Wysocki Władimir
1970-01-01 -
Sortuj według:
Wysocki Władimir
przyjaciel ruszył - chapeaux bas! - do Magadanu, do
Magadanu,
pojechał sobie, bo tak chciał, nie na zesłanie, nie na zesłanie,
nie żeby miał szczególnie dość, nie dla efektu, nie na złość,
nie żeby nowy przetrzeć szlak,
ale ot tak, ale ot tak.
Spytacie pewnie, co za sens tak idiotycznie odmieniać życie,
przecież tam łagrów pełno jest, a w nich bandyci, a w nich bandyci,
odpowie: - Bzdura, plotki, łżą, bandyci teraz wszędzie są,
jadę, bo cel przed sobą mam:
to Magadan, to Magadan!
Sam jestem wprawdzie zdrów jak koń, też bym z ochotą wsiadł
w jakiś pociąg,
lecz Magadan? A Boże broń, mnie nie po drodze, a zresztą po co,
najwyżej pieśń zaśpiewam wam
o tym, co kumpel widział tam,
gdzie mapa pełna białych plarn,
gdzie Magadan, gdzie Magadan...
Pojechał jakby nigdy nic, i nie ma sprawy, każdemu wolno,
kolbami go nie będą bić, on nie karany, on dobrowolnie,
któż przeznaczenie swoje zna - może wyruszę więc i ja
do Magadanu - czemu nie?
By lec na dnie.
Magadanu,
pojechał sobie, bo tak chciał, nie na zesłanie, nie na zesłanie,
nie żeby miał szczególnie dość, nie dla efektu, nie na złość,
nie żeby nowy przetrzeć szlak,
ale ot tak, ale ot tak.
Spytacie pewnie, co za sens tak idiotycznie odmieniać życie,
przecież tam łagrów pełno jest, a w nich bandyci, a w nich bandyci,
odpowie: - Bzdura, plotki, łżą, bandyci teraz wszędzie są,
jadę, bo cel przed sobą mam:
to Magadan, to Magadan!
Sam jestem wprawdzie zdrów jak koń, też bym z ochotą wsiadł
w jakiś pociąg,
lecz Magadan? A Boże broń, mnie nie po drodze, a zresztą po co,
najwyżej pieśń zaśpiewam wam
o tym, co kumpel widział tam,
gdzie mapa pełna białych plarn,
gdzie Magadan, gdzie Magadan...
Pojechał jakby nigdy nic, i nie ma sprawy, każdemu wolno,
kolbami go nie będą bić, on nie karany, on dobrowolnie,
któż przeznaczenie swoje zna - może wyruszę więc i ja
do Magadanu - czemu nie?
By lec na dnie.
Wysocki Władimir Rejs Moskwa - Ode...
Raz który lecę z Moskwy do Odessy
i znowu, psiakrew, odwołują lot,
wynika to ze słów jej wysokości stewardessy
majestatycznej jak Aerofłot.
Kolejny komunikat zabrzmiał znów,
że nad Murmańskiem wyż i niebo szczere,
przyjmuje Kijów, Kiszyniów i Lwów,
a ja tam nie chcę, mnie tam po cholerę?
Radzili mi - pod inne leć adresy
i nie licz bracie, że się stanie cud
i co też ci odbiło? Komunikat był z Odessy,
że mgła i na startowych pasach lód.
A w Leningradzie pełna odwilż już,
no a na przykład w takim Tbilisi
ląduje się wśród pól kwitnących róż,
a ja tam nie chcę, mnie ten adres wisi!
Już słyszę - do Rostowa odlatują,
a ja tak pragnę być w Odessie mej,
mnie ciągnie właśnie tam,
gdzie od trzech dni już nie przyjmują,
mnie korci taki zakazany rejs!
Ja muszę, gdzie zawała śnieżna fest,
gdzie zaspy i ogólnie ciężki teren,
gdzie indziej jasno i przytulnie jest,
a ja tam nie chcę, mnie tam po cholerę?
Stąd mnie nie wypuszczają, tam znowu nie wpuszczają,
przygnębia mnie mieszanych uczuć splot,
uśmiechy stewardessy coraz mniej mnie pocieszają,
majestatycznej jak Aerofłot!
Przyjmuje ziemi mej najdalszy kąt,
gdzie jak polecę jeszcze mi dopłacą,
przyjmuje Wastok, czort nie port
i Paryż, a ja nie chcę, mnie tam na co?
Ja wierzę, rozpogodzi się, silniki znów zagrają,
już słyszę ja i serce w gardle mam,
znów siedzę jak na szpilkach, a nuż znowu odwołają,
znów znajdą mnóstwo przyczyn, ja ich znam!
Ja muszę jak najszybciej być tam,
gdzie mróz siarczysty hula po kolędzie,
przyjmuje Londyn, Delhi, Magadan,
pryzmują wszędzie, a ja nie chcę wszędzie!
Daremnie gaszę smutek, co w serce mi się wessał,
w to serce, co powinno bić jak młot,
od rana rejs odkłada stewardessa - miss Odessa,
majestatyczna jak Aerofłot...
A pasażerom nawet nie drgnie brew,
pokornie na walizkach spać próbują,
dojada mi to wszystko, ech! psiakrew,
mam tego dość i lecę, gdzie przyjmują...
i znowu, psiakrew, odwołują lot,
wynika to ze słów jej wysokości stewardessy
majestatycznej jak Aerofłot.
Kolejny komunikat zabrzmiał znów,
że nad Murmańskiem wyż i niebo szczere,
przyjmuje Kijów, Kiszyniów i Lwów,
a ja tam nie chcę, mnie tam po cholerę?
Radzili mi - pod inne leć adresy
i nie licz bracie, że się stanie cud
i co też ci odbiło? Komunikat był z Odessy,
że mgła i na startowych pasach lód.
A w Leningradzie pełna odwilż już,
no a na przykład w takim Tbilisi
ląduje się wśród pól kwitnących róż,
a ja tam nie chcę, mnie ten adres wisi!
Już słyszę - do Rostowa odlatują,
a ja tak pragnę być w Odessie mej,
mnie ciągnie właśnie tam,
gdzie od trzech dni już nie przyjmują,
mnie korci taki zakazany rejs!
Ja muszę, gdzie zawała śnieżna fest,
gdzie zaspy i ogólnie ciężki teren,
gdzie indziej jasno i przytulnie jest,
a ja tam nie chcę, mnie tam po cholerę?
Stąd mnie nie wypuszczają, tam znowu nie wpuszczają,
przygnębia mnie mieszanych uczuć splot,
uśmiechy stewardessy coraz mniej mnie pocieszają,
majestatycznej jak Aerofłot!
Przyjmuje ziemi mej najdalszy kąt,
gdzie jak polecę jeszcze mi dopłacą,
przyjmuje Wastok, czort nie port
i Paryż, a ja nie chcę, mnie tam na co?
Ja wierzę, rozpogodzi się, silniki znów zagrają,
już słyszę ja i serce w gardle mam,
znów siedzę jak na szpilkach, a nuż znowu odwołają,
znów znajdą mnóstwo przyczyn, ja ich znam!
Ja muszę jak najszybciej być tam,
gdzie mróz siarczysty hula po kolędzie,
przyjmuje Londyn, Delhi, Magadan,
pryzmują wszędzie, a ja nie chcę wszędzie!
Daremnie gaszę smutek, co w serce mi się wessał,
w to serce, co powinno bić jak młot,
od rana rejs odkłada stewardessa - miss Odessa,
majestatyczna jak Aerofłot...
A pasażerom nawet nie drgnie brew,
pokornie na walizkach spać próbują,
dojada mi to wszystko, ech! psiakrew,
mam tego dość i lecę, gdzie przyjmują...
Wysocki Władimir Romans
Ona była czysta, jak zimowy śnieg.
W błoto sokole! Masz iść po nich prawo,,,
Lecz oto ręce parzy mi jej list,
i dowiaduję się okrutnej prawdy.
Nie wiedziałem, że cierpienie to też maska
i maskarada za chwilę się skończy.
Tym razem poniosłem fiasko -
mam nadzieję, że był to ostatni raz.
Myślałem: dni moje są policzone,
zła krew przenikła do mych żył.
Ścisnąłem list, jak główkę żmii, -
przez palce przeciekł zdrajcy jad.
Nie poznam ni cierpienia ni agonii,
przeciwny wiatr obetrze moje łzy,
mych koni obraza nie dogoni,
mych śladów nie zasypie śnieg.
I pozostają ze mną
pod pochmurnym, nieciekawym niebem,
narkotyk fiołków, nagość goździków
i łzy zmieszane ze stopniałym śniegiem
Moskwa nie wierzy łzom i łezkom -
i nie zamierzam więcej łkać.
Spieszę się na spotkanie nowych pojedynków
i tak jak zawsze zwyciężać zamiar mam.
W błoto sokole! Masz iść po nich prawo,,,
Lecz oto ręce parzy mi jej list,
i dowiaduję się okrutnej prawdy.
Nie wiedziałem, że cierpienie to też maska
i maskarada za chwilę się skończy.
Tym razem poniosłem fiasko -
mam nadzieję, że był to ostatni raz.
Myślałem: dni moje są policzone,
zła krew przenikła do mych żył.
Ścisnąłem list, jak główkę żmii, -
przez palce przeciekł zdrajcy jad.
Nie poznam ni cierpienia ni agonii,
przeciwny wiatr obetrze moje łzy,
mych koni obraza nie dogoni,
mych śladów nie zasypie śnieg.
I pozostają ze mną
pod pochmurnym, nieciekawym niebem,
narkotyk fiołków, nagość goździków
i łzy zmieszane ze stopniałym śniegiem
Moskwa nie wierzy łzom i łezkom -
i nie zamierzam więcej łkać.
Spieszę się na spotkanie nowych pojedynków
i tak jak zawsze zwyciężać zamiar mam.
Wysocki Władimir Wspólne mogiły
Nad wspólnymi grobami nie stawia się krzyży
i wdowy nad nimi nie płaczą,
Tu ktoś tam przyniósł kwiaty,
i Wieczny ogień tu zapalają
Tu niegdyś ziemia stawała dęba,
a dziś są płyty z granitu.
Tu nie ma żadnego indywidualnego losu -
wszystkie losy zlane są w jedno.
A w Ogniu Wiecznym widzisz płonący czołg,
płonące serce żołnierza.
Przy wspólnych mogiłach nie ma zapłakanych wdów-
tu chodzą twardsi ludzie.
Nad wspólnymi mogiłami nie stawia się krzyży...
Lecz czy przez to jest nam lżej?
Rodzina w epoce kamienne
Posłuchaj oddaj topór mój!
I skór z przepaski me biodrowej nie rusz!
Milcz, nie chcę widzieć cię
Siedź sobie tam i podtrzymuj ogień.
Nie oszczędzaj na drobiazgach,
nie wulgaryzuj naszych układów rodzinnych!
Nie sprzątnięta jest jaskinia i ognisko,
rozpuściłaś się w czas matriarchatu!
I zachowaj tylko dla siebie swoje zdanie,
Przecież, tu rodziny głową jestem ja
mężczyzną jestem ja.
Przestrzegaj stosunków wspólnot pierwotnych
A tam mamuta biją - zaczną wyć,
zaczną po równo dzielić zdobycz...
Nie mogę cały wiek przy tobie tkwić,
muszę zabić chociaż kogokolwiek!
Seniorzy zaraz przyjdą tu,
uważaj nie wyjdź do nich goła!
Niby kamienny wiek - a kamieni na lekarstwo
wstyd mi przed mym plemieniem!
Ach gdybym miał pięć żon - to pewnie,
dałbym radę sobie z nimi!
Ale sprawy moje stoją źle
dlatego mam monogamię
A wszystko przez rodzinkę twą przeklętą:
Mój wujek - ten, którego pożarł dzik,
Gdy jeszcze żył - przestrzegał mnie:
nie wolno tobie żyć z kobietą z ludożerców.
Nie próbuj mnie poróżnić ze wspólnotą - to kłamstwo,
że podobno ktoś do ciebie czepiał się,
Nie rzucaj kalumni na naszą młodzież,
Ona jest nadzieją naszą i ostoją!
No czego gapisz się - na razie cię nie biją
oddaj mój topór, proszę po dobroci
A gdzie skóry? Przecież ludzie mnie wyśmieją!
Liczę do trzech, a potem cię uduszę.
i wdowy nad nimi nie płaczą,
Tu ktoś tam przyniósł kwiaty,
i Wieczny ogień tu zapalają
Tu niegdyś ziemia stawała dęba,
a dziś są płyty z granitu.
Tu nie ma żadnego indywidualnego losu -
wszystkie losy zlane są w jedno.
A w Ogniu Wiecznym widzisz płonący czołg,
płonące serce żołnierza.
Przy wspólnych mogiłach nie ma zapłakanych wdów-
tu chodzą twardsi ludzie.
Nad wspólnymi mogiłami nie stawia się krzyży...
Lecz czy przez to jest nam lżej?
Rodzina w epoce kamienne
Posłuchaj oddaj topór mój!
I skór z przepaski me biodrowej nie rusz!
Milcz, nie chcę widzieć cię
Siedź sobie tam i podtrzymuj ogień.
Nie oszczędzaj na drobiazgach,
nie wulgaryzuj naszych układów rodzinnych!
Nie sprzątnięta jest jaskinia i ognisko,
rozpuściłaś się w czas matriarchatu!
I zachowaj tylko dla siebie swoje zdanie,
Przecież, tu rodziny głową jestem ja
mężczyzną jestem ja.
Przestrzegaj stosunków wspólnot pierwotnych
A tam mamuta biją - zaczną wyć,
zaczną po równo dzielić zdobycz...
Nie mogę cały wiek przy tobie tkwić,
muszę zabić chociaż kogokolwiek!
Seniorzy zaraz przyjdą tu,
uważaj nie wyjdź do nich goła!
Niby kamienny wiek - a kamieni na lekarstwo
wstyd mi przed mym plemieniem!
Ach gdybym miał pięć żon - to pewnie,
dałbym radę sobie z nimi!
Ale sprawy moje stoją źle
dlatego mam monogamię
A wszystko przez rodzinkę twą przeklętą:
Mój wujek - ten, którego pożarł dzik,
Gdy jeszcze żył - przestrzegał mnie:
nie wolno tobie żyć z kobietą z ludożerców.
Nie próbuj mnie poróżnić ze wspólnotą - to kłamstwo,
że podobno ktoś do ciebie czepiał się,
Nie rzucaj kalumni na naszą młodzież,
Ona jest nadzieją naszą i ostoją!
No czego gapisz się - na razie cię nie biją
oddaj mój topór, proszę po dobroci
A gdzie skóry? Przecież ludzie mnie wyśmieją!
Liczę do trzech, a potem cię uduszę.