
Paul
Verlaine
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Verlaine Paul NA TRAWIE
- Księrzulku, bredzisz ! - A ty, hrabio,
Wspak obwiązałeś szyję kryzą.
- Te wina całkiem mię osłabią.
- Jak mnie twój karczek, o markizo.
Do, mi, sol, fa... - Kochać się trzeba...
- Księżulku, poprawże sutanę!
- Niech skonam, Pani, jeśli z nieba
Gwiazdki dla ciebie nie dostanę.
- Chciałabym być maleńką psiną.
- Całujmy wszystkie po kolei
Pastuszki nasze. - Pieśń i wino!
- Witaj, miesiączku w gwiazd alei!
Wspak obwiązałeś szyję kryzą.
- Te wina całkiem mię osłabią.
- Jak mnie twój karczek, o markizo.
Do, mi, sol, fa... - Kochać się trzeba...
- Księżulku, poprawże sutanę!
- Niech skonam, Pani, jeśli z nieba
Gwiazdki dla ciebie nie dostanę.
- Chciałabym być maleńką psiną.
- Całujmy wszystkie po kolei
Pastuszki nasze. - Pieśń i wino!
- Witaj, miesiączku w gwiazd alei!
Verlaine Paul NEVER MORE [1886]
Wspomnienie! o wspomnienie! co tobie? W przestrzeni
Pławili się drozdowie, śpiewacy jesieni,
A słońce rozlewało jaśń bladych promieni
Na gaj, co złotem liści pod wiatrem się mieni.
Byliśmy sami - dwoje - i szli w cichym śnie...
Włos i myśli wiatr lotny zwiewał jej i mnie.
Nagle, zwracając ku mnie gwiazdy oczu dwie,
Rzekła: "Powiedz mi twoje najpiękniejsze dnie!"
A głos jej brzmiał anielskich pieśni srebrnym echem,
Więc dałem jej odpowiedź przyćmionym uśmiechem
I nabożniem całował cudną, białą dłoń...
- O, któż zdoła wyrazić pierwszych kwiatów woń,
I ten słodki szmer, pełen obietnic i skarg,
Pierwszego: "tak", gdy spływa z ukochanych warg.
Pławili się drozdowie, śpiewacy jesieni,
A słońce rozlewało jaśń bladych promieni
Na gaj, co złotem liści pod wiatrem się mieni.
Byliśmy sami - dwoje - i szli w cichym śnie...
Włos i myśli wiatr lotny zwiewał jej i mnie.
Nagle, zwracając ku mnie gwiazdy oczu dwie,
Rzekła: "Powiedz mi twoje najpiękniejsze dnie!"
A głos jej brzmiał anielskich pieśni srebrnym echem,
Więc dałem jej odpowiedź przyćmionym uśmiechem
I nabożniem całował cudną, białą dłoń...
- O, któż zdoła wyrazić pierwszych kwiatów woń,
I ten słodki szmer, pełen obietnic i skarg,
Pierwszego: "tak", gdy spływa z ukochanych warg.
Verlaine Paul NIEMOC
Jam Cesarstwo u schyłku wielkiego konania,
Które, patrząc, jak idą Barbarzyńce białe,
Układa akrostychy wytworne, niedbałe,
Stylem złotym, gdzie niemoc sennych słońc się słania.
Duszy, samiutkiej, mdło aż, w nudzie, co ochłania.
Skądciś tam wieści niosą walk olbrzymich chwałę.
O, nie móc, przez tę słabość, przez żądze tak małe,
O, nie chcieć zaznać nieco tego falowania!
O, nie chcieć, o i nie móc umrzeć chociaż nieco!
Wszystko wypite!Ty tam, nie śmiej się z mych żali !
Wszystko, wszystko wypite! zjedzone! - Cóż dalej?
Tylko garść słabych wierszy, co ot w ogień lecą,
Tylko niewolnik nicpoń, co nie dba o pana,
Tylko ból jakiejś troski, co żre pierś, nieznana.
Które, patrząc, jak idą Barbarzyńce białe,
Układa akrostychy wytworne, niedbałe,
Stylem złotym, gdzie niemoc sennych słońc się słania.
Duszy, samiutkiej, mdło aż, w nudzie, co ochłania.
Skądciś tam wieści niosą walk olbrzymich chwałę.
O, nie móc, przez tę słabość, przez żądze tak małe,
O, nie chcieć zaznać nieco tego falowania!
O, nie chcieć, o i nie móc umrzeć chociaż nieco!
Wszystko wypite!Ty tam, nie śmiej się z mych żali !
Wszystko, wszystko wypite! zjedzone! - Cóż dalej?
Tylko garść słabych wierszy, co ot w ogień lecą,
Tylko niewolnik nicpoń, co nie dba o pana,
Tylko ból jakiejś troski, co żre pierś, nieznana.
Verlaine Paul PEŁNIA MIESIÄ...
Twa dusza jest jak jakiś park szczególny,
Gdzie błądzą maskii pajace grzeczne,
Przy lutni dźwięku wiodąc tan okólny
Smutne - pomimo szatki niedorzeczne.
Miłość zwycięską i dni życia jasne
Sławi piosenka ich, srebrzyście brzmiąca.
Ale nie wierzą, zda się, w szczęście własne;
Śpiew ich się miesza ze światłem miesiąca,
Z blaskiem, co smutno Iśni, piękny i szklanny.
W którym śni drzewo i ptak czarnopióry
I łkają dreszczem zachwytu fontanny,
Smukłe fontanny, dżdżące na marmury.