Stolat.pl

Ważyk Adam

Adam
Ważyk

1970-01-01 - 1970-01-01

Sortuj według:

Ważyk Adam Syfon na Pradze

Na Pradze stoi drewniany syfon
i mówi jak beczka zachłyśnięta winem:
niech mnie spławią galarem do Gdańska
niech odpłynę odpłynę odpłynę
Mnie jak kosz owoców na grzbiecie
dobrzy ludzie poniosą po świecie
W owocach jest tlen jest żelazo
tlen i żelazo które pijecie

Na Pradze mówi niezgrabny syfon
Idziemy słuchamy go wszyscy
Idą trzy kościoły gotyckie
jak trzej królowie nubijscy

Jedzie z warzywem ogrodnik
panienka niesie swój suty warkocz
konie jak ludzie przechodzą na chodnik
i stają jak niegdyś przed arką

Nad nimi pyzate gołębie
i gwiazdy latają z bliska
sfory podmiejskich psów
gonią z liliami w pyskach

Wspominam ludzi zwierzęta
i syfon ubogi na Pradze
wspominam syfon na Pradze
wspominam syfon na Pradze
więcej

Ważyk Adam Szkic pamiętnika

Lubiłem rodzinne miasto, jak wy, jak lubi je każdy,
gadaliśmy pod kasztanami, przenikał na gwizd lokomotyw,
zielonych map entuzjasta na glos obmyślał odjazdy,
było nas dwóch lub dziesięciu i nikt z nas nie wiedział o tym,
że dojrzewamy w przerwie miedzy jedną wojną a drugą.

Chwaliłem ruch wyobraźni i w wierszu otwarta m płynąłem,
dzwony biły, rodzina siedziała w stołowym za stołem,
lampa zwisała z sufitu, jak oprawiony pożar.
To było niegdyś, wyrosłem, pływałem w rzekach i morzach,
podróżowałem niewiele w latach wulgarnych przygód,
bulwar paryski o zmroku opryskał mnie krwią pierwszych świateł,
powalił mnie, tłumem pędzącym czy żalem mnie przygniótł -
ktoś za mnie ginął, ktoś inny cieszył się za mnie światem.

Lata zgryzoty,
luki w pamięci,
pomiędzy jedną wojną a drugą
mój brat bezrobotny, obłąkany, wyskoczył z okna.
Nie oglądałem go w kostnicy,
płakałem tylko, kiedy ukląkłem przed jego szufladą,
gdzie leżały drobiazgi nieużyteczne jak on:
zepsuta zapalniczka, drobne wynalazki,
sztuczki magiczne, które lubił bardzo --
to zastępowało mu rymy i asonanse.

Niepokoiło mnie nic tylko to -
meble, draperie sute, ozdobne,
pederaści piszący wiersze o aniołach,
wszystko, co w obyczajach wróżyło nową wojnę,
piękne mitomanki o platynowych włosach,
w sukniach z epoki secesji,
powieści nic napisane,
obumarłe przed narodzeniem,
nuda i czczość zwiastujące wojnę.

Rozmowy przy kolacjach czy w knajpach przy wódce,
słowa tęczujące, w których dudni chaos.
W tych latach bowiem w ludziach nie najgorszej woli
reakcja maskowała się zgiełkiem w umysłach,
pojęcia gmatwały się jak niegdyś bogowie w epoce synkretyzmu,
pewien mój znajomy malarz
przez trzy godziny bez przerwy potrafił mówić od rzeczy,
inni układali krzyżówki,
czekali na kataklizm
jak na upiorną fotografie zbiorową w wybuchu magnezji,
czytali Nostradamusa.

Kłamca był między nami, przebrany za dziennikarza,
szpicel był pięknoduchem albo poetą-cyganem,
alfons i ajent niemiecki był snobem,
nie wiedziano, kto z czego żyje,
dziesięciu sprawiedliwych ginęło w Hiszpanii.
W tych latach mówiłem do siebie głosem starszego brata:
ileż razy trzeba cię budzić, abyś zbudził się w swojej epoce?
Mówiłem do siebie głosem brata samobójcy
i zamiast pisać - pióro stawiało kreski, znaki,
chodziło po papierze jak sejsmograf, aż prysło.

Zbudzono nas, ludzie nie najgorszej woli,
albo nas pochowano pod gruzami domu.

I wielu jeszcze zbudzono,
aby oczy zalepić im plastrami śmierci
i postawić pod murem w koszuli z papieru.
Okopany nad Wisłą, na przedpolu Warszawy,
przez lornetę wpatrując się w brzeg przeciwległy,
tam gdzie jutro pociski naszych dział będą biegły,
przypominam sobie
lata, które były i waszymi latami,
ludzie nie najgorszej woli,
pochowani w moim sercu jak we wspólnym grobie.
więcej

Ważyk Adam Tamto

Są rzeczy których domyślam się dopiero po latach
Nieznajoma w żałobie była starsza niż mnie się zdawało
Ktoś namówił pana N do napaści na mnie
Kiedy Z mówiła że filmy na nią źle działają
nic miała na myśli pięknych amantów

Ślepa ulica w śródmieściu obsadzona drzewami
ładnie obrębiona trawnikiem
nazywała się jak kobieta jak kwiat jak wiśnia ogrodowa
Hortensja
Mówiono przy stole o kimś kto mieszkał na tej ulicy
nic dosłyszałem o kim i to już przepadło
Przeszłość jest to dziś tylko cokolwiek dalej
To zdanie wziąłem z Norwida ale nic jest to moją prawdą
Ja musze jeździć o ileż dalej
Ja muszę jeździć za ciemne morze
po dwie rękawiczki które nie są do pary
więcej

Ważyk Adam Tramwaj

Iskra zaświeciła na lirze tramwaju
gwiazda uwięziona w czułym sercu lunet
Ten człowiek przejechany ach ten młody brunet
Kiosk z gazetami rzuca cień palmy
Patrzmy słuchajmy i palmy
Ile za dziennik ten piękna z kiosku?
Czytam go na głos i słyszę głos twój
W tym kiosku czuwa tłum oczu i czół
Iskra świeci na lirze tramwaju Przystanek
W tym kiosku znaleźć wśród głodnych kochanek
nic mogłem tej którą objąłbym wpół

We krwi zachodu kolana kobiet!

Tramwaj mnie uniósł i zgasił
więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję