Wiersze znanych
Sortuj według:
Zagajewski Adam Wczesne godziny
Wczesne godziny przedpołudnia; jeszcze nie piszesz
(nie próbujesz pisać, raczej), tylko leniwie czytasz.
Wszystko jest nieruchome, spokojne, pełne, tak
jakby to był prezent ofiarowany przez muzę powolności,
jak dawniej, w dzieciństwie, na wakacjach
, kiedy długo
studiowało się kolorowa mapę przed wycieczką, mapę,
która obiecywała tak wiele, głębokie stawy w lesie
jak świecące oczy motyli, górskie łąki tonące w ostrej trawie;
albo moment przed zaśnięciem, kiedy jeszcze nie ma snów,
ale już wyczuwa się ich nadchodzenie z różnych stron świata,
ich marsz, pielgrzymkę, ich czuwanie przy łożu chorego
(chorego na jawę), i ożywienie wśród średniowiecznych figur
skurczonych w wiecznym bezruchu nad katedrą;
wczesne godziny przedpołudnia, cisza
- jeszcze nie piszesz,
jeszcze rozumiesz tak wiele.
Zbliża się radość.
(nie próbujesz pisać, raczej), tylko leniwie czytasz.
Wszystko jest nieruchome, spokojne, pełne, tak
jakby to był prezent ofiarowany przez muzę powolności,
jak dawniej, w dzieciństwie, na wakacjach
, kiedy długo
studiowało się kolorowa mapę przed wycieczką, mapę,
która obiecywała tak wiele, głębokie stawy w lesie
jak świecące oczy motyli, górskie łąki tonące w ostrej trawie;
albo moment przed zaśnięciem, kiedy jeszcze nie ma snów,
ale już wyczuwa się ich nadchodzenie z różnych stron świata,
ich marsz, pielgrzymkę, ich czuwanie przy łożu chorego
(chorego na jawę), i ożywienie wśród średniowiecznych figur
skurczonych w wiecznym bezruchu nad katedrą;
wczesne godziny przedpołudnia, cisza
- jeszcze nie piszesz,
jeszcze rozumiesz tak wiele.
Zbliża się radość.
Zawistowska Kazimiera Próżno wołasz....
Próżno wołasz... za nami upiorna gromada
Widm i cieni się wlecze, dusze nam targa
Ta zastygła w powietrzu, żałośliwa skarga,
Co gdzieś trumien otwartych ikrawędzie obsiada
Próżno wołasz... zajęła już Ananke blada
Nasze miejsca przy uciech biesiadniczym stole -
Więc wszystkie moje kwiaty zemrą na Twym ci
Jak mrze mrokiem zgaszona światłości kaskada.
I na wieki rozdziela nas Ananke blada...
Czyś słyszał strun porwanych ścichłe nagle głos
Czyś widział w proch strącone tęczowe motyle?
Ach - ja Ciebie pragnęłam, jako pragną rosy
Mrące kwiaty, zdeptane w gościńcowym pyle!...
A jednak rozdzieliła nas Ananke blada...
Widm i cieni się wlecze, dusze nam targa
Ta zastygła w powietrzu, żałośliwa skarga,
Co gdzieś trumien otwartych ikrawędzie obsiada
Próżno wołasz... zajęła już Ananke blada
Nasze miejsca przy uciech biesiadniczym stole -
Więc wszystkie moje kwiaty zemrą na Twym ci
Jak mrze mrokiem zgaszona światłości kaskada.
I na wieki rozdziela nas Ananke blada...
Czyś słyszał strun porwanych ścichłe nagle głos
Czyś widział w proch strącone tęczowe motyle?
Ach - ja Ciebie pragnęłam, jako pragną rosy
Mrące kwiaty, zdeptane w gościńcowym pyle!...
A jednak rozdzieliła nas Ananke blada...
Zawistowska Kazimiera Fragment
Nagą, choć w kwiatów i klejnotów dumie
Jesteś Ty, Duszo!... Przechodniom Cię daję -
Przechodniom daję, Duszo!... Mów Ty w tłumie
O Twej Miłości - o tym świętym tumie
Twojego bólu!... Mów, Duszo - niech liczą
Każdą z łez Twoich nabrzmiałych goryczą...
Jesteś Ty, Duszo!... Przechodniom Cię daję -
Przechodniom daję, Duszo!... Mów Ty w tłumie
O Twej Miłości - o tym świętym tumie
Twojego bólu!... Mów, Duszo - niech liczą
Każdą z łez Twoich nabrzmiałych goryczą...
Zawistowska Kazimiera Panagia
Naiwną ręką mistrza przed laty
W ołtarz cerkiewny sztywnie wtłoczona -
Młode jej skronie gniecie korona,
Młodą pierś gniotą dostojne szaty.
Gdyby z tła złoceń zdjąć Świętą Maty,
To by w skrach słońca szła ozłocona
I jak wieśniaczka z synkiem u łona
Przędłaby kądziel u progu chaty.
A mgieł przędziwa znad modrej strugi
W zwój by się pasem rozsnuły długi,
I wszystkie świtu - zorzy uśmiechy
Do jej by cichej przybiegły strzechy,
Aby rozsypać puchy lipowe
Na bezkoronną przędącej głowę.
W ołtarz cerkiewny sztywnie wtłoczona -
Młode jej skronie gniecie korona,
Młodą pierś gniotą dostojne szaty.
Gdyby z tła złoceń zdjąć Świętą Maty,
To by w skrach słońca szła ozłocona
I jak wieśniaczka z synkiem u łona
Przędłaby kądziel u progu chaty.
A mgieł przędziwa znad modrej strugi
W zwój by się pasem rozsnuły długi,
I wszystkie świtu - zorzy uśmiechy
Do jej by cichej przybiegły strzechy,
Aby rozsypać puchy lipowe
Na bezkoronną przędącej głowę.