Stolat.pl

Kasprowicz Jan

Jan
Kasprowicz

1970-01-01 - 1970-01-01

Sortuj według:

Kasprowicz Jan Księga ubogich

Kasprowicz Jan

Księga ubogich

IV



O dolce far niente!...

O dolce far niente!
O wczasy! O spoczywania!
Powiew na niebie obłoki rozgania,
Brzemieniem deszczu wzdęte.

Ruszył się liść na drzewie,
Boży go oddech potrąca -
W ślad za nim piersi tych liści tysiąca
W głośnym rozbrzmiały śpiewie.

Zmilkły, nim serce człecze
Zdołało pojąć ich nutę...
O tajemnice, zaledwie odczute!
Niedowidziane odwiecze!...

Po górach śniegi leżą,
Słońce je rychło zamęczy:
Topnieją w oczach - patrz! u tej przełęczy,
Tam, pod tą skalną wieżą!...

Zrywa się nagła burza,
Dalekie gdzieś słychać grzmoty -
Nad złotym jaskrem krąży motyl złoty,
W kielich się jego zanurza.

Minęła bokiem, stroną,
Konają słabe jej echa -
Ziół swych błękitem moczar się uśmiecha,
Krasę kosaćce płoną.

Podaj mi chętne dłonie,
W uścisku swym zamknij moje:
Niemal zawstydzeń przed tobą dziś stoję,
że śmiałem sięgnąć po nie.

O dziwy niepojęte!
O nieba szafirze gładki!
O ócz patrzących wieczyste zagadki!...
Odolce farniente!

O dolce far niente!...

Ci spieszą się do miasta,
Tamci zaś idą gdzieś w pole,
A ja na progu swoim usiąść wolę -
Gnuśność żywota wzrasta.

Księgę do ręki biorę -
Wczytam się w mądrość człeka,
Zapisywaną od wieka do wieka...
Snadź wziąłem ją nie w porę:

Gołębie się strzepnęły,
Zabrały mi wszystkie myśli...
Jedni już z targu, drudzy z pola przyśli,
Nie dziwią mnie swymi dzieły...

Kurz podniósł się na drodze -
O, stóp on mych nie opyli,
A jeśli, umiem go strząsnąÄ tej chwili,
Po ścieżkach wyśnionych chodzę.

W głąb idę może ciemną,
A może nadzwyczaj jasną...
Po co się pytać, czy gwiazdy mi zgasną,
Ty, czuję, dążysz ze mną.

Dwie tęcze się zjawiły
Na widnokręgowym kresie:
Jak dumnie łuk ich ponad ziemię pnie się,
Siedmioma barwami opiły!

Napój to z winnic słońca -
Pić rozwartymi go usty,
A potem w górę podnieść kielich pusty:
Trzeba go chłonąć bez końca...

O dolce far niente!
Ty duszy najdroższe mienie!
Ślepoto oczu i jasnowidzenie,
W godzinie wczasów poczęte!

O dolce far niente!...




więcej

Kasprowicz Jan Księga ubogich

VI



O starowierne melodie!
O bogomodlne organy!
Słucham was dzisiaj, jak dawniej,
Do głębi rozmiłowany.

Przychodzę pod zrąb sczerniały
Modrzewiowego kościoła
I słucham, jak głos mnie odwieczny
Do wielkich wyznań woła.

Przytuleń do lipy stuletniej,
Oszołomiony jej wonią,
Ulegam świętym urokom,
Co w pieśni organnej dzwonią.

Zda mi się, że w jej potędze
Odzywa grom się znowu,
Gdy Twórca nadawał kształty
Swemu płodnemu Słowu.

Ze w tych przycichłych akordach -
O jakżeż czekam ja na nie! -
Odzywa się Jego serdeczne
Tych kształtów umiłowanie.

Czuję, zagubień w przedwieczu,
Jak dusza się moja przemienia,
Jaka ją żądza porywa,
Jakie ją wznoszą pragnienia.

Z gliny, rzuconej mym rękom,
Chciałbym ulepić dzieło,
Co serce by miało organne,
Co z Niego początek wzięło.

Wiem: nie dorówna ci ono
Prawdzie Pierwszego Mistrza,
Ale odbijać ją będzie
Jak niebo woda najczystsza.

Chciałbym, ażeby się miłość
Spełniała w tworzącej duszy,
By oczy jej były otwarte
I zawsze otwarte uszy.

Wiem: nie dorówna ci ona
Jego wszechwidnej miłości,
Ale ku źródłu swojemu
Iść będzie jakonajprościej.

I oto, gdy w wiejskim kościele
Organy brzmią rozmodlone,
Ja z jarzmem tych pragnień moich
W Jego wędruję stronę.

Przytuleń do lipy stuletniej,
Na łany spieszę, nad zdroje,
Z pól Jego zbieram materiał
Na czyn mój, na dzieło moje.

Czasem mnie kłos zastanowi,
Najpłońsza zatrzyma trawa,
Lub fali jeziornej dalekie
Wspomnienie w poprzek mi stawa.

I wówczas mi się wydaje -
O dumo, idąca z Boga! -
że miłość moja tak wielka,
Jak wkrąg ta ziemia droga...

O starowierne melodie!
O bogomodlne organy!
Słucham was dzisiaj, jak dawniej,
Do głębi rozmiłowany...
więcej

Kasprowicz Jan Nie ma tu nic szc...

Nie ma tu nic szczególnego,
żadnych tu dziwów świata
Fundament z skalnych odłamów,
Z płazów świerkowych chata.

Przed chatą mały ogródek,
A w nim - o ludzie zmęczeni!: -
Czuwa nad naszym spoczynkiem
Rząd pewnych siebie jasieni.

Rozłożył swoje korony -
O ludzie, nękani strachem! -
Nad zrębem naszego domu,
Nad domu naszego dachem...

Nie ma tu nic szczególnego...
Droga się snuje pod płotem -
Skąd ona i dokąd wiedzie,
Prawie nie myślę o tem...

Bo na cóż taka świadomość,
O ludzie, zbytnio ciekawi!? -
Poranek zeszedł nad drogą,
Droga się w blaskach pławi!

Ach, dokąd wy tak spieszycie,
U ludzie, tęsknotą gnani?
Tu las jest, tu potok szumi,
Wyzwoleń z głaźnej otchłani...

Nie ma tu nic szczególnego...
Dzwon się odezwał z wieży,
W czerwcowych omżach południa
Łąka rozkwitła leży.

Pozbywa się moje serce -
O ludzie, żyjący nadzieją! -
Wszelakiej skazy, gdy widzę,
Jak trawy śmiać się umieją.

Gdy stojąc w progach tej chaty -
O ludzie, żądni bogactwa! -
Wyciągam ręce i zgarniam
Skarby Bożego władztwa...

Nie ma tu nic szczególnego...
Bo jakiż cud tu być może,
Gdzie w wieczór na górskich szczytach
żagwią się ognie Boże?

Zagasły!... Ze zgasły tak prędko -
O ludzie, żywota chciwi! -
I że zagasnąć musiały,
Nikt tu się temu nie dziwi.

Z głębin tych mroków błękitnych -
Walczący z chwiejnością ludzie! -
Przypływa dziś ku mnie pewność
O cudzie i o nie-cudzie...

Nie ma tu nic szczególnego,
żadnych tu dziwów świata:
Fundament z skalnych odłamów,
Z płazów świerkowych chata.
więcej

Kasprowicz Jan Księga ubogich

XIV



Na razie, mówiący prawdę,
Nie palę się całkiem do śmierci,
Przyjdzie tu sama tą drogą,
Albo po wąskiej tej perci.

Całkiem też ludzi rozumiem,
Krzyczących, że wszystko im jedno,
Jaki ich rydel oklepie,
Gdzie zgnije śmiertelne ich sedno.

Ale że umrzeć raz trzeba,
A marzyć jest wolno każdemu,
Więc mam i ja prośbę w sprawie
Ostatecznego Eremu.

Do was się zwracam, najbliżsi,
I do was, cni przyjaciele,
Byście z tym śmiesznym zewłokiem
Nie mieli zachodów zbyt wiele.

Na chłopską połóżcie furę,
W cztery schowawszy go deski,
Niech w takim zajeżdża tryumfie
Ten pomiot chuci niebieskiej.

Jubilat ciężkich lat życia,
Co swą i cudzą niedolę
Przetrawiał, niech w takim zbytku
Na to zajeżdża pole.

Bo tutaj, na tym pustkowiu,
Gdzie nieraz, dumając o świecie,
W porankim się błąkał rosiste,
Głęboki mi dół wykopiecie.

Albo, jeżeli już łaska,
Wybierzcie mi przystań nad rzeką,
Tu, nad tą burtą kamienną,
Pod szumów wieczystych opieką.

Tum ja w słoneczne południa,
Z odłamu tej lśnistej skały,
Widywał, z jaką potęgą
W przestwór te szumy się rwały.

Lub tutaj - o żądzo zbyt górna! -
Przy udeptanej tej drodze,
Gdzie nieraz, gwiazdy łowiący,
Wieczorem, bywało, chodzę.

A mamże być jeszcze natrętnym -
O, jakem upokorzony! -
Na grobie mym raczcie posadzić
Dwa świerki lub dwa jesiony.

Wszakże przez wszystkie dni swoje,
Tajemnych głosów ciekawy,
Nad dźwięki lubiłem najsłodsze
Pogwary ich i rozprawy.

Pogardził Bóg lichym ciałem,
W pierwotny proch je rozkrusza,
Lecz tegom ja wielce pewien,
że wielce mu drogą jest dusza.

Więc myślę, że jej pozwoli
Przychodzić od czasu do czasu
Nad rzekę, na pól tych pustkowie,
Na drogę, do gór tych, do lasu.

że jej pozwoli siadywać
Na darni zielonej mogiły
I słuchać jesionów czy świerków,
Co szpik jej powłoki wypiły...

Nie myślę jeszcze o śmierci,
Ale że umrzeć raz trzeba,
Więc proszę was o tę ostatnią,
Razową kruszynę chleba.

więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję