Wiersze znanych
Sortuj według:
Leśmian Bolesław Samotność
Wiatr wie jak trzeba nacichać...
Za oknem - mrok się kołysze.
Nie widać świata, nie słychać,
Lecz ja coś widzę i słyszę...
Ktoś z płaczem ku mnie z dna losu
Bezradną wyciąga rękę!
Nie znam obcego mi głosu,
Ale znam dobrze tę mękę!
Zaklina, błaga i woła,
Więc w mrok wybiegam na drogę
I nic nie widząc dokoła,
Zrozumieć siebie nie mogę!
W brzozie mgła sępi się wiotka.
Sen pusty!... Wracam do domu...
Nie! Nikt się z nikim nie spotka!
Nikt nie pomoże nikomu!
Za oknem - mrok się kołysze.
Nie widać świata, nie słychać,
Lecz ja coś widzę i słyszę...
Ktoś z płaczem ku mnie z dna losu
Bezradną wyciąga rękę!
Nie znam obcego mi głosu,
Ale znam dobrze tę mękę!
Zaklina, błaga i woła,
Więc w mrok wybiegam na drogę
I nic nie widząc dokoła,
Zrozumieć siebie nie mogę!
W brzozie mgła sępi się wiotka.
Sen pusty!... Wracam do domu...
Nie! Nikt się z nikim nie spotka!
Nikt nie pomoże nikomu!
Leśmian Bolesław Gad
Szła z mlekiem w piersi w zielony sad,
Aż ją w olszynie zaskoczył gad.
Skrętami dławił, ująwszy wpół,
Od stóp do głowy pieścił i truł
Uczył się wspólnym namdlewać snem
Pierś głaskać w dłonie porwanym łbem,
I od rozkoszy, trwalszej nad zgon,
Syczeć i wić się i drgać, jak on.
Już me zwyczaje miłosne znasz,
Zwól, że przybiorę królewską twarz.
Skarby dam tobie z podmorskich den,
Zacznie się jawa - skończy się sen!
Nie zrzucaj łuski, nie zmieniaj lic!
Nic mi nie trzeba i nie brak nic.
Lubię, gdy żądłem równasz mi brwi
I z wargi nadmiar wysysasz krwi,
I gdy się wijesz wzdłuż moich nóg,
Łbem uderzając o łoża próg.
Piersi ci chylę, jak z mlekiem dzban!
Nie żądam skarbów, nie pragnę zmian,
Słodka mi śliny wężowej treść-
Bądź nadal gadem i truj i pieść!
Aż ją w olszynie zaskoczył gad.
Skrętami dławił, ująwszy wpół,
Od stóp do głowy pieścił i truł
Uczył się wspólnym namdlewać snem
Pierś głaskać w dłonie porwanym łbem,
I od rozkoszy, trwalszej nad zgon,
Syczeć i wić się i drgać, jak on.
Już me zwyczaje miłosne znasz,
Zwól, że przybiorę królewską twarz.
Skarby dam tobie z podmorskich den,
Zacznie się jawa - skończy się sen!
Nie zrzucaj łuski, nie zmieniaj lic!
Nic mi nie trzeba i nie brak nic.
Lubię, gdy żądłem równasz mi brwi
I z wargi nadmiar wysysasz krwi,
I gdy się wijesz wzdłuż moich nóg,
Łbem uderzając o łoża próg.
Piersi ci chylę, jak z mlekiem dzban!
Nie żądam skarbów, nie pragnę zmian,
Słodka mi śliny wężowej treść-
Bądź nadal gadem i truj i pieść!
Leśmian Bolesław Odjazd
Gdym odjeżdżał na zawsze znajomym gościńcem,
Patrzyły na mnie bratków wielkie, złote oczy,
Podkute szafirowym dookoła sińcem.
Był klomb i rój motyli i błękit przezroczy,
I rdzawienie się w słońcu dojrzałej rezedy.
A gdy byłem już w drodze, sam nie wiedząc kiedy
I czemu - przypomniałem te oczy, przyziemnie
Śledzące mą zadumę i wpatrzone we mnie
Tym wszystkim, czym się można wpatrzeć w świat i dalej.
Co widziały te oczy, nim w tysiącu alej
Zginąłem, jedną chatę rzucając za sobą?
I czemu z szafirową zawczasu żałobą
Patrzyły w ten mój odjazd poprzez zieleń rdzawą
Rezedy, co pachniała, przytłumiona trawą?
I dlaczego te oczy były coraz łzawsze?
Czy nie wolno nic nigdy porzucać na zawsze
I zostawiać samopas kędyś - na uboczu?
Czy nie wolno odjeżdżać znajomym gościńcem
I oddalać się zbytnio od tych złotych oczu,
Podkutych dookoła szafirowym sińcem?
Patrzyły na mnie bratków wielkie, złote oczy,
Podkute szafirowym dookoła sińcem.
Był klomb i rój motyli i błękit przezroczy,
I rdzawienie się w słońcu dojrzałej rezedy.
A gdy byłem już w drodze, sam nie wiedząc kiedy
I czemu - przypomniałem te oczy, przyziemnie
Śledzące mą zadumę i wpatrzone we mnie
Tym wszystkim, czym się można wpatrzeć w świat i dalej.
Co widziały te oczy, nim w tysiącu alej
Zginąłem, jedną chatę rzucając za sobą?
I czemu z szafirową zawczasu żałobą
Patrzyły w ten mój odjazd poprzez zieleń rdzawą
Rezedy, co pachniała, przytłumiona trawą?
I dlaczego te oczy były coraz łzawsze?
Czy nie wolno nic nigdy porzucać na zawsze
I zostawiać samopas kędyś - na uboczu?
Czy nie wolno odjeżdżać znajomym gościńcem
I oddalać się zbytnio od tych złotych oczu,
Podkutych dookoła szafirowym sińcem?
Leśmian Bolesław Jam - nie Osjan! ...
Jam - nie Osjan! W zmyślonej postaci ukryciu
Bezpiecznie śpiewam moją ze światem niezgodę!
Tarczą złudy obronny - zyskałem swobodę,
Której on by zapragnął, gdyby tkwił w tym życiu.
Za niego dźwigam brzemię należnej mi sławy
I za niego o przyszłość mych pieśni się trwożę -
żyję tak, jakbym tego życia był ciekawy -
Ginę, jak on by ginął, choć zginąć nie może!
Ten go uczci, co będzie na moim pogrzebie,
Gdy moja mgła się z niego spokrewni tumanem.
Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie -
Dla innych chciałbym zawsze być tylko Osjanem.
Tak rzekł śpiewak, lecz własnym smutkom nie podołał,
I nagle: Boże, Boże! - do Boga zawołał.
Jam - nie Bóg! Twarzy mojej spragniony zatraty,
Maskę Boga przywdziałem - zdradziecko pokrewną,
I za Niego stworzyłem bezrozumne światy,
Tak, jak On by je stworzył... Na pewno! Na pewno!
Za niego w mrok się wdarłem, by trwać w obłąkaniu,
Tak jak On by to czynił, gdyby chciał się wdzierać!
Za Niego mrę na krzyżu, w bolesnym przebraniu
Tak właśnie, jak On marłby, gdyby mógł umierać!
Za Niego, jakby rozpacz gnała Go po niebie,
Płacząc - w próżnię uchodzę, by marnieć - odłogiem!
Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie!
Dla was, co się modlicie, jestem tylko - Bogiem.
Bezpiecznie śpiewam moją ze światem niezgodę!
Tarczą złudy obronny - zyskałem swobodę,
Której on by zapragnął, gdyby tkwił w tym życiu.
Za niego dźwigam brzemię należnej mi sławy
I za niego o przyszłość mych pieśni się trwożę -
żyję tak, jakbym tego życia był ciekawy -
Ginę, jak on by ginął, choć zginąć nie może!
Ten go uczci, co będzie na moim pogrzebie,
Gdy moja mgła się z niego spokrewni tumanem.
Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie -
Dla innych chciałbym zawsze być tylko Osjanem.
Tak rzekł śpiewak, lecz własnym smutkom nie podołał,
I nagle: Boże, Boże! - do Boga zawołał.
Jam - nie Bóg! Twarzy mojej spragniony zatraty,
Maskę Boga przywdziałem - zdradziecko pokrewną,
I za Niego stworzyłem bezrozumne światy,
Tak, jak On by je stworzył... Na pewno! Na pewno!
Za niego w mrok się wdarłem, by trwać w obłąkaniu,
Tak jak On by to czynił, gdyby chciał się wdzierać!
Za Niego mrę na krzyżu, w bolesnym przebraniu
Tak właśnie, jak On marłby, gdyby mógł umierać!
Za Niego, jakby rozpacz gnała Go po niebie,
Płacząc - w próżnię uchodzę, by marnieć - odłogiem!
Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie!
Dla was, co się modlicie, jestem tylko - Bogiem.