Wiersze znanych
Sortuj według:
Zechenter-Spławińska Elżbieta Przyczyny
Są ze sobą:
z miłości
z nienawiści
dlatego że są niepewni
dlatego że są zbyt pewni
przez grzeczność
przez dziesięć lat
przez trzy tygodnie
ze strachu
z wygody
z poczucia obowiązku
z braku poczucia obowiązku
Zapominają tylko o sobie
bez przyczyny
z miłości
z nienawiści
dlatego że są niepewni
dlatego że są zbyt pewni
przez grzeczność
przez dziesięć lat
przez trzy tygodnie
ze strachu
z wygody
z poczucia obowiązku
z braku poczucia obowiązku
Zapominają tylko o sobie
bez przyczyny
Ziemianin Adam Stacja I
Szybko umknęły miodowe miesiące
Gdzie teraz nasza muzyka pszczela?
Lecz trzeba jakoś wiązać koniec z końcem
I zrzucić z oczu odświętne bielma
Bo myją blade ręce piłaci nad nami
Ale dlaczego wyrok aż tak trudny?
Korona cierniem codzienności krwawi
A my zawieszeni jak wiadro u studni
Tym wiadrem anioł boleści potrząsa
A ono puste - na dnie nawet kropli
Wypatrujemy cicho lepszego miesiąca
Gdzie w te dni chore nam się obmyć?
A może trzeba godnie przyjąć wyrok?
Nawet nie tyko za nasze grzechy
W stronę miłości zrobić pierwszy krok
I jakoś tę krzyżową drogę przebyć
Gdzie teraz nasza muzyka pszczela?
Lecz trzeba jakoś wiązać koniec z końcem
I zrzucić z oczu odświętne bielma
Bo myją blade ręce piłaci nad nami
Ale dlaczego wyrok aż tak trudny?
Korona cierniem codzienności krwawi
A my zawieszeni jak wiadro u studni
Tym wiadrem anioł boleści potrząsa
A ono puste - na dnie nawet kropli
Wypatrujemy cicho lepszego miesiąca
Gdzie w te dni chore nam się obmyć?
A może trzeba godnie przyjąć wyrok?
Nawet nie tyko za nasze grzechy
W stronę miłości zrobić pierwszy krok
I jakoś tę krzyżową drogę przebyć
Zimorowic Szymon Haniel
Czemu narzekają smutno moje strony?
Czemu żalobliwie kwili flet pieszczony?
Dla ciebie, nadobna Halino,
Dla ciebie, kochana dziewczyno!
Miasto lubych pieśni, miasto słodkiej lutnie,
Muszę ciężko wzdychać, lamentując smutnie;
Nie masz cię, nadobna Halino.
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Kędy teraz oczy powabne są twoje,
Z których miłość co dzień wypuszczała roje?
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Jużże to zagasły ust twych ognie żywe.
Którymiś paliła serca natarczywe?
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Daremnie się ten świat w ludziach coraz młodzi,
Bo takiej Haliny drugiej nie urodzi;
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Próżno mój ogródek fijolki pachniące,
Próżno mój różaniec rozwija swe pącze;
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Gdyby mię Kupido odział swymi pióry,
żebym mógł polecieć przez lasy, przez góry!
Do ciebie, nadobna Halino,
Do ciebie kochana dziewczyno!
Namniej bym się nie bał skrzydłami pośpieszyć,
Abym mógł raz oczy tobą me pocieszyć;
Kędyś jest, nadobna Halino?
Kędyś jest, kochana dziewczyno?
Lecz próżno cię moje szukają powieki,
Której nie obscza pod słońcem na wieki.
Dobranoc, nadobna Halino,
Dobranoc, kochana dziewczyno!
Czemu żalobliwie kwili flet pieszczony?
Dla ciebie, nadobna Halino,
Dla ciebie, kochana dziewczyno!
Miasto lubych pieśni, miasto słodkiej lutnie,
Muszę ciężko wzdychać, lamentując smutnie;
Nie masz cię, nadobna Halino.
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Kędy teraz oczy powabne są twoje,
Z których miłość co dzień wypuszczała roje?
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Jużże to zagasły ust twych ognie żywe.
Którymiś paliła serca natarczywe?
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Daremnie się ten świat w ludziach coraz młodzi,
Bo takiej Haliny drugiej nie urodzi;
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Próżno mój ogródek fijolki pachniące,
Próżno mój różaniec rozwija swe pącze;
Nie masz cię, nadobna Halino,
Nie masz cię, kochana dziewczyno!
Gdyby mię Kupido odział swymi pióry,
żebym mógł polecieć przez lasy, przez góry!
Do ciebie, nadobna Halino,
Do ciebie kochana dziewczyno!
Namniej bym się nie bał skrzydłami pośpieszyć,
Abym mógł raz oczy tobą me pocieszyć;
Kędyś jest, nadobna Halino?
Kędyś jest, kochana dziewczyno?
Lecz próżno cię moje szukają powieki,
Której nie obscza pod słońcem na wieki.
Dobranoc, nadobna Halino,
Dobranoc, kochana dziewczyno!
Zawistowska Kazimiera Kiedy przyjdziesz...
Kiedy przyjdziesz? Ja słyszę w ciemnym przeczuć borze
Szmer twych kroków... Zielenią więc progi owiję,
A dusza jako owiec stado białoszyje
U cysterny pragnienia czeka cię w pokorze...
Wciąż czekam... płowych piasków śledząc martwe morze
I nie wiem, czy od spieki dziś cię namiot kryje,
Czy dłoń czyja twe stopy pielgrzymie obmyje?
I nie wiem, kędy jesteś, i dziwnie się trwożę.
I nie wiem, kiedy przyjdziesz! Tęsknotą strawiona
Moja dusza cię woła pieściwymi dźwięki,
Bo jak owoc już dojrzał mych bioder kształt miękki
I wonniejszą od kwiatu jest biel mego łona!
Ale przychodź! O przychodź, bo z tęsknoty skona
Moja dusza jak lutnia tobą rozdźwięczona.
Szmer twych kroków... Zielenią więc progi owiję,
A dusza jako owiec stado białoszyje
U cysterny pragnienia czeka cię w pokorze...
Wciąż czekam... płowych piasków śledząc martwe morze
I nie wiem, czy od spieki dziś cię namiot kryje,
Czy dłoń czyja twe stopy pielgrzymie obmyje?
I nie wiem, kędy jesteś, i dziwnie się trwożę.
I nie wiem, kiedy przyjdziesz! Tęsknotą strawiona
Moja dusza cię woła pieściwymi dźwięki,
Bo jak owoc już dojrzał mych bioder kształt miękki
I wonniejszą od kwiatu jest biel mego łona!
Ale przychodź! O przychodź, bo z tęsknoty skona
Moja dusza jak lutnia tobą rozdźwięczona.