisi oboje
jak dwa gołębie przed burzą...
Tęsknoty i niepokoje
w dali się chmurzą.
Boję się jutra! Pogoda
nad nami lekko oddycha,
na niebie jutrzenka młoda
stoi tak cicha...
Daleko, pod barwną tęczą,
znak niewiadomy nikomu...
Może za chwilę zadźwięczą
pomruki gromu?!...
jesteśmy senni i cisi
jak piasek wichrom powolny.
Wysoko grom losu wisi,
runąć niezdolny.
jak dwa gołębie przed burzą...
Tęsknoty i niepokoje
w dali się chmurzą.
Boję się jutra! Pogoda
nad nami lekko oddycha,
na niebie jutrzenka młoda
stoi tak cicha...
Daleko, pod barwną tęczą,
znak niewiadomy nikomu...
Może za chwilę zadźwięczą
pomruki gromu?!...
jesteśmy senni i cisi
jak piasek wichrom powolny.
Wysoko grom losu wisi,
runąć niezdolny.
Iłłakowiczówna Kazimiera Zła wróżba
Szłam ścieżką wieczór przez łany
dojrzałych zbóż,
znalazłam wianek zdeptany
czerwonych róż.
I odtąd we śnie wciąż chodzę
drożyną tą
i widzę róże na drodze
zbroczone krwią.
dojrzałych zbóż,
znalazłam wianek zdeptany
czerwonych róż.
I odtąd we śnie wciąż chodzę
drożyną tą
i widzę róże na drodze
zbroczone krwią.
Iłłakowiczówna Kazimiera Opuszczenie
Miłość naszą doczesną,
śmiertelną, krótkotrwała,
Bóg wyniósł mocą swoją
i dał jej w wieczności ciało;
w czasie była jak motyl,
w bezkresie jest wyraźną muzyką,
przez której kryształ przeczysty
boża słoneczność przenika.
Lecz myśmy - jak puste muszle,
opuszczone łuski owadu,
siwa nicość naigrawa się z nas
i piaskiem na serca nam pada.
śmiertelną, krótkotrwała,
Bóg wyniósł mocą swoją
i dał jej w wieczności ciało;
w czasie była jak motyl,
w bezkresie jest wyraźną muzyką,
przez której kryształ przeczysty
boża słoneczność przenika.
Lecz myśmy - jak puste muszle,
opuszczone łuski owadu,
siwa nicość naigrawa się z nas
i piaskiem na serca nam pada.