Wiersze znanych
Sortuj według:
Zimorowic Szymon Pieśń Majoranny
Jużem z pieluch wyrosła i lat panieńskich doszła,
Już mam z potrzebę wzrostu i urody po zrostu -
A nie wiem przecie, kto mię na świecie
Przyjmie w małżeńskie stadło.
Umiem potrefić włosy i warkocz zapleść w kosy,
Kłaniam się barzo snadno i tańcuję układno -
A cóż po temu, kiedy żadnemu
W serce się nie wkradło!
Mam pogotowiu wiano, posag mi zawiązano,
Obiecali wesele sprawić mi przyjaciele,
Ale to fraszka, gdy młodzieniaszka
Nie mam, dziewka stroskana!
Bowiem niczym są szaty, także posag bogaty,
Lada co obyczaje, kiedy mi nie dostaje
Ukochanego, obiecanego
Przyjaciela i pana.
Już mam z potrzebę wzrostu i urody po zrostu -
A nie wiem przecie, kto mię na świecie
Przyjmie w małżeńskie stadło.
Umiem potrefić włosy i warkocz zapleść w kosy,
Kłaniam się barzo snadno i tańcuję układno -
A cóż po temu, kiedy żadnemu
W serce się nie wkradło!
Mam pogotowiu wiano, posag mi zawiązano,
Obiecali wesele sprawić mi przyjaciele,
Ale to fraszka, gdy młodzieniaszka
Nie mam, dziewka stroskana!
Bowiem niczym są szaty, także posag bogaty,
Lada co obyczaje, kiedy mi nie dostaje
Ukochanego, obiecanego
Przyjaciela i pana.
Zagajewski Adam Brama
B. T.
Czy kochasz słowa tak jak nieśmiały czarodziej kocha chwilę ciszy -
już po występie, kiedy jest sam w pustej szatni, w której
płonie smolistym, tłustym płomieniem żółta świeca?
Jaka miłość dozwoli ci pchnąć ciężką bramę, tak żebyś znowu
poczuł zapach tego drewna i rdzawy smak wody z archaicznej studni,
i żebyś raz jeszcze ujrzał wysoką gruszę, dumną matronę, która w jesieni
arystokratycznie oddawała nam swe doskonałe w kształcie owoce,
poczym niemo pogrążała się w rozpatrywaniu nieszczęść zimy.
Tuż obok dymił obojętny komin fabryki i milczało brzydkie miasto,
ale w ogrodach głęboko pod cegłami pracowała niestrudzona ziemia,
nasza czarna pamięć
i przepastna spiżarnia umarłych, dobra ziemia.
Jakiej odwagi trzeba, żeby pchnąć ciężką bramę,
jakiej odwagi, żeby zobaczyć was wszystkich znowu
zebranych w jednym pokoju pod gotycką lampą -
mama nieuważnie czyta gazetę, ćmy uderzają o szybę,
nic się nie dzieje, nic, zaledwie wieczór, modlitwa; czekamy...
Tylko raz żyliśmy.
Czy kochasz słowa tak jak nieśmiały czarodziej kocha chwilę ciszy -
już po występie, kiedy jest sam w pustej szatni, w której
płonie smolistym, tłustym płomieniem żółta świeca?
Jaka miłość dozwoli ci pchnąć ciężką bramę, tak żebyś znowu
poczuł zapach tego drewna i rdzawy smak wody z archaicznej studni,
i żebyś raz jeszcze ujrzał wysoką gruszę, dumną matronę, która w jesieni
arystokratycznie oddawała nam swe doskonałe w kształcie owoce,
poczym niemo pogrążała się w rozpatrywaniu nieszczęść zimy.
Tuż obok dymił obojętny komin fabryki i milczało brzydkie miasto,
ale w ogrodach głęboko pod cegłami pracowała niestrudzona ziemia,
nasza czarna pamięć
i przepastna spiżarnia umarłych, dobra ziemia.
Jakiej odwagi trzeba, żeby pchnąć ciężką bramę,
jakiej odwagi, żeby zobaczyć was wszystkich znowu
zebranych w jednym pokoju pod gotycką lampą -
mama nieuważnie czyta gazetę, ćmy uderzają o szybę,
nic się nie dzieje, nic, zaledwie wieczór, modlitwa; czekamy...
Tylko raz żyliśmy.
Zawistowska Kazimiera Królestwo moje
Królestwo moje nie na tej ziemi,
Fale je skryły grzywami piennemi,
Ląd mój słoneczny, jasny, pogodny
Nurt oceanu zatopił wodny.
Lecz z mego lądu w mroków godzinie
Stłumiona gędźba stu dzwonów płynie.
Lecz z mego lądu przez fal obręcze
terają mi pieśni i świecą tęcze.
Bo na mym lądzie skarby bezcenne,
Koronne złota i berła lenne.
Bo po mym lądzie chodź? tęsknoty
I do mej duszy klucz dzierżą złoty.
I kiedy słabną jej skrzydła znojne,
Władcze jej kładą szaty dostojne
I jasnowidzeń dają źrenice,
By, w swe królewskie patrząc dzielnice,
żyła tęsknoty porywem wiecznym
Za utraconym lądem słonecznym.
Fale je skryły grzywami piennemi,
Ląd mój słoneczny, jasny, pogodny
Nurt oceanu zatopił wodny.
Lecz z mego lądu w mroków godzinie
Stłumiona gędźba stu dzwonów płynie.
Lecz z mego lądu przez fal obręcze
terają mi pieśni i świecą tęcze.
Bo na mym lądzie skarby bezcenne,
Koronne złota i berła lenne.
Bo po mym lądzie chodź? tęsknoty
I do mej duszy klucz dzierżą złoty.
I kiedy słabną jej skrzydła znojne,
Władcze jej kładą szaty dostojne
I jasnowidzeń dają źrenice,
By, w swe królewskie patrząc dzielnice,
żyła tęsknoty porywem wiecznym
Za utraconym lądem słonecznym.
Zawistowska Kazimiera Epitafium III
O maków purpurowych, kraśnych maków kwiecie?
O usta całowane - drogie usta twoje!
Złote życia na oścież rozwarte podwoje,
Słońce! Słońce! W upalnym rozgorzałym lecie!
Słońce! Słońce! I maków purpurowych kwiecie!
Pszennych łanów poszumy, pszczół grające roje!
I usta całowane, drogie usta twoje,
I w lipowych alejach kwietniane zamiecie!
Harfo wspomnień! Twe struny z rdzy krwawych korali
Dłoń moja dziś otrząsa, ogrzewa, rozzłaca,
Lecz melodia ta dawna, słoneczna nie wraca,
Tylko motyw tęsknoty snuje się i żali...
A ścichłe, obumarłe jak cmentarni stróże
Więdną maki w królewskiej zszarpanej purpurze.
O usta całowane - drogie usta twoje!
Złote życia na oścież rozwarte podwoje,
Słońce! Słońce! W upalnym rozgorzałym lecie!
Słońce! Słońce! I maków purpurowych kwiecie!
Pszennych łanów poszumy, pszczół grające roje!
I usta całowane, drogie usta twoje,
I w lipowych alejach kwietniane zamiecie!
Harfo wspomnień! Twe struny z rdzy krwawych korali
Dłoń moja dziś otrząsa, ogrzewa, rozzłaca,
Lecz melodia ta dawna, słoneczna nie wraca,
Tylko motyw tęsknoty snuje się i żali...
A ścichłe, obumarłe jak cmentarni stróże
Więdną maki w królewskiej zszarpanej purpurze.