Wiersze znanych
Sortuj według:
Brzechwa Jan Ty i ja
Kochasz mnie bez miłości, łakniesz bez namiętności,
Mówisz to jak najszczerzej, wyznajesz jak najprościej,
Przemijasz obojętna i nie wiesz tego o mnie,
że ja właściwie ginę samotnie i bezdomnie,
że ja właściwie gasnę w syberiach twego chłodu,
Wygnany i zesłany bez win i bez powodu;
że w czasach, gdy po ziemi strzaskane skrzydło wlekę,
Przede mną drzwi zamykasz i serce, i powiekę,
Bym patrząc w twoje oczy nie dostrzegł ciemnej próżni,
Co złymi zamysłami rozdziela nas i różni.
Ty nawet nie wiesz o tym, że ja - zraniony śpiewak,
Spożywam chleb zmieszany z trucizną twoich zniewag,
że dla dumnego czoła zabrakło chmur i wieńca,
że wszystkie moje pieśni, to pieśni potępieńca...
A jednak, gdy już umrzesz - po moich pieśniach właśnie
Bóg duszę twą rozpozna. I będzie od niej jaśniej,
I będzie od niej śpiewniej. I Bóg ją utożsami
Z ptakami, co śpiewają pomiędzy aniołami.
Mówisz to jak najszczerzej, wyznajesz jak najprościej,
Przemijasz obojętna i nie wiesz tego o mnie,
że ja właściwie ginę samotnie i bezdomnie,
że ja właściwie gasnę w syberiach twego chłodu,
Wygnany i zesłany bez win i bez powodu;
że w czasach, gdy po ziemi strzaskane skrzydło wlekę,
Przede mną drzwi zamykasz i serce, i powiekę,
Bym patrząc w twoje oczy nie dostrzegł ciemnej próżni,
Co złymi zamysłami rozdziela nas i różni.
Ty nawet nie wiesz o tym, że ja - zraniony śpiewak,
Spożywam chleb zmieszany z trucizną twoich zniewag,
że dla dumnego czoła zabrakło chmur i wieńca,
że wszystkie moje pieśni, to pieśni potępieńca...
A jednak, gdy już umrzesz - po moich pieśniach właśnie
Bóg duszę twą rozpozna. I będzie od niej jaśniej,
I będzie od niej śpiewniej. I Bóg ją utożsami
Z ptakami, co śpiewają pomiędzy aniołami.
Brzechwa Jan Taktowne umierani...
Umierać trzeba z taktem. A więc, dajmy na to,
Nie wtedy, kiedy właśnie zaczyna się lato!
Pomyślcie: każdy człowiek o wakacjach
marzy
W górach czy na Mazurach, na słonecznej plaży
I nagle ja umieram. Jest mój pogrzeb. Jak tu
Nie nazwać takiej śmierci wprost szczytem nietaktu?
Umierać trzeba z taktem. Ci, co innych cenią,
Nie sprawiają pogrzebów zbyt późną jesienią.
Ja nie chciałbym, na przykład, by ludzie zmoknięci
Klęli i uwłaczali mnie lub mej pamięci,
By katar czy też grypę ściągali na siebie
Dlatego, że bawili na moim pogrzebie.
Umierać trzeba z taktem. Wymaga obliczeń
Taka śmierć, żeby pogrzeb nie przypadł na styczeń.
Lub, powiedzmy, na luty, gdy mrozy siarczyste
Mogą całkiem zniechęcić żałobną asystę.
Ja nie chciałbym, by ludzie, których śmierć ma wzruszy,
Mieli z tego powodu poodmrażać uszy.
Wiosna to co innego! Nie ma lepszej pory,
Aby umarł taktownie człowiek ciężko chory.
Na cmentarzu wesoło zielenią się drzewa,
żałoba na wiosennym wietrze się rozwiewa,
I śmierć zda się błahostką, gdy wiosna upaja...
Postaram się pociągnąć do połowy maja.
Nie wtedy, kiedy właśnie zaczyna się lato!
Pomyślcie: każdy człowiek o wakacjach
marzy
W górach czy na Mazurach, na słonecznej plaży
I nagle ja umieram. Jest mój pogrzeb. Jak tu
Nie nazwać takiej śmierci wprost szczytem nietaktu?
Umierać trzeba z taktem. Ci, co innych cenią,
Nie sprawiają pogrzebów zbyt późną jesienią.
Ja nie chciałbym, na przykład, by ludzie zmoknięci
Klęli i uwłaczali mnie lub mej pamięci,
By katar czy też grypę ściągali na siebie
Dlatego, że bawili na moim pogrzebie.
Umierać trzeba z taktem. Wymaga obliczeń
Taka śmierć, żeby pogrzeb nie przypadł na styczeń.
Lub, powiedzmy, na luty, gdy mrozy siarczyste
Mogą całkiem zniechęcić żałobną asystę.
Ja nie chciałbym, by ludzie, których śmierć ma wzruszy,
Mieli z tego powodu poodmrażać uszy.
Wiosna to co innego! Nie ma lepszej pory,
Aby umarł taktownie człowiek ciężko chory.
Na cmentarzu wesoło zielenią się drzewa,
żałoba na wiosennym wietrze się rozwiewa,
I śmierć zda się błahostką, gdy wiosna upaja...
Postaram się pociągnąć do połowy maja.
Brzechwa Jan Mgła
Kiedy burza, kiedy klęska w progi życia mego szła,
Na powiekach mych się kładła dobroczynna, ciemna mgła.
Tak się stało niewidzenie rzeczywistych moich dni:
Co się nie śni - zamglonemu niech się zdaje, że się śni!
Nie dostrzegłem lat minionych ani nawet innych lat,
Świat mój kłębił się poza mną i to wcale nie był świat.
Dobrze było na obłokach załamanym dłoniom dwóm,
Szum był we mnie i nade mną - spadających liści szum.
Dłońmi niebem pachnącymi odpędzałem cienie z lic,
I w tych dłoniach załamanych nie zostało więcej nic.
Nie kochałem cię za dobro, nie kochałem cię za zło,
Ale za to, żeś się kładła na mych oczach ciemną mgłą.
Na powiekach mych się kładła dobroczynna, ciemna mgła.
Tak się stało niewidzenie rzeczywistych moich dni:
Co się nie śni - zamglonemu niech się zdaje, że się śni!
Nie dostrzegłem lat minionych ani nawet innych lat,
Świat mój kłębił się poza mną i to wcale nie był świat.
Dobrze było na obłokach załamanym dłoniom dwóm,
Szum był we mnie i nade mną - spadających liści szum.
Dłońmi niebem pachnącymi odpędzałem cienie z lic,
I w tych dłoniach załamanych nie zostało więcej nic.
Nie kochałem cię za dobro, nie kochałem cię za zło,
Ale za to, żeś się kładła na mych oczach ciemną mgłą.
Brzechwa Jan Niebo i piekło
Dusza moja zatroskana do mnie rzekła:
"Obiecałeś mi pośmiertnie ciszę nieba,
A ja czuję, że dostanę się do piekła,
Choć mi właśnie odpoczynku tak potrzeba.
żądzą uciech zaszkodziłeś mnie i sobie,
Ostatecznie - ciało jeden w życiu cel ma,
Ale ono się rozsypie w ciemnym grobie,
A ja przetrwam, bo ja jestem nieśmiertelna.
Śmierć się zbliża, tylko patrzeć, jak tu stanie,
Pomyśl, zrób coś, zamiast głupstwa pleść w malignie,
Zanim umrzesz - na wieczyste pożegnanie
Powiedz słowo, bo mój los się wnet rozstrzygnie."
Rzekła za mnie śmierć uspołeczniona:
"Jest decyzja ministerstwa, próżne słowa,
Z Polski droga jest do piekła wyznaczona,
Nie do nieba, bo to strefa dolarowa."