Wiersze znanych
Sortuj według:
Wat Aleksander Kaligrafie (3)
Prawda go przyciaga. I prawda odpycha.
Poddaje się na przemian atrakcji i repulsji.
Jak pływak, co zasnął na wodzie w zacisznej płyciźnie zatoki
obok meduz i sam jakże meduzie podobny,
bierny zarówno fali tamtej,
co go zabiera,
i tej, która odnosi.
Poddaje się na przemian atrakcji i repulsji.
Jak pływak, co zasnął na wodzie w zacisznej płyciźnie zatoki
obok meduz i sam jakże meduzie podobny,
bierny zarówno fali tamtej,
co go zabiera,
i tej, która odnosi.
Wat Aleksander Nokturny (1)
Bólu przyjście gdy stuka w kość moją jak w drzwi.
Jak los. Kościanym palcem póki się nie poddam.
Póki nie otworzę. I bije między brwi
i jak majtek z książek wrzeszczy na mnie g o d d a m.
Furie liści spadłych sucha piana sztormu
obłoków szarpanina trzask ginących wraków ---
noc gdy alchemiczka cjanki warzy z bromu
grynszpan dosypuje do wywarów z maku.
Wreszcie ranek pogodny. Poranek bez radości
początek dnia i drogi długiego konania.
Gdy ruchem wyślizgowym odchodzi ku przeszłości
bez znaku bez spojrzenia bez głosu pożegnania.
Saint-Mande, 30 października 1956
Wat Aleksander Nokturny (4)
Może wiemy ale co
a może raczej
coś wiedzieliśmy---
wiedzieliśmy
ale to
to jak ołów
spadło na spód wód
zapomnienia.
I blask sieje niewiedzenia
w czarnych wodach.
Może wiemy, że wiedzieliśmy.
Może wiemy,
że my wiemy,
żeśmy coś wiedzieli!
czego wiedziećśmy niegodni,
czego wiedzieć nam nie wolno.
Może wiemy, że wiedzieliśmy, że coś wiemy,
co wiedzieliśmy, że nie wiemy wiedzieć ---
ale co
ale co
ale co
ale co
Noc grudniowa 1956
a może raczej
coś wiedzieliśmy---
wiedzieliśmy
ale to
to jak ołów
spadło na spód wód
zapomnienia.
I blask sieje niewiedzenia
w czarnych wodach.
Może wiemy, że wiedzieliśmy.
Może wiemy,
że my wiemy,
żeśmy coś wiedzieli!
czego wiedziećśmy niegodni,
czego wiedzieć nam nie wolno.
Może wiemy, że wiedzieliśmy, że coś wiemy,
co wiedzieliśmy, że nie wiemy wiedzieć ---
ale co
ale co
ale co
ale co
Noc grudniowa 1956
Wat Aleksander Pejzaż
W czerni
wyglądałaby z daleka jak ptak jaki złowrogi
z przetrąconymi skrzydłami,
gdyby nie kapelusz przekrzywiony na bakier.
Przed nią na wózku przewiązana sznurami
sosnowa trumienka.
"Wio!, krzyczy kobieta ze złością, gdy szkapa zagapiona staje.
I pusta równina wkoło. Nic więcej, nic więcej, nic więcej.
Tylko wiatr chwilami skamle i śnieżek pada na bakier
z ciemnej chmury.
wyglądałaby z daleka jak ptak jaki złowrogi
z przetrąconymi skrzydłami,
gdyby nie kapelusz przekrzywiony na bakier.
Przed nią na wózku przewiązana sznurami
sosnowa trumienka.
"Wio!, krzyczy kobieta ze złością, gdy szkapa zagapiona staje.
I pusta równina wkoło. Nic więcej, nic więcej, nic więcej.
Tylko wiatr chwilami skamle i śnieżek pada na bakier
z ciemnej chmury.