Wiersze znanych
Sortuj według:
Tuwim Julian Nieznane drzewo
Gdzie jesteś, drzewo mocne i dumne,
Rozgałęzione, liściami szumne,
Węzłem korzeni zarosłe w ziemi,
Drzewo, z którego będę miał trumnę?
Muszę cię poznać, w korę zastukać,
Po lasach wołać, po borach hukać:
Gdzieżeś, tajemne drzewo trumienne?
Twój narzeczony przyszedł cię szukać!
Błądzi strapiony po całym borze,
Drzewa swojego znaleźć nie może,
Zaszum mi, zaszum na wieczność naszą,
Zanim się z tobą do snu ułożę.
Trzeba się przecież umówić wprzódy
Na owe ciężkie, śmiertelne trudy,
Gdy nam sądzono po nieskończoność
Zmieniać się w popiół, w bezpłodne grudy.
Może na tratwach po sinej fali
Przypłyniesz do mnie z ogromnej dali,
I wstyd nam będzie wieczny sąsiedzie,
żeśmy do śmierci się nie poznali!...
A może rośniesz przed moim domem,
Co dzień witane a nieznajome,
I ktoś ci może wyrzezał w korze
Małe litery, serce wiadome?
Długo, serdecznie gadałbym z tobą,
Wzruszyłbym wierszem, wymógł żałobą,
żebyś rozparło tę ziemię czarną
I znów zakwitło, na dziwo grobom.
żebyś mnie w siebie jakoś wszczepiło,
Wydarło z ziemi ukrytą siłą!
Coś może złączy nerw jakiś z kłączem
I zadrzewimy się nad mogiłą!
Może ogromnym westchnieniem z łona
W górę nas wzniesie ziemia zielona,
Ziemia jedyna, ziemia rodzima,
Tym grobem w samo serce zraniona.
Rozgałęzione, liściami szumne,
Węzłem korzeni zarosłe w ziemi,
Drzewo, z którego będę miał trumnę?
Muszę cię poznać, w korę zastukać,
Po lasach wołać, po borach hukać:
Gdzieżeś, tajemne drzewo trumienne?
Twój narzeczony przyszedł cię szukać!
Błądzi strapiony po całym borze,
Drzewa swojego znaleźć nie może,
Zaszum mi, zaszum na wieczność naszą,
Zanim się z tobą do snu ułożę.
Trzeba się przecież umówić wprzódy
Na owe ciężkie, śmiertelne trudy,
Gdy nam sądzono po nieskończoność
Zmieniać się w popiół, w bezpłodne grudy.
Może na tratwach po sinej fali
Przypłyniesz do mnie z ogromnej dali,
I wstyd nam będzie wieczny sąsiedzie,
żeśmy do śmierci się nie poznali!...
A może rośniesz przed moim domem,
Co dzień witane a nieznajome,
I ktoś ci może wyrzezał w korze
Małe litery, serce wiadome?
Długo, serdecznie gadałbym z tobą,
Wzruszyłbym wierszem, wymógł żałobą,
żebyś rozparło tę ziemię czarną
I znów zakwitło, na dziwo grobom.
żebyś mnie w siebie jakoś wszczepiło,
Wydarło z ziemi ukrytą siłą!
Coś może złączy nerw jakiś z kłączem
I zadrzewimy się nad mogiłą!
Może ogromnym westchnieniem z łona
W górę nas wzniesie ziemia zielona,
Ziemia jedyna, ziemia rodzima,
Tym grobem w samo serce zraniona.
Tuwim Julian Wszystko
Oddać ci wszystko: każdy sen i drgnienie,
Każdy nerw ciała, każdy ruch i krok!
Przeszłość - to tylko o tobie wspomnienie,
Przyszłość - to tylko twój najświętszy wzrok!
""Oddać ci wszystko, każde pulsu tętno
I grosz ostatni, i ostatek sił,
Trwonić dla ciebie swą młodość namiętną
Znaczyć ci drogę - krwią serdeczną z żył!
Zaprzeć się! Bluźnić! Z Judaszem paktować!
żwir na twej drodze w miękki piasek gryźć!
Natchnioną wiarą zakrzyczeć: "Ach prowadź!"
Gdy mi na własną zgubę każesz iść!
A potem - oddać ci ostatnie tchnienie
Skonać spokojnie, wiernie u twych nóg
I wstecz spojrzawszy wierzyć niewzruszenie,
że tak - za Ciebiem tylko umrzeć mógł.
Każdy nerw ciała, każdy ruch i krok!
Przeszłość - to tylko o tobie wspomnienie,
Przyszłość - to tylko twój najświętszy wzrok!
""Oddać ci wszystko, każde pulsu tętno
I grosz ostatni, i ostatek sił,
Trwonić dla ciebie swą młodość namiętną
Znaczyć ci drogę - krwią serdeczną z żył!
Zaprzeć się! Bluźnić! Z Judaszem paktować!
żwir na twej drodze w miękki piasek gryźć!
Natchnioną wiarą zakrzyczeć: "Ach prowadź!"
Gdy mi na własną zgubę każesz iść!
A potem - oddać ci ostatnie tchnienie
Skonać spokojnie, wiernie u twych nóg
I wstecz spojrzawszy wierzyć niewzruszenie,
że tak - za Ciebiem tylko umrzeć mógł.
Tuwim Julian Ciemna noc
Człowieku dźwigający,
Usiądź ze mną.
Pomilczymy, popatrzymy
W tę noc ciemną.
Zdejm ze siebie
Kufer dębowy
I odpocznij.
W ciemną noc wlepimy razem
Ludzkie oczy.
Mówić trudno. Nosza ciężka.
Chleb kamienny.
Mówić na nic. Dwa kamienie
W nocy ciemnej.
Tuwim Julian Nie śmiej się z...
Nie śmiej się z nich. Nie wolno. Nie drwij. Bo to boli.
To przecież tacy biedni, tacy mali ludzie...
To kąkole i chwasty na bezpłodnej roli.
Nie wiń ich. Mają dusze. I też żyją w trudzie.
A czyś widział ich dumę? Każdy z nich wszak sądzi,
że jest wyższy od ciebie. Nie masz w nich pokory.
Ale niech sobie myśli. Pokój z nimi. Niech błądzi.
To człowiek biedny, mały. Może zły i chory.
Och, nie śmiej się z biedoty! Bo serce mi ranisz!
Bo mi twa każda drwinka, jak im, w duszę wrasta.
Wiedz, że daremnie, bracie, tych maluczkich ganisz:
Przyjdzie do nich - pić z nimi - smutny Chrystus Miasta.
To przecież tacy biedni, tacy mali ludzie...
To kąkole i chwasty na bezpłodnej roli.
Nie wiń ich. Mają dusze. I też żyją w trudzie.
A czyś widział ich dumę? Każdy z nich wszak sądzi,
że jest wyższy od ciebie. Nie masz w nich pokory.
Ale niech sobie myśli. Pokój z nimi. Niech błądzi.
To człowiek biedny, mały. Może zły i chory.
Och, nie śmiej się z biedoty! Bo serce mi ranisz!
Bo mi twa każda drwinka, jak im, w duszę wrasta.
Wiedz, że daremnie, bracie, tych maluczkich ganisz:
Przyjdzie do nich - pić z nimi - smutny Chrystus Miasta.