Maria
Konopnicka
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Konopnicka Maria Pisanki
Patrzcie ile na stole pisanek!
Każda ma oczy malowane, naklejane.
Każda ma uśmiech kolorowy i leży na stole grzecznie,
żeby się nie potłuc przypadkiem w dzień świąteczny.
Ale pamiętajcie!
Pisanki nie są do jedzenia.
Z pisanek się wyklują Świąteczne życzenia.
Każda ma oczy malowane, naklejane.
Każda ma uśmiech kolorowy i leży na stole grzecznie,
żeby się nie potłuc przypadkiem w dzień świąteczny.
Ale pamiętajcie!
Pisanki nie są do jedzenia.
Z pisanek się wyklują Świąteczne życzenia.
Konopnicka Maria Pisanki
Pisanki, pisanki, jajka malowane,
nie ma Wielkanocy bez barwnych pisanek.
Pisanki, pisanki, jajka kolorowe,
na nich malowane bajki pisankowe.
Na jednej kogucik, a na drugiej słońce,
śmieją się na trzeciej laleczki tańczące.
Na czwartej kwiateczki, a na piątej gwiazdki,
na każdej pisance piękne opowiastki.
nie ma Wielkanocy bez barwnych pisanek.
Pisanki, pisanki, jajka kolorowe,
na nich malowane bajki pisankowe.
Na jednej kogucik, a na drugiej słońce,
śmieją się na trzeciej laleczki tańczące.
Na czwartej kwiateczki, a na piątej gwiazdki,
na każdej pisance piękne opowiastki.
Konopnicka Maria Preludium
Nie kocham jeszcze, a już mi jest drogi,
Nie kocham jeszcze, a już drżę i płonę
I duszę pełną o niego mam trwogi
I myśli moje już tam, w jego progi
Lecą stęsknione...
I ponad dachem jego się trzepocą
Miesięczną nocą...
Nie kocham jeszcze, a ranki już moje
O snach mych dziwnie wstają zadumane,
Już chodzą za mną jakieś niepokoje,
Już czegoś pragnę i czegoś się boję
W noce niespane...
I już na ustach noszę ślad płomienia
Jego imienia.
Nie kocham jeszcze, a już mi się zdaje,
że nam gdzieś lecieć, rozpłynąć sie trzeba,
W jakieś czarowne dziedziny i kraje...
Już mi się marzą słowicze wyraje
Do tego nieba,
Które gdzieś czeka, aż nas ukołysze
W błękitną ciszę.
Nie kocham jeszcze, a już drżę i płonę
I duszę pełną o niego mam trwogi
I myśli moje już tam, w jego progi
Lecą stęsknione...
I ponad dachem jego się trzepocą
Miesięczną nocą...
Nie kocham jeszcze, a ranki już moje
O snach mych dziwnie wstają zadumane,
Już chodzą za mną jakieś niepokoje,
Już czegoś pragnę i czegoś się boję
W noce niespane...
I już na ustach noszę ślad płomienia
Jego imienia.
Nie kocham jeszcze, a już mi się zdaje,
że nam gdzieś lecieć, rozpłynąć sie trzeba,
W jakieś czarowne dziedziny i kraje...
Już mi się marzą słowicze wyraje
Do tego nieba,
Które gdzieś czeka, aż nas ukołysze
W błękitną ciszę.
Konopnicka Maria "Gli uccelli"
Ledwie ranny promień strzeli
Przez bluszczowy liść ukosem,
Krzyczy Piętro wielkim głosem:
- "Gli uccelli!... Gli uccelli!..."
Stara kurta zdarta srodze,
Grzbiet pochyły, głowa drżąca...
Piętro - kamień, ot przy drodze,
Który bieda nogą trąca.
Dookoła siwej głowy
Brzęczy ptasiej gwar kapeli...
Kos czarniawy, szpak perłowy...
- "Gli uccelli!... Gli uccelli!..."
Niegdyś Piętro młode lata
Dał Lombardii, miłej matce;
Dziś ptaszęta nosi w klatce
I tak oto się kołata.
Po kamieniach stuka szczudło,
Miasto kipi przy niedzieli...
Wzdyma Piętro pierś wychudłą:
- "Gli uccelli!... Gli uccelli!..."
Prawą rękę ma uciętą,
Lewą nogę ma urwaną,
Het, precz, aże po kolano,
Pod Turbigo czy Magenta.
Ryłaż bitwa to szczęśliwa!
Nofji za pas S/woby wzięli,
Aż do Mincio krzyk: Evvivu!...
- "Gli uccelli!... Gli uccelli!..."
Na lombardzkim polu w dali
Małe wzgórki sterczą z trawy...
Idź i pytaj, gdyś ciekawy,
Komu je tam usypali...
Przeleciała zawierucha,
Ludzie o niej zapomnieli,
Ani wroga, ani druha...
- "Gli uccelli!... Gli uccelli!..."