Wiersze znanych
Sortuj według:
Leśmian Bolesław KSIÄżYCOWE U...
Lśni półksiężyc nad łozami,
Noc słyszalna, widna w dal,
Śpi mój ogród, lecz oknami
Noc słyszalna, widna w dal...
Nad beztroską płynie rzeką
Szum przelotny a ulotny,
W rzece zaś, związane w jedno,
Nieba plusk i pluski fal.
Niebo z falą wraz się kąpie,
Niebiosami fala mknie,
Mrok za światłem, dzień za mrokiem,
Niebiosami fala mknie.
Wiatr zaś bujny i niebujny
Dyszy pieśnią, cichostrunny.
Czuję sen, jak już całuje
Oczv me i usta me.
Noc wokoło. Wraca dawny
Przedwiosenny ranek znów,
Szumny deszcz i maj jaskrawy,
Przedwiosenny ranek znów.
Na niebiosach marzeń zorzą
Wilgne słonko promieniało,
Promieniejąc, rozkwitało
W czułej tęczy dźwięczny łuk.
Lśni półksiężyc nad łozami.
Noc słyszalna, widna hen.
Ponade mną, we mnie samym,
Noc słyszalna, widna hen.
Niebo w duszę mą spogląda,
Czyjś tam szept i szmer się niesie:
Śpi mój ogród, lecz ja nie śpię,
Cisza mi spłoszyła sen.
Noc słyszalna, widna w dal,
Śpi mój ogród, lecz oknami
Noc słyszalna, widna w dal...
Nad beztroską płynie rzeką
Szum przelotny a ulotny,
W rzece zaś, związane w jedno,
Nieba plusk i pluski fal.
Niebo z falą wraz się kąpie,
Niebiosami fala mknie,
Mrok za światłem, dzień za mrokiem,
Niebiosami fala mknie.
Wiatr zaś bujny i niebujny
Dyszy pieśnią, cichostrunny.
Czuję sen, jak już całuje
Oczv me i usta me.
Noc wokoło. Wraca dawny
Przedwiosenny ranek znów,
Szumny deszcz i maj jaskrawy,
Przedwiosenny ranek znów.
Na niebiosach marzeń zorzą
Wilgne słonko promieniało,
Promieniejąc, rozkwitało
W czułej tęczy dźwięczny łuk.
Lśni półksiężyc nad łozami.
Noc słyszalna, widna hen.
Ponade mną, we mnie samym,
Noc słyszalna, widna hen.
Niebo w duszę mą spogląda,
Czyjś tam szept i szmer się niesie:
Śpi mój ogród, lecz ja nie śpię,
Cisza mi spłoszyła sen.
Lenartowicz Teofil Zaprosimy
Prosiwa państwa na gody
Do naszej wiejskiej gospody.
Nie mawa chleba, kołaczy,
Niech nam waspaństwo wybaczy.
Pasty się owce na trawie,
Gęgały gęsi na stawie,
Brzęczały pszczółki przy ulu.
Bujała pszeniczka w polu.
Na nabożeństwo w święto wiózł
W smagłe koniki kuty wóz.
Wszystko to dola zabrała,
Jeno się bieda została.
Prosiwa państwa na gody,
Dostanie ognia i wody:
Woda się toczy po łące,
Z chałupy głownie gorące.
Leśmian Bolesław Śledzą Nas... O...
Śledzą nas... Okradają z ścieżek i ustroni,
Z trudem przez nas wykrytych. gniew nasz w słońcu pała!
Spieszno nam do łez szczęścia, do tchów woni,
Chcemy pieszczot próbować, poznawać swe ciała.
Więc na przekór przeszkodom źrenicą bezradną
Chłoniemy się nawzajem, niby dwa bezdroża,
A, gdy powiek znużonych kotary opadną,
Czujemy, żeśmy wyszli z uścisków łoża.
Nikt tak nigdy nie patrzał, nie bywała tak blady,
I nikt do dna rozkoszy ciałem tak nie dotarł,
I nie nurzał swych pieszczot bezdomnej gromady
W takim łożu, pod strażą takich czujnych kotar!
Z trudem przez nas wykrytych. gniew nasz w słońcu pała!
Spieszno nam do łez szczęścia, do tchów woni,
Chcemy pieszczot próbować, poznawać swe ciała.
Więc na przekór przeszkodom źrenicą bezradną
Chłoniemy się nawzajem, niby dwa bezdroża,
A, gdy powiek znużonych kotary opadną,
Czujemy, żeśmy wyszli z uścisków łoża.
Nikt tak nigdy nie patrzał, nie bywała tak blady,
I nikt do dna rozkoszy ciałem tak nie dotarł,
I nie nurzał swych pieszczot bezdomnej gromady
W takim łożu, pod strażą takich czujnych kotar!
Leśmian Bolesław Marcin Swoboda
Z górskich szczytów lawina, Bogu czyniąc szkodę,
Strąciła w przepaść nizin Marcina Swobodę.
Spadał, czując, jak w ciele kość szaleje krucha,
I uderzył się o ziem ostatnią mgłą ducha.
Poniszczony śmiertelnie, chciał się z bólem wadzić,
Wokół bólu jął miazgę człowieczą gromadzić
Dłoń złamana w niej tkwiła, jak nóż w ciepłym chlebie!
To się ciułał, to trwonił...i tak pełzł przed siebie.
I z trudem bezkształtnego ciała rozwłóczyny
Doczołgały się wreszcie do stóp dziewczyny.
Wargami, zszarpanymi o skały i krzaki,
Szeptały własne imię pewno dla poznaki.
Bocząc się na pełzacza, w ogrodzie bielała.
"Nie strasz kwiatów ranami! Precz, kałużo ciała!
Odkrwaw mi się od stopy! Szukaj lęków w niebie!
Próżno szepcesz swe imię! Nie poznaję ciebie!" -
A Bóg z nieba zawołał: "Wstyd dziewczyno młoda!
Nie poznałaś? - Jam poznał! To - Marcin Swoboda!"
I pobladła dziewczyna i odrzekła: "Boże!
Już to ciało Marcinem dla mnie być nie może!..."
A Bóg otchłań do niego przybliżył mogilną,
Aby ciału ułatwić śmierć już bardzo pilną.
I biedne, przez dziewczynę nie poznane ciało,
Poszeptawszy swe imię, w otchłań się przelało.
Strąciła w przepaść nizin Marcina Swobodę.
Spadał, czując, jak w ciele kość szaleje krucha,
I uderzył się o ziem ostatnią mgłą ducha.
Poniszczony śmiertelnie, chciał się z bólem wadzić,
Wokół bólu jął miazgę człowieczą gromadzić
Dłoń złamana w niej tkwiła, jak nóż w ciepłym chlebie!
To się ciułał, to trwonił...i tak pełzł przed siebie.
I z trudem bezkształtnego ciała rozwłóczyny
Doczołgały się wreszcie do stóp dziewczyny.
Wargami, zszarpanymi o skały i krzaki,
Szeptały własne imię pewno dla poznaki.
Bocząc się na pełzacza, w ogrodzie bielała.
"Nie strasz kwiatów ranami! Precz, kałużo ciała!
Odkrwaw mi się od stopy! Szukaj lęków w niebie!
Próżno szepcesz swe imię! Nie poznaję ciebie!" -
A Bóg z nieba zawołał: "Wstyd dziewczyno młoda!
Nie poznałaś? - Jam poznał! To - Marcin Swoboda!"
I pobladła dziewczyna i odrzekła: "Boże!
Już to ciało Marcinem dla mnie być nie może!..."
A Bóg otchłań do niego przybliżył mogilną,
Aby ciału ułatwić śmierć już bardzo pilną.
I biedne, przez dziewczynę nie poznane ciało,
Poszeptawszy swe imię, w otchłań się przelało.