Wiersze znanych
Sortuj według:
Staff Leopold Bliskość daleka
Nie widzę ciebie, tylko twoje szaty,
I ślepym ciebie zgaduję zdumieniem,
Snem jasnym ciemnych korzeni są kwiaty,
Jak śpiew jest jeno zbudzonym milczeniem.
Ostatnie blaski jesieni na drzewach,
Zachodnie słońce, lot dzikiego ptaka
Wieszczą o innych krainach i niebach,
Które zachwyca godzina jednaka.
I że nie złudą jedynie są echa
Czaru, co włada wiecznie za snu bramą,
Mówi o zmierzchu twa bliskość daleka,
Co zwierza wszystkim tęskniącym to samo.
I ślepym ciebie zgaduję zdumieniem,
Snem jasnym ciemnych korzeni są kwiaty,
Jak śpiew jest jeno zbudzonym milczeniem.
Ostatnie blaski jesieni na drzewach,
Zachodnie słońce, lot dzikiego ptaka
Wieszczą o innych krainach i niebach,
Które zachwyca godzina jednaka.
I że nie złudą jedynie są echa
Czaru, co włada wiecznie za snu bramą,
Mówi o zmierzchu twa bliskość daleka,
Co zwierza wszystkim tęskniącym to samo.
Staff Leopold On
Byłeś wciąż przy mnie niegdyś przed tysiącem lat
(A może tak sie tylko memu sercu zdaje).
Byłem wtedy pasterzem białorunych stad,
Po roli pług wodziłem, który ziemie kraje,
Siałem w rozorę bruzdy oziminy, jarce,
Pielęgnowałem z troską płodny, ciężki sad,
Chowałem pszczoły w ulach i z ciszą w pogwarce,
Zmierzchem śpiewałem proste pieśni na fujarce.
Odszedłeś precz ode mnie przed tysiącem lat
(A może tak się tylko memu sercu zdaje).
Bom przykrzył sobie lnianą prostotę swych szat
I jednostajne życia zgrzebnego zwyczaje.
I zapragnąłem zgiełku, który ciszę płoszy,
Przygód i niespodzianek, którym młodzian rad,
I chwały, i bogactwa, i bujnej rozkoszy,
I władzy, co się dumnie nad słabszym panoszy.
Nie byłeś potem przy mnie długie tysiąc lat
(A może tak się tylko memu sercu zdaje).
Bom zbiegał z nieukojem wielki, dziwny świat,
Znajdowałem wciąż nowe drogi i rozstaje.
Byłem kupcem, co w sakwie grube zyski liczy,
Graczem, co rzuca kości i złoto
jak grad,
żołnierzem żądnym walki, sławy i zdobyczy
I włastem, co z sąsiady sporami graniczy.
Wróciłeś znowu do nie po tysiącu lat
( I to się sercu memu już nie tylko zdaje).
Bo nie znalazłem szczęścia, lecz cierpienie i jad
I, wróciwszy z tęsknotą, rzucony próg maję.
I znów spokojny jestem snując się po polu,
Bo czuję, żeś jest przy mnie, druh słodki i brat,
I chłonę, pojednawco radości i bólu,
Duszę twą z dźbła pszenicy i kwiecia kąkolu.
(A może tak sie tylko memu sercu zdaje).
Byłem wtedy pasterzem białorunych stad,
Po roli pług wodziłem, który ziemie kraje,
Siałem w rozorę bruzdy oziminy, jarce,
Pielęgnowałem z troską płodny, ciężki sad,
Chowałem pszczoły w ulach i z ciszą w pogwarce,
Zmierzchem śpiewałem proste pieśni na fujarce.
Odszedłeś precz ode mnie przed tysiącem lat
(A może tak się tylko memu sercu zdaje).
Bom przykrzył sobie lnianą prostotę swych szat
I jednostajne życia zgrzebnego zwyczaje.
I zapragnąłem zgiełku, który ciszę płoszy,
Przygód i niespodzianek, którym młodzian rad,
I chwały, i bogactwa, i bujnej rozkoszy,
I władzy, co się dumnie nad słabszym panoszy.
Nie byłeś potem przy mnie długie tysiąc lat
(A może tak się tylko memu sercu zdaje).
Bom zbiegał z nieukojem wielki, dziwny świat,
Znajdowałem wciąż nowe drogi i rozstaje.
Byłem kupcem, co w sakwie grube zyski liczy,
Graczem, co rzuca kości i złoto
jak grad,
żołnierzem żądnym walki, sławy i zdobyczy
I włastem, co z sąsiady sporami graniczy.
Wróciłeś znowu do nie po tysiącu lat
( I to się sercu memu już nie tylko zdaje).
Bo nie znalazłem szczęścia, lecz cierpienie i jad
I, wróciwszy z tęsknotą, rzucony próg maję.
I znów spokojny jestem snując się po polu,
Bo czuję, żeś jest przy mnie, druh słodki i brat,
I chłonę, pojednawco radości i bólu,
Duszę twą z dźbła pszenicy i kwiecia kąkolu.
Staff Leopold Zwózka
Sprzymierzone z plemieniem pszczół w pracy zakonie,
Miodową je gościną chętnie darzą kłosy,
Ucząc się ziarnem tęsknić ku śpichrzów skarbonie,
Jak one w barć składają swe słodkie donosy.
Więc w opiekuńczej ciężkich swych skarbów obronie
Strasząc wąsem próżniacze rozbójniczki, osy,
Odganiają natręty i, dościgłe w plonie,
Kuszą swym złotym blaskiem srebrny połysk kosy.
I nazajutrz zuchwałe miodów rabuśnice
Widzą pola zmienione w ścierń jak czarów gusłem,
A drogą wozy wiozą żyto i pszenicę...
I gniewa je, gdy chłop się snopami rozczula,
Które w pasie, jak osy, ściśnięte powrósłem
Z wideł w stodoły wrota lecą jak do ula.
Miodową je gościną chętnie darzą kłosy,
Ucząc się ziarnem tęsknić ku śpichrzów skarbonie,
Jak one w barć składają swe słodkie donosy.
Więc w opiekuńczej ciężkich swych skarbów obronie
Strasząc wąsem próżniacze rozbójniczki, osy,
Odganiają natręty i, dościgłe w plonie,
Kuszą swym złotym blaskiem srebrny połysk kosy.
I nazajutrz zuchwałe miodów rabuśnice
Widzą pola zmienione w ścierń jak czarów gusłem,
A drogą wozy wiozą żyto i pszenicę...
I gniewa je, gdy chłop się snopami rozczula,
Które w pasie, jak osy, ściśnięte powrósłem
Z wideł w stodoły wrota lecą jak do ula.
Staff Leopold Chleb
Wiecznie tak samo jeszcze jak za czasów Piasta,
Po łokcie umączone ręce dzierżąc w dzieży,
Zakwasem zaczyniony chleb ugniata świeży
Przejęta swym odwiecznym obrządkiem niewiasta.
Gdy wedle doświadczenia niechybnych probieży,
Nazajutrz ugniot miary właściwej dorasta,
Pierzyną ciepłą kryje pulchne ciało ciasta,
Kędy cierpliwie pory wypieku doleży.
I uklepawszy w płaskie półkule miąższ miękki
W gorący piec je wsuwa na długiej kociubie,
Skąd roztaczając zapach kuszący i miły
Wychodzą wnet pożywne, razowe bochenki,
Brunatne i okrągłe - ku piekarki chlubie -
Jak widnokrąg zoranych pól, co chleb zrodziły.
Po łokcie umączone ręce dzierżąc w dzieży,
Zakwasem zaczyniony chleb ugniata świeży
Przejęta swym odwiecznym obrządkiem niewiasta.
Gdy wedle doświadczenia niechybnych probieży,
Nazajutrz ugniot miary właściwej dorasta,
Pierzyną ciepłą kryje pulchne ciało ciasta,
Kędy cierpliwie pory wypieku doleży.
I uklepawszy w płaskie półkule miąższ miękki
W gorący piec je wsuwa na długiej kociubie,
Skąd roztaczając zapach kuszący i miły
Wychodzą wnet pożywne, razowe bochenki,
Brunatne i okrągłe - ku piekarki chlubie -
Jak widnokrąg zoranych pól, co chleb zrodziły.